Szef KAI o abp. Paetzu: Watykan chciał się go pozbyć
"Do Łomży pojechał na zesłanie, to był podstawowy błąd" - powiedział szef KAI Marcin Przeciszewski o zmarłym arcybiskupie z Poznania. Dodał, że "jego skłonności zostały rozpoznane w Watykanie".
Przeciszewski wspomniał o sprawie abp Paetza w kontekście problemów komunikacyjnych w Kościele. „Jestem prezesem Katolickiej Agencji Informacyjnej i często, żeby uzyskać najprostsze, najbardziej oczywiste informacje z różnych instytucji kościelnych, musimy używać metod dziennikarstwa śledczego" - powiedział dziennikarz.
Zdaniem Przeciszewskiego najlepszym rozwiązaniem sprawy zmarłego hierarchy jest powiedzenie całej prawdy, która wyzwala.
Prezes KAI powiedział także, że radził abp Głódziowi, by ten powiedział "przepraszam" po tym, jak w mediach pojawiły się informacje o kontrowersyjnym zachowaniu i słowach duchownego względem podległych mu księży.
"Jeśli bowiem w Watykanie uznano, że z kogoś, kto jest zgorszeniem w Watykanie można - za karę - uczynić ojcem diecezji - to znaczy, najdelikatniej rzecz ujmując, że coś nie tak było z nominacjami biskupimi" - napisał Tomasz Terlikowski.
Do słów Przeciszewskiego nawiązał w swoim wpisie na Facebooku:
Jeśli ktoś sądził, że debata nad zachowaniem Kościoła w sprawie arcybiskupa Juliusza Paetza dobiegła końca, i że można spokojnie przejść nad nią do porządku dziennego, to ostatnia wypowiedź prezesa KAI Marcina Przeciszewskiego powinna wyprowadzić go z błędu. W czasie panelu „Kościół na krawędzi?”, który odbył się w ramach Ogólnopolskiego Forum Młodych we Wrocławiu prezes KAI publicznie przyznał, że abp Juliusz Paetz w 1983 r. „do Łomży pojechał na zesłanie, to był podstawowy błąd”. „Jego skłonności zostały rozpoznane w Watykanie” i „Watykan chciał się go pozbyć” - podkreślał prezes KAI. I choć już wcześniej mówili o tym dziennikarze, to podobna opinia, i to w obecności Prymasa Polski, wcześniej nie padła z ust osoby, która jednak - do pewnego stopnia - pełni funkcje głosu Kościoła. I trzeba powiedzieć, że po niej, sprawa musi być wyjaśniona do końca i do bólu. Jeśli bowiem w Watykanie uznano, że z kogoś, kto jest zgorszeniem w Watykanie można - za karę - uczynić ojcem diecezji - to znaczy, najdelikatniej rzecz ujmując, że coś nie tak było z nominacjami biskupimi. I ktoś za to odpowiada. Coś nie tak było też z myśleniem eklezjalnym i teologicznym, bo uznano, że karą dla kogoś jest uczynienie go następcą apostołów, biskupem ordynariuszem. To są bardzo poważne zarzuty. Nie wierzę, żeby Marcin Przeciszewski o tym nie wiedział. Jeśli zaś je - i to oficjalnie, podczas spotkania zorganizowanego przez seminarium - w obecności Prymasa Polski i ustami poważnego przedstawiciela Kościoła postawiono, to trzeba na nie odpowiedzieć. Nie wystarczy powiedzieć, że to błąd, trzeba jasno powiedzieć, kto za niego odpowiada. A potem jasno za niego przeprosić. Ofiary, wiernych, których uznano za karę dla biskupa, który nie sprawdził się w Watykanie, okłamywanych księży.
Całość spotkania możesz zobaczyć poniżej:
Część 2 wideo:
Skomentuj artykuł