W argumentacji kard. Saraha o celibacie jest parę niepokojących rzeczy
Zakładam, że kardynał twierdzi, że jeśli będzie się równocześnie małżonkiem i księdzem to tak naprawdę nie będzie się ani jednym ani drugim. Jednak jest w tym argumencie parę niepokojących rzeczy.
„Istnieje analogia między sakramentem małżeństwa a sakramentem święceń, gdyż kulminacją obydwu jest całkowity dar z siebie. Dlatego też te dwa sakramenty wzajemnie się wykluczają" (kard. R. Sarah).
Staram się zrozumieć jeden z głównych argumentów kard. Saraha za utrzymaniem za wszelką cenę celibatu kapłańskiego. Kardynał uważa, że ponieważ oba sakramenty wymagają całkowitego zaangażowania i są do siebie bardzo podobne, nie mogą współistnieć owocnie w jednym człowieku. Na myśl przychodzą słowa Jezusa o pieniądzach: "Nie możecie dwom panom służyć. Nie możecie służyć Bogu i mamonie".
Zakładam, że kardynał twierdzi, że jeśli będzie się równocześnie małżonkiem i księdzem to tak naprawdę nie będzie się ani jednym ani drugim. Ucierpi albo Bóg albo małżeństwo i rodzina. Nie można być oddanym żonie i dzieciom i równocześnie Bogu i wspólnocie. Z praktycznego punktu widzenia jest to od biedy do przyjęcia, bo rzeczywiście prawdopodobnie łatwiej jest poświęcić się jednemu zadaniu niż dwóm naraz. Ale czy teologicznie da się to uzasadnić w ten sposób?
Jednak jest w tym argumencie parę niepokojących rzeczy.
Po pierwsze, czy małżonkowie kochając siebie nawzajem i swoje dzieci, kochają wówczas "mniej" Pana Boga? Jeśli tak, to znaczy, że wszyscy powinni zostawać księżmi i zakonnikami.
Po drugie, załóżmy, że ksiądz składa dar z siebie wyłącznie dla Boga, tylko pytanie, jak to czyni? Przecież miłość księdza do Boga nie sprowadza się wyłącznie do aktów religijnych i sakramentalnych. Jego miłość do Boga wyraża się też w nie mniejszym stopniu w miłości do człowieka i wspólnoty Kościoła, a nawet do tych, których jeszcze w tej wspólnocie nie ma. Czy Jezus ofiarowując siebie w Eucharystii i na krzyżu czyni to tylko i wyłącznie z miłości do Ojca? Nie. Tę samą miłość okazuje wszystkim ludziom. Przecież źródłem miłości do człowieka jest miłość do Boga. Nie można zgrzeszyć przeciwko Bogu "nadmierną" miłością do człowieka, jeśli płynie ona od Boga.
Nie można być oddanym żonie i dzieciom i równocześnie Bogu i wspólnocie. Z praktycznego punktu widzenia jest to od biedy do przyjęcia, bo rzeczywiście prawdopodobnie łatwiej jest poświęcić się jednemu zadaniu niż dwóm naraz. Ale czy teologicznie da się to uzasadnić w ten sposób?
Po trzecie, czy całkowity dar z siebie, czyli miłość okazana współmałżonkowi i dzieciom nie jest równocześnie miłością okazaną Bogu? Czy to nie ta sama miłość? Przecież św. Paweł pisze do Rzymian: "A zatem proszę was, bracia, przez miłosierdzie Boże, abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz waszej rozumnej służby Bożej" (Rz 12, 1) Apostołowi nie chodzi tutaj o chodzenie do Kościoła, lecz o konkretną służbę wobec braci i sióstr.
Myślę, że często popełniamy ten błąd w Kościele wynikający z niezrozumienia tajemnicy Wcielenia. Sporo wierzących uważa, że stawianie Boga na pierwszym miejscu oznacza wyłącznie poświęcanie czasu na modlitwę i kult, a drugi człowiek jakby zakłócał tę relację. Nie widać tego w życiu Jezusa, który spędzał dużo czasu na modlitwie i równocześnie ciągle był z ludźmi. Takie przeciwstawianie miłości do Boga jako religijności miłości do człowieka jest niechrześcijańskie. W tym sensie oba sakramenty się uzupełniają, a nie wykluczają.
Św. Maksymilian Kolbe oddał życie za człowieka, a uznany został za męczennika, który oddal de facto życie za Chrystusa. W trakcie procesu beatyfikacyjnego wielu teologów miało z tym problem, bo przecież nie oddał wprost życia za Jezusa.
Po czwarte, Katechizm Kościoła Katolickiego zatwierdzony przez św. Jana Pawła II jak na ironię łączy sakrament święceń z sakramentem małżeństwa. W jakim sensie? Oba nazwane są "sakramentami w służbie komunii" czyli Kościoła.
"Dwa inne sakramenty; święcenia i małżeństwo są nastawione na zbawienie innych ludzi. Przez służbę innym przyczyniają się także do zbawienia innych. (1534). Katechizm dodaje, że "wierni przyjmujący sakrament święceń i małżeństwo otrzymują szczególną konsekrację" (1535) inną niż pozostali wierni. Jasne, że to nie argument za tym, aby oba sakramenty były sprawowane w tym samym człowieku. Niemniej ich radykalne rozdzielanie trąci tęsknotą za Starym Testamentem, ich łączenie to duchowość Wcielenia wynikająca z Ewangelii.
Skomentuj artykuł