Łukasz Miśko OP: Maryja jest wzorem nie tylko dla kobiet
Polska pobożność Maryjna zawsze była dla mnie trudna i dziwna. Jeśli za bardzo koncentrujemy się na Maryi, jeśli zwracamy przesadną uwagę na Jej kult, tracimy Maryjną dynamikę. Zamiast być jak Ona, skupiamy się na Jej jednorazowej misji. Tymczasem Maryja powinna być dla nas wzorem tu i teraz.
Piotr Kosiarski: Przeżył Ojciec Maryjne „mininawrócenie”.
Łukasz Miśko OP: Nigdy nie miałem gorącej osobistej więzi z Maryją. Była Ona dla mnie oczywiście tą osobą, przez którą Bóg wszedł w świat, a więc i w mój świat, a nasza relacja była raczej na poziomie intelektualnym; okazywałem Maryi wdzięczność za to, że stała się pomostem między rzeczywistością Boga a moją. Ale nigdy nie była „kobietą mojego serca”.
A jednak w pewnym momencie zaczął Ojciec zauważać subtelne przejawy obecności Maryi w swoim życiu.
Pół roku temu zamieszkałem w Krakowie i zacząłem nawiązywać z Nią czułą więź. W naszej domowej kaplicy mamy niezwykłą ikonę – średniowieczne przedstawienie Maryi. Mogę na Nią patrzeć i jednocześnie odpoczywać w Jej spojrzeniu, czuć się bezpiecznie… Często modlę się w ten sposób po zwariowanym dniu – siadam w tej kaplicy i odkrywam coś, co może jednocześnie zawsze przy mnie było – osobistą, nie intelektualną tęsknotę za relacją z Maryją. Dzieje się to po dwunastu latach kapłaństwa.
Mówi się, że Maryja jest wzorem kobiecości. A czy może być Ona wzorem również dla mężczyzn?
Kilka lat temu, gdy pracowałem w Stanach Zjednoczonych, przeżywałem kryzys związany z aktywizmem – bardzo dużo wtedy pracowałem. Na poziomie zewnętrznym odnosiłem sukcesy, ale w środku czułem się wypalony.
Pewnego dnia pojechałem do położonego na pustyni klasztoru benedyktynów, w którym znajdowała się ikona Maryi. Przedstawiona na niej Matka Boża wyciągała ręce i błogosławiła. W Jej łonie był Jezus, który również błogosławił – w Maryi i przez Maryję. Trwanie przed tą ikoną było niesamowitym doświadczeniem. Czułem, jakbym modlił się przed Jezusem, ale doświadczając również obecności Jego Matki. Dotarło do mnie, że Ona naprawdę stała się Świątynią Boga; Bóg zamieszkał w Niej nie tylko po to, żeby się urodzić, ale też by – już jako dziecko – uświęcać świat. Jego Matka była na tej ikonie przedłużeniem tego, co On sam robił.
Patrzyłem na ten wizerunek przez pryzmat mojego wypalenia i nagle dotarło do mnie, że to, co mogę dawać ludziom w mojej pracy, jest dokładnie tym, co zrobiła Maryja. Jezus musi być we mnie i przeze mnie błogosławić. Inaczej każda moja aktywność będzie pusta.
Kościoły protestanckie nie rozwijają kultu Maryjnego.
W niektórych Kościołach protestanckich jest obecna duża nieufność wobec Maryi. Myślę, że wynika ona z obawy przed bałwochwalstwem. Maryja nie może znaleźć się na równi z Bogiem Trójjedynym. Bracia protestanci bronią się przed tym nadużyciem i słusznie. Katolicy w USA, którzy są mniejszością, również muszą się z tym zmierzyć. Mają oni często przygotowanych kilka „argumentów”, które mogą wykorzystać w rozmowie z protestantami.
Co mówią?
Że nie modlą się do Maryi, tylko z Maryją. I jest to prawda. Czczenie Maryi – w sensie Jej adorowania – byłoby złamaniem jednego z przykazań, fundamentu judeochrześcijańskiego rozumienia Boga. Stworzenie nie może być adorowane, aczkolwiek – i myślę, że katolicy zachowali tutaj wyobraźnię właściwą dla Kościoła sprzed podziałów – stworzony na Boży obraz i podobieństwo człowiek może być napełniony łaską. O Maryi mówi się, że była „pełna łaski”. Oznacza to, że miała w sobie Bożą obecność. Czerpiąc z Niej wzór, każdy z nas powinien być przepełniony Bożą łaską.
Łaska to coś danego za darmo; Maryja ją przyjęła i stała się miejscem spotkania nieba z ziemią. To zaproszenie dla każdego z nas. Dlatego, zamiast „czcić” Maryję, powinniśmy patrzeć na dar łaski, który Ona przyjęła. Każdy z nas ma rodzić Słowo. To istota chrześcijaństwa.
Jaki stosunek do pobożności Maryjnej mają katolicy w Stanach Zjednoczonych?
W wielu miejscach stało się niestety tak, że katolicy pod wpływem posoborowych przemian – ale również za sprawą rewolucji kulturowej i seksualnej – tak zawstydzili się pobożnością Maryjną, że całkowicie wymazali Matkę Bożą ze swoich wspólnot. Z kościołów usunęli obrazy i rzeźby. Dzisiaj, pięćdziesiąt lat po soborze, katolicy powoli odzyskują balans; wahadło wychyliło się do jednej ekstremy i teraz wraca. Mam nadzieję, że pozostanie w pozycji neutralnej i nie przechyli się za bardzo w drugą stronę.
W Polsce wahadło znalazło się w przeciwnej ekstremie?
Polska pobożność Maryjna zawsze była dla mnie trudna i dziwna. Jeśli za bardzo koncentrujemy się na Maryi, jeśli zwracamy przesadną uwagę na Jej kult, tracimy Maryjną dynamikę. Zamiast być jak Ona, skupiamy się na Jej jednorazowej misji. Tymczasem Maryja powinna być dla nas wzorem tu i teraz. Możemy czerpać z relacji z Nią, zadawać Jej pytania i poszukiwać odpowiedzi. Maryja jest przecież jednym ze sposobów przyjmowania Chrystusa w naszym życiu. Jeśli Ona to zrobiła, jeśli tak bardzo Mu zaufała, to ja również mogę. Chociaż żyjemy w zupełnie innym miejscu historii, Maryja może nas nawigować przez skomplikowaną rzeczywistość Polski, Europy, świata 2020.
Chyba właśnie na tym polegało moje Maryjne „mininawrócenie”. Kiedy byłem wypalonym aktywistą, Maryja spojrzała na mnie i pokazała, jak mam żyć.
Chociaż Maryja jest mi bardzo bliska, w swoim życiu musiałem całkowicie przeformatować obraz Boga. W pewnym momencie tej drogi bardzo zaskoczyło mnie ponowne odkrycie sensu starej pieśni, którą często słyszałem w dzieciństwie: „Lecz kiedy Ojciec rozgniewany siecze”…
„…szczęśliwy, kto się do Matki uciecze”. To klasyka.
Skąd takie spojrzenie na Boga i Maryję?
W drugim tysiącleciu zmieniło się chrześcijańskie postrzeganie Boga; stał się On tak „odległy” i „niedostępny”, że ludzie przestali przyjmować Komunię, bo czuli się niegodni. W 1215 roku Sobór laterański musiał nakazać przyjmowanie Komunii raz w roku, bo inaczej ludzie by tego nie robili. Oprócz tego zapomniano, że Bóg jest pełnią osobowości; wierzono, że kobiecość i męskość to dwa przeciwstawne bieguny, a jeśli człowiek zapomni, że w Bogu zarówno siła, jak i delikatność istnieją w sposób doskonały, zaczyna potrzebować kobiecości – rozumiejącej i współczującej. W tym kontekście Maryja stała się namiastką bliskiego Boga.
Nie zmienia to jednak faktu, że tak rozumiana pobożność Maryjna jest piękna i drzemie w niej ogromna siła. Maryja może nam przecież pokazywać cechy Boże. W końcu – jako człowiek – rozwinęła w sobie potencjał, który dał Jej Bóg, istniejący w Nim w sposób jeszcze bardziej doskonały. Maryja jest ikoną Boga.
Ale ikony nie mają zatrzymywać na sobie.
Maryja jako idol może podtrzymywać w nas niewłaściwy obraz Boga. Myślę, że w tym kontekście niezwykle ważna jest formacja. Można pięknie opowiedzieć, kim jest Bóg, patrząc na przykład życia Maryi. Magnificat to niezwykłe świadectwo synergii – energii Boga i twórczości Maryi. Na tym powinna polegać właściwa formacja Maryjna – na braniu odpowiedzialności za siebie, a nie na byciu „pacynką” w ręku Boga.
Maryja z jednej strony przedstawiana jest jako Judyta, wojowniczka. W Apokalipsie czytamy, że „depcze głowę smoka”. Z drugiej strony Maryję znamy jako cichą i pokorną dziewczynę z Nazaretu. Kim tak naprawdę jest Matka Jezusa?
Może ten Nazaret to nie była cisza i pokora, ale twarda rzeczywistość? Życie Maryi i Józefa nie było łatwe, a obraz Maryi jako cichej i pasywnej jest nieprawdziwy. W czasie zwiastowania Maryja wcale nie była pasywna; niemal przyparła Anioła do muru: „Jak to się stanie, skoro nie znam męża?”. „Nie spałam z Józefem”. To jest konkret, a nie przerażenie majestatem Anioła. Widzimy, że Maryja jest kobietą, która zna życie, mocno stąpa po ziemi i wie, jak działa świat. Maryja wyłania się w Apokalipsie jako doskonała Córka Izraela. Podobnie jest w „Godzinkach” – obraz Maryi jest w nich porażający – wojująca, waleczna kobieta, zamek warowny, twierdza. To, czego dokonała Maryja w swoim życiu, jest obrazem Kościoła.
„Bóg z Boga, Światłość ze Światłości, Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego”. Co teologia mówi o cielesności Jezusa i Jego więzi z Maryją?
To, że Jezus „zrodzony, a nie stworzony” wszedł w naszą historię, objawił się na linii czasu i otrzymał ciało z Maryi.
Bóg, który przyjmuje ciało to jeden z najbardziej istotnych elementów naszej wiary i podstawowa różnica między judaizmem a chrześcijaństwem. Judaizm jest niezwykłym otwarciem na tajemnicę Boga Jedynego i Jego świętość. Chrześcijaństwo to kolejny krok. Ten, który „mówił przez proroków”, stał się człowiekiem. Dla chrześcijanina zbawieniem jest nie tylko przyjęcie Boskości Boga, ale również przyjęcie w naszym człowieczeństwie Bożego człowieczeństwa. Jan Paweł II mówił, że kluczem do zrozumienia człowieka jest Jezus z Nazaretu, Jego ludzkie życie. Ono otwiera i odblokowuje we mnie coś głębszego. I dzieje się to dzięki Maryi. Obawiam się, że inkarnacyjny charakter chrześcijaństwa nie jest wystarczająco podkreślany w formacji; w konsekwencji wszystko się rozjeżdża – Bóg staje się odległy, a Maryja – namiastką Bożej bliskości.
Co by się stało, gdyby Maryja powiedziała „nie”?
Anioł na pewno by to zrozumiał (śmiech). Bóg szanuje naszą wolność na dobre i na złe. Wiemy na pewno, że miał „pragnienie” przyciągnięcia do siebie świata i chciał tego dokonać z udziałem ludzi. Dlatego historia Starego Testamentu rozwija się tak powoli. Można to było zrobić szybciej, ale Bóg postanowił być cierpliwy.
Gdyby Maryja powiedziała „nie”, Bóg pewnie znalazłby kogoś innego. Stary Testament jest pełen postaci, które odmawiały; a może byli tam też niezapisani bohaterowie, którzy mogli czegoś dokonać, ale odmówili? Ich Anioł odszedł.
Jak dbać o więź z Matką Bożą? Co można zrobić, by rozwijać zdrową pobożność Maryjną?
W amerykańskim kościele, którego byłem proboszczem, brakowało wizerunku Maryi. Pewnego dnia znalazłem w jakimś zakamarku bardzo ładną rzeźbę Matki Bożej; wyglądała trochę jak królowa Elfów z „Władcy Pierścieni”. Pomyślałem sobie, że ona jest na tyle prosta, że nie wpłynie na minimalizm wnętrza kościoła. Pojawiło się jednak pytanie, gdzie ją postawić. Wspólnie ze studentami wpadliśmy na pomysł, że znajdziemy dla niej miejsce przed amboną, trochę tak, żeby nie za bardzo rzucała się w oczy. Co nam z tego wyszło? Jak już ją postawiliśmy, doznałem olśnienia! Myśleliśmy tylko o estetyce, a przecież Maryja jest nazywana Matką Słowa! Była zasłuchana w Słowo i ukształtowana Słowem Bożym. Była na Nie otwarta. Postawienie figury Maryi przy ambonie było niezwykłym odkryciem. Maryja ma nas uczyć słuchać, jest opiekunką tego, jak Słowo przemawia do nas. Jeśli powiemy „fiat” – tak jak Ona – Słowo narodzi się w nas!
Ta historia jest dla mnie bardzo szczególnym elementem mojej osobistej relacji z Maryją. Możemy się od Niej uczyć receptywności, otwartości na Boże mówienie. Ona wierzyła, że Bóg nie jest obojętny, ale przychodzi. Szukanie tego Bożego przychodzenia każdego dnia jest drogą Maryi. Właśnie dzisiaj – tu i teraz – mam bardziej słuchać Bożego Słowa.
A to, że dzięki Maryi łatwiej nam poczuć się bezpiecznie, „jak w domu”, również jest bardzo ważne. Jest w końcu ktoś, kto – już w niebie, w przestrzeni odkupienia i radości – przeszedł tę samą drogę co ja, kogo życie mocno sponiewierało i wie, co przeżywam! Protestanci redukują – albo Bóg, albo Maryja. A może i Bóg, i Maryja? Bóg działa przez aniołów, przez świętych i przez różne wtórne przyczyny, jest tak wielki i tak różnoraki, że używa niezliczonych nośników i mediatorów. Maryja jest jednym z nich, bo pokazuje Boga. I robi to świetnie. Całą sobą.
Łukasz Miśko OP - dominikanin, prezes Fundacji Dominikański Ośrodek Liturgiczny. W roku 2007 otrzymał dyplom Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie, broniąc pracę z patrologii. Po dwóch latach pracy w Jarosławiu, został skierowany do pracy w zespole duszpasterzy Columbia University w Nowym Jorku. Od tego czasu koncentruje się na formacji liturgicznej wiernych, wykorzystując w swojej pracy muzykę liturgiczną praktykowaną w polskich środowiskach dominikańskich
Skomentuj artykuł