Większość pedofilów nie odczuwa, że molestując dziecko, robi mu krzywdę
"Nie zrobiłem tego" - to jest powtarzane do znudzenia. Z tego powodu przestępcy seksualni mają trudność z określeniem tego, dlaczego siedzą w więzieniu. Oni nie widzą, że zrobili komuś krzywdę - mówi Sławomir Jakima, seksuolog i psychoterapeuta, który od wielu lat prowadzi i superwizuje pracę z osobami o zaburzonych preferencjach seksualnych.
Piotr Kosiarski, DEON.pl: Co to jest pedofilia?
Dr n. med. Sławomir Jakima: W klasyfikacji problemów seksualnych można wyróżnić zaburzenia preferencji seksualnych. Odnoszą się one do tego, co dana osoba preferuje, a więc jaka czynność, osoba lub rzecz są dla niej najbardziej pożądane seksualnie, kiedy uzyskuje największe podniecenie. Nazywa się to zaburzeniami preferencji, szerzej tzw. dewiacjami. Medycznie nazywa się je parafiliami. Nazwa ta występuje w klasyfikacji chorób na całym świecie. Pedofilia jest terminem medycznym i oznacza preferencje seksualne osób dorosłych w stosunku do dzieci i związanych z tym dziecięcymi atrybutami ciała. Oznacza to zatem, że dziecko jest bardzo lub najbardziej pożądanym obiektem pożądania seksualnego. W klasyfikacjach chorób pedofilia jest umieszczona w tzw. zaburzeniach preferencji seksualnych - parafiliach.
Czy wszystkie parafilie podlegają leczeniu?
Nie. Załóżmy, że ktoś przebiera się wieczorem, bo to go podnieca, ale nikomu to nie przeszkadza. To jest jego prywatna sprawa i nie wymaga leczenia. Problem pojawia się wtedy, kiedy nie ma zgody drugiej strony lub nie ma zgody wyrażonej w sposób świadomy.
Aby mówić o normie seksualnej, powinno być spełnionych sześć warunków. Po pierwsze, musi być partner. Po drugie, musi to być partner w miarę dojrzały, dorosły. Po trzecie, partnerzy powinni wyrazić wzajemną zgodę na to, co robią. Po czwarte, musi być wzajemne dążenie do przyjemności, po piąte nie może to szkodzić zdrowiu i po szóste nie może być antyspołeczne.
Pedofila to pociąg seksualny do dzieci. I nie chodzi tu o samo dziecko, ale również dziecięcą budowę ciała, ruchy, gesty - to najbardziej podnieca pedofilów.
Pedofilów można podzielić na preferencyjnych i zastępczych. Na czym polega różnica?
W przypadku pedofilów preferencyjnych kontakt z dzieckiem staje się w pewnym momencie jedynym i najbardziej preferowanym sposobem realizacji pociągu seksualnego. Takiego pedofila podnieca dziecko, jego zachowanie i budowa. Pedofile preferencyjni to w 99 proc. mężczyźni, chociaż zdarzają się również kobiety.
W pedofilii zastępczej pociąg do dzieci nie jest jedyną preferowaną czynnością seksualną i pełni on formę zastępczą. Ten podział ma ogromne znaczenie w leczeniu pedofilii.
Jak kwestia pedofilii wygląda w polskim prawie?
O przestępstwach seksualnych mówi XXV rozdział polskiego kodeksu karnego. Według artykułu 197 każdy, kto przemocą, wykorzystując trudną sytuację jakiejś osoby, jej niewiedzę, dokonuje czynności seksualnych, podlega karze. Istnieje również druga możliwość. Kto taką osobę w jakiś sposób wykorzystuje seksualnie, wymuszając na niej określone zachowanie seksualne, np. nie dotykając jej, a każąc jej masturbować się na oczach innych, popełnia przestępstwo.
Z kolei artykuł 200 mówi, że każdy czyn seksualny wobec osoby poniżej 15. roku życia jest przestępstwem. Klasyfikacja chorób Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, tzw. "DSM", uznaje pedofilię za kontakt z osobą do 13. roku życia. W jednym i w drugim przypadku chodzi głównie o brak dojrzałości. Istnieje co prawda szereg różnych definicji i sporów związanych z terminem "pedofilia", jednakże każdy kontakt seksualny z osobą do 15. roku życia jest przestępstwem. Dotyczy to kontaktu cielesnego, wymuszania na kimś czynności seksualnej, pornografii z udziałem dzieci, jak również jej przesyłania, rozpowszechniania i tworzenia. Gdy ktoś na zamówienie robi film pornograficzny z udziałem dzieci, popełnia przestępstwo, nawet jak go to nie interesuje. Wspólne oglądanie pornografii z udziałem dzieci również jest przestępstwem, podobnie jak dawanie dzieciom przedmiotów służących do czynności seksualnych.
Co się dzieje z przestępcą seksualnym, który zostaje zatrzymany?
Polskie prawo mówi, że taka osoba musi zostać zbadana, powoływany jest wtedy biegły seksuolog. On określa, jaki jest to rodzaj czynu, np. czy jest to czyn pedofilny preferencyjny czy zastępczy. W przypadku skazania na karę więzienia osoba taka może być skierowana na leczenie w ośrodkach leczenia przestępców seksualnych w zakładach karnych. W innym przypadku może być orzeczona kara z koniecznością podjęcia leczenia w warunkach ambulatoryjnych. Przed ukończeniem kary pozbawienia wolności, na wniosek dyrektora więzienia, powoływani są biegli, którzy mają ocenić, czy prawdopodobieństwo jest wysokie lub bardzo wysokie. W przypadku bardzo wysokiego osadzony po odbyciu kary kierowany jest do ośrodków psychiatrii sądowej, gdzie znajdują się ośrodki leczące przestępców seksualnych. Pobyt w takim ośrodku trochę zmienia status, ponieważ sprawca z osadzonego przyjmuje status pacjenta zakładu psychiatrycznego. Co 6 miesięcy wykonywana jest opinia mająca na celu ustalenie możliwości recydywy. Większość ośrodków sądowych to ośrodki o wzmocnionym zabezpieczeniu. Cała procedura odbywa się na poziomie sądowym.
Nie każdy pedofil dokonuje gwałtu na dziecku.
Tylko mały procent dokonuje poważnych czynów. Większość ma inny kontakt z dziećmi. Mogą być pedofile uwodzący, dla których istotą może być np. bycie rozebranym przy dziecku, chodzenie przy nim w szlafroku, dawanie się dotykać, są regresyjni. Podziały są różne. Większość nie dokonuje gwałtów, ale ma inne formy molestowania. Trzeba jednak zawsze zaznaczyć, że każdy kontakt seksualny dziecka z osobą dorosłą jest traumą. Najgorzej, jeśli dziecko jest wykorzystywane w środowisku rodzinnym. Mówimy wtedy o pedofilii kazirodczej.
Kiedy rozwijają się pedofilne preferencje seksualne?
Przed 18. rokiem życia. Wtedy kształtuje się seksualność. Człowiek z takimi preferencjami nie tyle się rodzi, co wytwarzają się one z określonych doświadczeń. Tak naprawdę nie znamy do końca przyczyn powstawania zaburzeń preferencji seksualnych.
Co może być źródłem pedofilii?
Koncepcje są różne. Jest nią nie do końca wykształcona dojrzałość. Dziecko wtedy staje się partnerem. Łatwiej nawiązać relację z nim niż z osobą dorosłą. Niektórzy mający takie preferencje sami przeszli molestowanie seksualne w dzieciństwie. Ale nie jest to warunek konieczny, molestowanie dzieci jest powszechne, a przecież niewielki procent staje się pedofilami. Ogromna większość osób, które doznały molestowania, nigdy nie ma i nie będzie miało tendencji pedofilnych.
Oznacza to, że takie osoby mają problem z relacjami?
Wielu pedofilów ma problem z nawiązywaniem relacji i przyjaźni z dorosłymi. Istnieje jednak jeszcze jedna możliwość. Dla niektórych osób dziecko jest po prostu łupem; łatwiej je uwieść niż dorosłą osobę. Dla nich dziecko nie jest partnerem. Przy prawidłowej możliwości kontaktów seksualnych z osobami dorosłymi kontakt z dzieckiem jest formą zastępczą lub sytuacyjną.
Czy istnieje jakiś algorytm w zachowaniu dzieci, które były molestowane seksualnie?
Niektóre objawy wykorzystywania seksualnego można rozpoznać od razu. Są tzw. pierwsze objawy. Należą do nich uszkodzenia skóry i naskórka w okolicach odbytu, ust, pochwy lub członka, zadrapania na udach, siniaki. Oczywiście pewnikiem jest choroba weneryczna. W drastycznych przypadkach zdarzają się uszkodzenia pochwy i odbytu.
Są jednak również objawy psychiczne - unikanie konkretnej osoby, u małych dzieci zabawy naśladujące zachwalania seksualne, nadmierna seksualizacja dziecka (nadmierne zainteresowanie i okazywanie seksualności, nieadekwatne do wieku dziecka), używanie słów zarezerwowanych dla dorosłych, opisywanie czynności seksualnych, nadmierna masturbacja, czynności seksualne z innymi dziećmi, oglądanie przez dzieci pornografii, unikanie chodzenia do szkoły, moczenie nocne, bóle głowy, bezsenność i objawy nerwicowe. Oczywiście wyżej wymienione objawy nie oznaczają 100% pewności przebycia traumy seksualnej. Jednakże nadmierna seksualizacja dziecka oraz objawy fizyczne powinny wzbudzać zainteresowanie dorosłych.
A u dorosłych?
Skutki wykorzystywania seksualnego odezwą się w dorosłości. Dziecko, które jest molestowane przez najbliższych, czuje się winne zaistniałej sytuacji. Często dostaje od nich informację zwrotną: "jeśli powiesz mamie, to tatuś pójdzie do więzienia", "jeśli komuś naskarżysz, wujek będzie miał nieprzyjemności", "niech to będzie nasza wspólna tajemnica".
Z tym poczuciem winy wchodzi się w dorosłość. Towarzyszy temu przekonanie, że mogłem to zmienić, nie dopuścić do tego, co się stało. Część ludzi nie radzi sobie z tą traumą, ucieka w nadmierną seksualizację. Seks jest wtedy traktowany jako próba zmycia z siebie brudu. Duża część osób się izoluje, ma problemy nerwicowe, inni popadają w uzależnienia. Praktycznie osoby takie pozostają sam na sam z przebytą traumą.
Jak pomóc takim osobom?
Przede wszystkim należy ustalić, czy na pewno doszło do takiej sytuacji. Nigdy nie wolno oceniać, mówić, że mogła pani, mógł pan temu zapobiec. Trzeba wysłuchać, dowiedzieć się, jakie niesie to skutki dla pacjenta, ustalić, co dokładnie się wydarzyło. Przede wszystkim należy pomóc pozbyć się u tej osoby poczucia winy i dać jej do zrozumienia, że ją wtedy naprawdę skrzywdzono. Aby pomagać takim osobom, trzeba w miarę dobrze poruszać się w tematyce seksualnej, ważne jest również zachowanie pełnej dyskrecji. Osoby, które przeszły taką traumę, powinny (jeśli chcą) spróbować poddać się psychoterapii, która jest trwającym w czasie procesem i wymaga jednak od terapeuty umiejętności pracy z takimi sytuacjami.
Należy pamiętać, że żadne dziecko ani żadna osoba dorosła molestowana seksualnie nie ponosi winy za to, co się stało.
Co z sytuacją, w której molestowania dokonują starsi koledzy w szkole?
Kodeks karny mówi o różnicy przynajmniej 5 lat. Jeżeli mamy do czynienia z kontaktem seksualnym 16-latka z 14-latką, to trudno tu mówić o pedofilii. Ale jeśli ma z nią kontakt 30-latek, to można już zastanowić się, czy nie jest to preferencja seksualna.
Warto, aby w szkołach mówić o granicach seksualności, wolności seksualnej i osobistej. Warto również obserwować, co się dzieje potem ze sprawcami molestowania, czy to nie jest przypadkiem źle kształtująca się osobowość. Znamy przypadki samobójstw po nadużyciach seksualnych spowodowanych przez rówieśników. Trauma, której się doznało od kolegów, jest tak samo bolesna jak trauma doznana od dorosłych.
Czy to prawda, że pedofile nie do końca zdają sobie sprawę z tego, że robią coś złego?
Większość pedofilów nie odczuwa, że molestując dziecko, robi mu krzywdę. Działają tutaj dwa bardzo silne mechanizmy obronne. Zaprzeczenie i racjonalizacja. Zaprzeczanie, czyli przekonanie, że "nie zrobiłem tego" - to jest powtarzane do znudzenia. Z tego powodu przestępcy seksualni mają trudność z określeniem tego, dlaczego siedzą w więzieniu. Oni nie widzą, że zrobili komuś krzywdę, bo są za bardzo skupieni na sobie. Zaś racjonalizacja to wyjaśnienie tego w innym kontekście - "dziecko samo tego chciało", "nic się nie stało". To są tak silne mechanizmy, że ich rozbicie jest podstawą terapii.
Jeżeli ktoś popełni czyn pedofilny i jest później badany przez biegłego, to zaprzeczy, nawet jeżeli przedstawi mu się dowody?
Część może potwierdzić, że miało kontakt z dzieckiem, ale jednocześnie będzie twierdzić, że np. nie było tak do końca. Ten mechanizm służy do tego, żeby nie dopuścić do siebie myśli, że robię komuś krzywdę. To jest straszne. Pedofile w ramach zaprzeczania potrafią się tłumaczyć, że oglądają np. treści naturystyczne, czyli np. nagą rodzinę, kąpiącą się, ale jest tam zawsze małe dziecko - to też jest forma podniecania się.
Nie wiem, czy pan wie, ale istnieją stowarzyszenia tzw. dobrych pedofilów, czyli osób, które mają swoje oficjalne strony internetowe i twierdzą, że wprowadzają młodych ludzi w grzeczny, fajny sposób w seks. Część osób o preferencjach pedofilnych, które nie chcą i nie dokonały jakiegokolwiek czynu wobec dziecka, zaproponowała termin orientacja pedofilna. Tego typu rozważania pojawiały się w trakcie tworzenia klasyfikacji chorób psychicznych Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego DSM-5.
To jest legalne?
Propagowanie i racjonalizowanie kontaktów seksualnych z dzieckiem jest nielegalne i szkodliwe. Jednakże nie można karać kogoś za jego fantazje seksualne, dopóty nie popełni czynu zabronionego (z wcześniej wymienionych).
Co z ludźmi, którzy wiedzą, że robią coś złego, że ich seksualność zmierza w złą stronę, i chcą coś z tym zrobić?
Jest sporo takich ludzi, dlatego Amerykanie wprowadzili pojęcie osobowości pedofilnej. Dotyczy ona osób, które nie popełniły jeszcze czynu, ale mają takie fantazje z dziećmi. To jest około 5 proc. przypadków. Osoby takie szukają pomocy psychoterapeutycznej, nie mogąc zaakceptować w sobie tych preferencji.
Czy pedofile chcą się leczyć?
Większość z nich - nie. Wynika to z tego, że leczenie nie sprawi, że przestaną mieć takie tendencje. Skłonności pedofilne zostają niestety na całe życie. Celem pracy z pedofilami są trzy rzeczy - rozbicie mechanizmów obronnych, przyjęcie tego, że to jest choroba, i wyłapywanie naporu, czyli momentu, w którym istnieje silna, nieodparta chęć kontaktu z dzieckiem.
Jakie to są momenty?
Anna Salter, amerykański lekarz i psychiatra, która spędziła lata na badaniu przestępców seksualnych, stworzyła pojęcie tzw. cyklu dewiacyjnego, czyli pewnej formy zachowań prowadzących do przestępstwa. Jest to bardzo ciekawy cykl powtarzalności i właśnie na jego podstawie pracuje się z pedofilem. Chodzi o to, aby on zobaczył, w którym momencie doszło do przestępstwa. I w jaki sposób się to powtarza.
Jak wygląda ten schemat?
Zacznijmy od tego, że przestępca siedzi w domu, czuje napór i podniecenie, jest w nim bardzo dużo emocji, np. pokłócił się z kimś albo wie, że nie ma szansy na leczenie. Wtedy zaczyna się ruch; Salter nazwała go pozornie nieważną decyzją - wydaje się nieistotna, ale służy popełnieniu przestępstwa - np. przestępca ni stąd ni zowąd decyduje się iść na spacer do parku, gdzie są dzieci, albo obok szkoły. Pozornie nieważną decyzją jest również np. wybór zawodu, w którym będzie się blisko dzieci. To może być nauczyciel, trener, pediatra, ksiądz itp.
Czy taka decyzja może być podjęta w sposób nieświadomy?
W wieku 20 lat już się wie, jakie się ma preferencje seksualne. Mówiąc prościej, co kogo kręci.
Drugi etap w cyklu dewiacyjnym to obserwacja i wybór ofiary. Przestępca patrzy, któremu dziecku może coś zaoferować, które jest samotne, któremu może coś dać. Później następuje atak, czyli czyn seksualny. Kolejny etap to zapewnienie sobie tajemnicy - "jeśli komuś powiesz, pójdę do więzienia". Później pojawia się zespół depresyjny. Ale nie wiąże się to z wyrzutami sumienia, tylko z potwornym lękiem przed złapaniem. Ten jednak się wycisza, aż do następnego naporu.
Ci ludzie w większości powtarzają recydywę w zachowaniach. Popęd seksualny jest tak silny, że trudno go zatrzymać. Leczenie mówi tak - możesz mieć napór do końca życia. Ale jak wiesz, że go masz, to wiesz, co będzie dalej. Musisz się na tym etapie zatrzymać.
Czy badania przeprowadzone na przestępcach seksualnych są wiarygodne?
Salter podała, że badania przestępców seksualnych są przeprowadzane głównie w więzieniach. I nie są to wiarygodne dane. Tak naprawdę niewiele wiemy o tym świecie. Jeśli prokurator mówi do recydywisty, który okradł cztery sklepy, że okradziony był również piąty i szósty i jeśli się przyzna, zostaje mu zmniejszona kara, to on się przyzna. "Fakt, piąty i szósty też okradłem". Lecz jeśli przestępca seksualny powie "zaatakowałem pięcioro dzieci, ale również szóste i siódme", to nie będzie to dla niego łagodzące. Dlatego on nigdy nie powie prawdy, nawet w zakładzie karnym.
Ponadto wielu pedofilów nie jest osobami intelektualnie sprawnymi. Wielu jest na pograniczu upośledzenia umysłowego lub na granicy bardzo niskiej normy intelektualnej. Anna Salter twierdziła też, że jeśli przestępca nie jest psychopatą, to z reguły ma na koncie pięć ofiar. Jeśli jest psychopatą, to istnieje prawdopodobieństwo, że ofiar jest minimum dwadzieścia. Nie do końca wiemy, czy to jest prawda.
Czy ktoś, kto przychodzi po pomoc, powinien obawiać się tego, że zostanie zgłoszony do organów ścigania?
Ten problem do końca nie jest rozwiązany. Z jednej strony jest kodeks karny, który mówi, że każda krzywda wyrządzona dziecku powinna być zgłaszana. Z drugiej strony jest jednak kodeks etyki lekarskiej i kodeks terapeutyczny, a one mówią jasno - tego, co powiedział pacjent, nie można nikomu powtórzyć. Wynika to też z ustawy o zdrowiu psychicznym, według której lekarz nie może wpisać do historii choroby żadnej informacji, która w jakiś sposób jest niekorzystna dla pacjenta. Teraz mamy dwie drogi. Jeśli zgłasza się osoba, która mówi, że ma tendencje pedofilne, fantazje związane z dziećmi, ale nie dokonała takich czynów oraz pragnie podjąć się terapii, nie ma podstaw do informowania organów ścigania.
Ale co robić, jeżeli zgłasza się osoba, która mówi, że dokonała czynu pedofilnego, przestraszyła się tego, nie zamierza więcej tego robić i chce coś z tym zrobić? Jeśli lekarz czy terapeuta zgłosi tę sprawę do prokuratury, co z jednej strony jest wyższą konicznością, bo ta osoba teoretycznie powinna być objęta sankcjami karnymi, to z drugiej strony ten człowiek już nigdy więcej nie poprosi o pomoc.
Kiedyś tak było z wirusem HIV. Polski psycholog i terapeuta Marek Kotański mówił do zarażonych, że jeśli idą do stomatologa, powinni informować go o tym, że są nosicielami. Stomatolog wtedy zakładał rękawiczki i był ostrożny. Gdyby jednak zdarzyło się, że dentysta wyrzuci pacjenta, to on już przy następnej wizycie nie powie, że jest nosicielem HIV.
W przypadku pracy z pedofilami mamy dylemat moralny. I nie jest on rozstrzygnięty. Istnieje oczywiście coś takiego jak kontrakt terapeutyczny. Polega on na umowie - "jeżeli popełni pan czyn pedofilny, a ja się o tym dowiem, to zgłoszę pana mimo terapii". Ale to wszystko jest bardzo trudne ponieważ art. 304 par. 1 Kodeksu Postępowania Karnego obliguje każdego, kto dowiedział się o popełnieniu przestępstwa ściganego z urzędu, do zawiadomienia prokuratury lub policji.
Trzeba pamiętać o tym, że podjęcie terapii nie daje podstaw do tego, by kogoś nie karać, jak dokona czynu. Zdarza się również, że ktoś przychodzi i prosi o natychmiastowe zaświadczenie, że podjął terapię. Jest to sygnał, że prawdopodobnie coś zrobił i potrzebuje papieru. Można wydać zaświadczenie, że się zgłosił, ale nie wolno w nim napisać, że podjął terapię.
Wygląda na to, że praca z pedofilem przypomina pracę z osobą uzależnioną.
Tak, to jest trochę podobne do leczenia uzależnień. Jednakże istnieje specyfika leczenia takich przestępców. Dobrze przeprowadzone leczenie daje dużą szansę na ograniczenie recydywy.
Z jakimi trudnościami mierzą się osoby, które chcą podjąć leczenie?
Wyobraźmy sobie kogoś z pana województwa. Załóżmy, że mieszka niedaleko Suchej. Dojazd jest tam trudny, a on dostał wyrok leczenia ambulatoryjnego. Staje przed dylematem, gdzie ma się zgłosić, z czego ma opłacić podróż - nie zapominajmy, że w swojej wsi jest skończony - nie ma pieniędzy na bilet, nie pracuje. Nie ma miejsca, gdzie może się stawić. Teoretycznie terapia powinna odbywać się trzy razy w tygodniu, w grupie. Koszty takiego leczenia są ogromne, a on wszędzie spotyka się z agresją, czyta na forach o kastrowaniu, jest w ogromnych emocjach i lęku. Niepokoju jest tak dużo, że może to sprzyjać recydywie.
Skoro wspomniał Pan o kastracji, czy to rozwiązałoby problem?
Kastracja chemiczna czy, jak to jest w Czechach, kastracja fizyczna - na prośbę przestępcy - nie powoduje, że człowiek przestaje być pedofilem. Owszem obniża się popęd i łatwiej coś ze sobą zrobić. Ale to powinno być specjalistycznie leczone. Niektórzy przestępcy pomimo fizycznej kastracji (wycięcie jąder) używają testosteronu w zastrzykach, czyli brak jest pełnego efektu kastracji.
Z tego, co Pan mówi, wynika, że w leczeniu pedofilów ważna jest tajemnica. Czy publikowanie list przestępców seksualnych jest dobrym wyjściem?
Są różne szkoły. W Wielkiej Brytanii, Szwecji i USA do publicznych wiadomości są podawane nazwiska i zdjęcia przestępców seksualnych. Ale tam jest inaczej. Jeśli tam ktoś wychodzi z więzienia, to społeczeństwo mu pomaga, oczywiście bez żadnych ulg. To sprzyja temu, żeby człowiek po latach spędzonych w zakładzie karnym na nowo się odnalazł, dostał pracę.
U nas niestety jest inaczej. Tych ludzi nie ma gdzie leczyć, pomimo deklaracji. Nie ma również kontroli ludzi, którzy wychodzą z zakładów karnych. Za granicą wszystko jest jasne - jest obrączka i tym ludziom nie wolno chodzić w określone miejsca, u nas ci ludzie znikają.
Kolejna kwestia to problem leczenia później. Ludzie, którzy odbyli wyroki i siedzą teoretycznie w psychiatrycznych oddziałach zamkniętych. W pewnym momencie zaczynają się oni zastanawiać, kiedy wyjdą. W ich przypadku jest to w zasadzie skazanie na karę w formie dożywocia. Mało który terapeuta podpisze zgodę na wypuszczenie na wolność takiego człowieka. Ponadto nie mamy narzędzi, które stwierdzą, czy taka osoba może wyjść. Istnieją co prawda skale powrotu de recydywy, jednakże żadna terapia nie gwarantuje, że sprawca nie popełni ponownie czynu.
Jak powinien wyglądać proces leczenia?
Byłem kiedyś na szkoleniu prowadzonym przez Billa Marshalla, światowego eksperta w dziedzinie leczenia przestępców seksualnych. Wprowadził własny system leczenia w USA i Kanadzie. Wynika z niego, że przede wszystkim powinniśmy zadbać o większą edukację sędziów, prokuratorów, lekarzy, policjantów i księży, muszą oni wiedzieć, co to jest przestępstwo seksualne i jak postępować w przypadku takiego przestępstwa.
Gdy przestępca zostanie już skazany, odbywa karę. Są oddziały karne, na których jest podejmowane leczenie. I to leczenie jest przywilejem. Więźniowie starają się o to, aby je podjąć. Inaczej wrócą do gorszej celi. Dobrze jest, gdyby cały personel zakładu karnego był przeszkolony w dziedzinie przestępstw seksualnych. Nikt nie może poniżać więźniów. Trzeba wiedzieć, że są to ludzie chorzy. I to w Polsce działa.
Instytucją, która mogłaby bardzo pomóc ofiarom przestępstw seksualnych, jest Kościół. Niestety, w tej kwestii Kościołowi również można wiele zarzucić.
Wśród księży nie ma więcej pedofilów niż w innych zawodach. Skoro jesteśmy już przy duchownych, chyba nasz Kościół nie bardzo sobie radzi z tą sytuacją. Ja nie wierzę w to, że hierarchia kościelna jest za pedofilią. To jest chyba logiczne; przecież są to normalni ludzie. Ale nie wierzę w to, że ukrywanie tych spraw albo traktowanie ich jak atak na Kościół rozwiązuje sprawę. To przynosi raczej odwrotny skutek. Przenoszenie księdza z jednej parafii na drugą nie rozwiązuje problemu.
Co Pana zdaniem jest największym problemem Kościoła w kontekście pedofilii?
Niewiedza. Hierarchia chyba nie bardzo wie, co to jest pedofilia.
Zapominamy, że autorytet Kościoła bardzo by się poprawił, gdyby duchowni byli bliżej ludzi. Ksiądz, przy pełnym zachowaniu tajemnicy spowiedzi, ma wgląd w to, co dzieje się w jego parafii. Wie, gdzie jest bieda i tak dalej.
A w kontekście seksualności?
Kościół niestety jest kojarzony z tym, że walczy z seksualnością, a nie pomaga. Załóżmy, że do księdza przychodzi młoda osoba homoseksualna. I ma obawy, czy rodzina to zaakceptuje. Spowiednik byłby świetną osobą, która mogłaby jej powiedzieć: "To nie jest choroba. Porozmawiaj z rodzicami. Upewnij się jeszcze". Wymaga to jednak wiedzy o seksualności człowieka.
Niestety, zło najbardziej rzuca się w oczy. Osobiście znam bardzo wielu księży, którzy robią mnóstwo dobrych rzeczy i znają się na rzeczy. Ale rozumiem, że jest również wiele do zrobienia. Co powinno się zmienić w Kościele, aby duchowni mogli lepiej służyć ludziom w kwestiach związanych z seksualnością?
Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, ale ostatnie kilkudniowe spotkanie Papieża Franciszka z hierarchią Kościoła na temat pedofilii oraz zapowiedziane kroki mające na celu poprawę tej sytuacji w Kościele katolickim dają jakąś odpowiedź oraz wskazówki postępowania.
Wielu ludzi chyba sądzi, że problem seksualności duchownych nie dotyczy.
Ksiądz jest normalnym mężczyzną, a seksualność siłą, z którą się rodzi i umrze. Nie można się jej pozbyć. Nie mówię o seksie, ale o seksualności - podnieceniu, pobudzeniu.
Jak celibat wpływa na seksualność?
Człowiek żyje w pewnym kłopocie fizjologicznym. Seksualność jest wytworem ewolucji. Co więcej, Bóg dał nam seksualność. Tylko ludzie przeżywają orgazm i tylko ludzie mogą uprawiać seks dwadzieścia cztery godziny na dobę. Jest tak dlatego, żebyśmy byli gatunkiem najbardziej dominującym.
Z jednej strony celibat ma sens. Ksiądz nie może się rozpraszać, musi być przez cały czas gotowy do posługi parafianom, choćby o trzeciej w nocy. Poza tym, celem księdza nie powinno być zarabianie na własną rodzinę, ale bycie dla parafian. Z drugiej strony większość Kościołów chrześcijańskich nie ma celibatu. Nie bez powodu. Celibat ma swoje konsekwencje fizjologiczne. Tak działa organizm. Nie da się pozbawić człowieka seksualności. To tak jakby pozbawić człowieka możliwości spania.
Skoro celibat ma jednak sens, może zamiast jego zniesienia wystarczyłoby na etapie formacji jasne powiedzenie, że seksualność jest rzeczą zupełnie normalną i że nie należy się jej bać?
Oczywiście. Ale kleryk musi też wiedzieć, co to jest cykl miesięczny, czym jest antykoncepcja, masturbacja, co młodzi ludzie przechodzą i co również może czekać jego. To powinno być traktowane jako część "zawodu". Nie można doradzać komuś, nie mając o czymś pojęcia.
A co jeśli ktoś ma problem z własną seksualnością? Czy seminarium lub zakon mogą być traktowane jako ucieczka? Być może gdyby ktoś zmierzył się z problemem, wybrałby inną drogę?
Istnieje taka możliwość, jednakże jeżeli ktoś ma nierozwiązane sprawy związane z jego seksualności, to ucieczka do "jakiejkolwiek instytucji" nie rozwiąże problemu.
Wracając do pedofilii, co powinno się stać z duchownym, który dopuścił się czynu pedofilnego?
Jeśli doszło do czynu, musi zostać postawiony przed sądem. A jeżeli chce coś z tym zrobić, powinien dostać taką szansę. I od razu mówię - powinien mu pomóc terapeuta znający się na temacie, niewprowadzający ocen moralnych oraz będący maksymalnie bezstronny.
Wygląda na to, że Kościół, aby rozwiązać problem pedofilii, powinien skorzystać z pomocy specjalistów.
Nie można być sędzią we własnych sprawach. Pedofile są, byli i będą. Ale można stworzyć sprawnie działający system, który będzie to wyłapywać.
Dr n. med. Sławomir Jakima specjalista psychiatra seksuolog, psychoterapeuta, redaktor naczelny "Seksuologii Polskiej", superwizor leczenia zaburzeń seksualnych Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego. Od wielu lat prowadzi i superwizuje pracę z osobami o zaburzonych preferencjach seksualnych.
Skomentuj artykuł