Anonimowość w sieci to zachęta do dyskusji?
Anonimowość w internecie, choć nie jest do końca możliwa, zachęca obywateli do dyskusji - zgodzili się przedstawiciele portali Onet, Wirtualna Polska i "Gazety Wyborczej" podczas konferencji "Anonimowość w internecie - wyraz wolności czy narzędzie wrogości?".
- Ludzie publikują i chcą pisać niekoniecznie pod swoim nazwiskiem. Mają taką potrzebę. I pewnie nie byłoby w tym nic odkrywczego, gdyby nie to, że stoją za tym pewne liczby. My na samym Onecie i powiązanych z nim serwisach mamy aktywnych 1,7 mln blogów, z których większość jest anonimowa. I skoro ludzie mają taką potrzebę, to zabranie im tego byłoby co najmniej niestosowne - powiedział dyrektor portalu Onet Jarosław Grabowski.
Poinformował, że codziennie materiały publikowane w Onecie są komentowane 100 tys. razy. - Wyobraźmy sobie teraz, że te 100 tys. wpisów ktoś miałby cenzurować, czytać i miałby to zrobić zanim one zostaną opublikowane. To jest po prostu niewykonalne - tłumaczył szef Onetu. Zwrócił jednak uwagę, że na portalach można podnosić jakość komentarzy m.in. poprzez umożliwianie samym internautom oceniania wypowiedzi. - W ten sposób można promować bardziej atrakcyjne, właściwe i ciekawe wypowiedzi - mówił Grabowski.
Za utrzymaniem anonimowości w internecie opowiedzieli się także przedstawiciele Wirtualnej Polski i internetowego wydania "Gazety Wyborczej". Ich zdaniem, anonimowość w internecie daje ich użytkownikom większe poczucie bezpieczeństwa, zwłaszcza w małych miejscowościach, a także pozwala na lepszą kontrolę władzy publicznej.
Przedstawiciele portali przestrzegali jednocześnie przed przekonaniem, że w internecie można pozostać całkowicie anonimowym. Jak tłumaczyli, portale mają obowiązek wydać, np. na wniosek prokuratora, dane identyfikujące internautę, który przekroczył prawo np. poprzez używanie "mowy nienawiści", czyli wypowiedzi pomawiające lub szerzące nienawiść wobec innych ludzi.
Ze stanowiskiem przedstawicieli portali nie zgodził się prezes Fundacji Wiedza Lokalna dr Marek Troszyński. - Debata otwarta polega na tym, że przedstawiamy się z imienia i nazwiska, pokazujemy swoją twarz i w ten sposób legitymizujemy swoją osobą wygłaszane przez siebie poglądy. To jest ważne w szczególności gdy mówimy o sferze publicznej rozumianej jako obywatelska sfera publiczna. Jaki jest sens wrzucać do sfery publicznej opinie, pod którymi sami wstydzimy się podpisać - mówił Troszyński.
Według niego, sposobem podnoszenia kultury dyskusji w internecie mógłby być m.in. oddolny nacisk społeczny w internecie. - Warto pokazywać swoją niezgodę na to, że ktoś zabiera mi przestrzeń do dyskusji. Bo ja nie mam ochoty wypowiadać się na forum, na którym jestem przekonany, że w ciągu pół godziny pojawi się tysiąc obraźliwych komentarzy. Nie chcę tam umieszczać swojego tekstu, swojej wypowiedzi - tłumaczył.
Podczas konferencji Fundacja Wiedza Lokalna przedstawiła także "Raport mniejszości" dotyczący "mowy nienawiści" i "języka wrogości" wobec mniejszości etnicznych, religijnych, seksualnych i innych, pojawiających się w internecie. Na podstawie ponad 78 tys. wpisów internautów na portalach o tematyce społeczno-politycznej, zebranych w okresie od sierpnia 2011 r. do lutego 2012 r. i dotyczących mniejszości, raport stwierdza, że ok. 29 proc. wpisów było im niechętnych lub nienawistnych. Negatywne wypowiedzi dotyczyły na pierwszym miejscu Romów, następnie lesbijek i gejów, i w dalszej kolejności muzułmanów, Czeczenów, Arabów, Rosjan i Żydów.
- Z naszego punktu widzenia największy problem polega na tym, że w ten sposób jest generowana bardzo wielka liczba tekstów w przestrzeni publicznej, które budują negatywny wizerunek mniejszości - podsumował Troszyński, podkreślając, że negatywna ocena mniejszości wiąże się często z ich stereotypowym postrzeganiem.
Więcej informacji o raporcie Fundacji Wiedza Lokalna, która zorganizowała konferencję wspólnie z Centrum Badań nad Nowymi Mediami Collegium Civitas, można znaleźć na jej stronie internetowej www.wiedzalokalna.pl.
Skomentuj artykuł