"L'OR" - czy komiksy się przeżyły?

Ekranizację komiksów belgijskiego rysownika Herge, autor recenzji Gaetano Vallini uważa za dowód wielkiej odwagi amerykańskiego reżysera, ponieważ chodzi o "powrót do przeszłości": dziś tych komiksów nikt już przecież nie czyta. Dlatego film nie okazał się kasowym przebojem, "mimo kampanii reklamowej, witryny, jaką był międzynarodowy festiwal filmowy, sławy reżysera".

"Tintin nie jest postacią znaną dzisiejszej publiczności, i to nie tylko we Włoszech. Nawet wśród dorosłych, młodzieży sprzed paru dziesiątków lat, nie był szczególnie modny", zwraca uwagę Vallini, którego zdaniem tylko częściowo "grafika komputerowa i 3D oddają sprawiedliwość genialnemu belgijskiemu rysownikowi".

"Prawdziwym klejnotem" jest jego zdaniem czołówka filmu, będąca przykładem "wyjątkowo wyrafinowanej animacji". "Cała różnica polega więc na tych 140 milionach dolarów - tyle bowiem kosztował film Spielberga. I na gustach, które przeszły wielką ewolucję i domagają się pewnej dozy technologii, zwłaszcza jeśli chodzi o przygodę. To także tłumaczy inny krytyczny punkt, czyli oddanie charakteru głównego bohatera. Temu, kto lubił komiksy, nie może nie wydać się więcej niż oczywisty zamiar reżysera, aby upodobnić go do swego udanego Indiany Jonesa", pisze Gaetano Vallini.

Największą jednak zasługą reżysera jest według niego "odwaga, jaką okazał powracając do postaci, która trąci myszką i jest po części zapomniana, której historie mają posmak przygód nie znających czasów. Dlatego są zawsze fascynujące, przekonujące i aktualne. Niewątpliwie docenili to młodzi widzowie na sali, którzy dali się uwieść natychmiast temu przybywającemu z przeszłości nieznanemu bohaterowi o czystym obliczu, jasnym spojrzeniu i szlachetnej duszy. Którzy już czekają ze szczyptą niecierpliwości na zapowiedziane następne dwa epizody. I którzy zaczynają pasjonować się jego historiami, które pojawiły się w witrynach księgarń".