"Głęboko czujemy wspólnotę naszych losów"
O rozwoju ruchów rewolucyjnych w Afryce północnej i możliwościach ich wsparcia dyskutowano w sobotę w Gdańsku podczas konferencji pt. "Głęboko czujemy wspólnotę naszych losów".
We współorganizowanej przez Europejskie Centrum Solidarności konferencji wzięła udział kilkunastoosobowa delegacja opozycjonistów z Tunezji i Egiptu, która przybyła do Polski w poniedziałek. Ich wizyta zakończy się w niedzielę.
- Pamiętam w latach 70. głosy w Europie zachodniej: "co ci Polacy chcą, przecież oni nigdy nie żyli w kraju wolnym? - Dzisiaj słychać podobne opinie: "co ci Arabowie w Afryce północnej chcą, przecież oni nigdy nie żyli w krajach demokratycznych, nie wiedzą co to jest wolność". Natura ludzka jest jednak podobna, wiedzieliśmy co chcemy i co to jest wolność - mówił do uczestników konferencji marszałek Senatu Bogdan Borusewicz.
Przypomniał, że od I zjazdu "S" w 1981 r. do częściowo wolnych wyborów minęło osiem lat. - U was to dochodzenie do wolności przebiega znacznie szybciej i gwałtowniej - i to dobrze. My wówczas mieliśmy na zapleczu ZSRR. Wy takich przeszkód nie macie i wasze zmiany są już nie do zablokowania - ocenił Borusewicz.
- 30 lat minęło jak jeden dzień. Marzyliśmy wtedy żeby żyć w kraju w którym każdy mógłby czuć się godnie, ówczesne marzenia spełniły się w trójnasób, rzeczywistość przerosła nasze marzenia - powiedział przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek.
Zdaniem Buzka, zwycięstwo solidarnościowej rewolucji było możliwe m.in. dzięki "wspólnym emocjom i wartościom". - Ta więź jednak nie ujednolicała nas, była między nami różnorodność. W Polsce zdarzył się wówczas cud polityczny - podkreślił.
Buzek zaznaczył, że zagospodarowywanie wolności jest niełatwe. - Sami wiemy, że to długa droga, ale warto przejść ją koło siebie. Nasze posłanie ze zjazdu sprzed 30 lat jest aktualne także dziś dla północnej Afryki. Cieszymy się, że wolność nie ma granic. Ale nie będziemy się wam narzucać, skorzystacie z tego co będzie dla was ważne - powiedział.
List od Lecha Wałęsy przeczytał prezes instytutu jego imienia Piotr Gulczyński. - Polacy bogaci w doświadczenie Solidarności, która stała się wielkim ruchem społecznym, mają szczególny obowiązek wspierania dziś tych narodów które zmagają z dyktaturami - napisał b. prezydent.
List do uczestników kongresu wystosował też prezydent Bronisław Komorowski. "Kilka miesięcy temu wasze kraje stały się miejscami wystąpień obywateli, domagających się demokratycznych zmian. Odwaga i determinacja społeczeństwa okazały się silniejsze od dyktatorskiej przemocy i bezprawia. Polskie doświadczenia wyjścia z totalitaryzmu pozwalają nam w szczególny sposób rozumieć potrzeby i sens przemian w tych krajach, które podążają podobna drogą. Polacy mogą i chcą służyć radą i wsparciem ludziom i narodom pragnącym wolności" - napisał Komorowski. Jego list odczytał dyrektor Europejskiego Centrum Solidarności w Gdańsku, Basil Kerski.
Moderując pierwszą debatę pod hasłem "Czy Kair i Tunis to drugi Gdańsk? Fale demokratyczne na świecie" Kerski przyznał, że jej tytuł pochodzi ze styczniowego numeru "New York Timesa". Ten amerykański dziennik analizując wydarzenia w północnej Afryce zestawił je bowiem ze zrywem Solidarności z lat 80 XX wieku.
- Dzisiejsza sytuacja w Tunezji jest trochę poplątana. Od czasów rewolucji przede wszystkim uwolniono słowo - wszyscy teraz swobodnie rozmawiają na ulicy, kawiarni, dyskotece. To jak powiew tlenu w naszym życiu Wcześniej bano się tak otwarcie dyskutować - powiedziała podczas debaty tunezyjska opozycjonistka Omezzine Khelifa. Kandyduje ona z ramienia partii Ettakatol w wyborach 23 października do konstytuanty, której zadaniem będzie napisanie nowej konstytucji torującej drogę do wyborów parlamentarnych i prezydenckich.
Zdaniem Khelify, w społeczeństwie tunezyjskim daje się odczuć rozczarowanie, że nie zdążono jeszcze rozliczyć ludzi dawnego reżimu, spada też zaufanie do przejściowego rządu. - Teraz mamy 108 partii, a przez rewolucją - 4-5. Transformacja jest trudna. Ruch obywatelski dopiero się tworzy, ale ja jestem optymistką - podkreśliła.
Egipski opozycjonista Abdalah Helmy podkreślił, że w jego ojczyźnie przez ostatnie 30 lat trwał stan wyjątkowy. - Można było zniknąć z dnia na dzień - dodał. Ubolewał, że ruch rewolucyjny w jego kraju nie ma elity, ponieważ z Egiptu wyemigrowało za granicę osiem milionów intelektualistów.
- Okres przejściowy będzie trwał dłużej niż mi się to wcześniej wydawało. Tracimy możliwość naszych reform, dla przykładu sektor publiczny rośnie zamiast maleć. Nie obawiam się, że rewolucję przejmą ruchy religijne; ludzie wyszli na ulicę pod hasłami chleb i sprawiedliwości - powiedział ekonomista i politolog z Egiptu Mohamed El Dahshan.
Historyk z Tunezji prof. Ridha Tlili jest przekonany, że Afryka Północna jest teraz trzecią falą demokratyzacji na świecie - po tej w Ameryce Południowej w latach 70. oraz rozpoczętych w Polsce zmianach w Europie środkowo-wschodniej z lat 80.
- Żadne przejście do demokracji nie może się jednak odbyć w izolacji - teraz geopolityczne warunki nie są pozytywne, na rewolucję polską z sympatią patrzył cały świat. To, co się dzieje w Libii, ma wielkie znaczenie - to zahamowało rozwój demokracji w Tunezji, a i też - sąsiedzi Egiptu nie chcą demokracji w tym kraju. To są na pewno nowoczesne rewolucje, a nie jakiś spektakl dla mediów - zauważył Tlili.
Wiceminister spraw zagranicznych Jerzy Pomianowski zwrócił uwagę, że UE dla Polski to także instrument w polityce międzynarodowej. - W ciągu ostatnich 20-30 lat w Europie zachodniej zadawano sobie pytanie, co jest ważniejsze: wartości europejskie czy też stabilność regionu. I to nie zawsze było rozstrzygane na rzecz wartości. To jest ciągle rozwiązywanie sprzeczności. Europa jednak nie może pominąć promowania wartości, bo inaczej się rozpadnie - uważa Pomianowski.
Bogdan Borusewicz zaapelował natomiast do opozycji w Egipcie i Tunezji, aby nie dali się łatwo poddać chęci zemsty i odwetu. - Tych ludzi, którzy w jakiś sposób współpracowali z reżimem nie można od razu wyrzucić na śmietnik, bo się ustawią w kontrze do zmian - dodał.
- Co się teraz będzie działo? Czy to, co się zaczęło w Tunisie, skończy się tylko w Syrii - nie sądzę. To może też dotrzeć też do czarnej Afryki - tamci dyktatorzy też się mają czego bać - prorokował marszałek Senatu.
W trakcie konferencji zaplanowano także debatę pt. "Wolne media, wolni obywatele. Rola mediów w rozwoju demokracji w Polsce i na świecie" z udziałem m.in. publicystki Hali Mustafy (redaktor naczelnej Democracy Review z Egiptu) oraz Slim Amamou (działacza opozycji, blogera z Tunezji).
Późnym popołudniem opozycjoniści wysłuchają na Długim Targu koncertu muzyki zaangażowanej z Egiptu, Tunezji i Polski.
Skomentuj artykuł