Mały Katyń. Zbrodnia doskonała

(fot. shutterstock.com)
Jan Jerzy Milewski / pk

Obława Augustowska to swego rodzaju zbrodnia doskonała. Doskonała głównie dlatego, że spadkobiercy państwa, które ją popełniło, nadal chronią zbrodniarzy.

W lipcu 1945 roku funkcjonariusze bezpieki pisali o Obławie Augustowskiej jako o "operacji likwidacji band", "operacji przeczesywania terytorium", "czystce terenów", "kampanii", "stanie wyjątkowym". Terminy "obława", "obława polityczna", "masowe zatrzymania" występowały tylko w korespondencji członków rodzin i władz gminnych. Później mówiono o "obławie lipcowej".

Nie wiemy, jaką nazwę miała ta akcja w rozkazodawstwie sowieckim. Podobna operacja przeprowadzona miesiąc później w powiecie mariampolskim (czyli na północ od granicy polsko-litewskiej) nosiła nazwę "operacji czekistowsko-wojskowej". W tym czasie w jednej lub w kilku miejscowościach były prowadzone różne akcje pacyfikacyjne, obławy na oddziały partyzanckie i osoby związane z konspiracją. Obława Augustowska natomiast została przeprowadzona z wielkim rozmachem - objęła obszar ok. 5 tys. km kw., a od innych szczególnie odróżniało ją to, że spośród aresztowanych, po wcześniejszej infiltracji, nikt nie powrócił. Przepadli jak kamień w wodę.

Zniszczyć podziemie

DEON.PL POLECA

Dlaczego doszło do obławy? Moim zdaniem, spowodował to splot różnych czynników. Wiosną 1945 roku, po przesunięciu się formacji sowiec­kich na zachód, nastąpiła niebywała aktywizacja polskiego podziemia, głównie jako reakcja na postępowanie czerwonoarmistów (dopuszczali się rabunków, gwałtów i morderstw) i polskich władz komunistycznych. Wicewojewoda białostocki Wacław Białkowski w piśmie do ministra spraw zagranicznych Wincentego Rzymowskiego, zwracając uwagę na te fakty, podkreślał, że taki stan podkopuje zaufanie do rządu i budzi nienawiść do Armii Czerwonej.

Powołując się na poprzednie swoje meldunki o grabieżach, niszczeniu mienia, gwałtach i zabójstwach, dokonywanych przez żołnierzy i całe oddziały Czerwonej Armii na obywatelach polskich, komunikuję, że niedopuszczalne te wybryki ze strony Czerwonej Armii przybrały charakter masowy, przechodzący niejednokrotnie - i coraz częściej - w pogromy i niszczenie równe akcji frontowej w stosunku do nieprzyjaciela - stwierdzał Białkowski.

Przez województwo białostockie przebiegały szlaki komunikacyjne, którymi transportowano na wschód różne zdobycze z obszaru Niemiec (głównie Prus Wschodnich), w tym pędzono stada bydła. Kolumny ze zdobyczami stawały się niekiedy obiektem ataków polskiej partyzantki. Sowiecki ludowy komisarz spraw wewnętrznych Ławrientij Beria meldował 29 maja 1945 roku Józefowi Stalinowi o działaniach podjętych w celu zapewnienia bezpieczeństwa konwojom stad bydła: zorganizowano specjalne trasy i wzmocniono ich ochronę, między posterunkami i placówkami zorganizowano całodobowe patrole, w rejonach niebezpiecznych ze względu na "bandytyzm" na każde 10-15 kilometrów ustawiono placówki w sile do plutonu strzelców.

Beria donosił Stalinowi:

W związku z napaściami band akowskich na Grajewo i w rejonie Augustowa na kołchoźników konwojujących stada bydła na Białoruś, a także w związku z innymi przejawami bandytyzmu, doradca przy Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego Polski tow. [Nikołaj] Sieliwanowski, wspólnie z organami bezpieczeństwa publicznego Polski, podjął kilka działań w zakresie likwidacji band akowskich w województwie białostockim. W celu wzmożenia walki z bandami akowskimi do dyspozycji tow. Sieliwanowskiego skierowano dodatkowo dwa pułki wojsk NKWD, do posiadanych siedmiu pułków wojsk NKWD i samodzielnego pułku strzelców zmotoryzowanych.

Ponadto zaplanowano podjąć na trasie przepędzania bydła inne formy walki z "bandami", z wykorzystaniem, o ile to konieczne, wojsk NKWD.

"Mały Katyń"

Tym innym - drastycznym - środkiem okazała się obława. Została ona przeprowadzona prawie wyłącznie siłami sowieckimi, choć pojawiająca się w niektórych opracowaniach liczba 45 tys. żołnierzy jest przesadzona. Uczestniczące w operacji dwie kompanie Wojska Polskiego zostały wykorzystane marginalnie, bo - jak meldował kierownik Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Suwałkach: Zygmunt Mossakowski - "kompanii […] nie mogłem wykorzystać do operacji, ponieważ na naszym terenie przeprowadza się operacja przez dużą siłę Armii Czerwonej i mogłoby wyniknąć z tego powodu nieporozumienie, pociągając za sobą nieobliczalne skutki". Za to znaczącej pomocy udzielili funkcjonariusze UBP i milicji. Było to głównie wsparcie o charakterze logistycznym: sporządzanie list osób związanych z konspiracją, wskazywanie ich miejsca zamieszkania, pełnienie roli przewodników, czasami także aresztowanie. Z jednej strony była to bardzo bliska współpraca, a z drugiej - całkowity brak informacji. Kilka tygodni po przeprowadzeniu operacji kierownik Wojewódzkiego UBP w Białymstoku, Tadeusz Piątkowski, meldował Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego: "Zatrzymano wielką ilość osób pracujących w konspiracji, współdziałających z bandami, o losie których nam nic nie wiadomo".

Do 20 lipca zatrzymano ponad 7 tys. osób, z których po przesłuchaniach aresztowano 592, oskarżając je o powiązania z podziemiem. Nie przesłuchano 828 osób. Jeśli więc również wobec nich "wydajność" funkcjonariuszy sowieckich była na wcześniejszym poziomie, to powinno zostać aresztowanych ok. 10 proc., czyli 80 osób. Między 20 a 28 lipca nastąpiła druga fala aresztowań, będących głównie konsekwencją informacji uzyskanych podczas brutalnych przesłuchań osób wcześniej zatrzymanych - aresztowano wówczas kolejnych co najmniej 80 osób, które zaginęły.

Nie wiemy, jaki był los obywateli litewskich przekazanych władzom sowieckiej Litwy (od lat staramy się zainteresować tą sprawą historyków litewskich). Wiemy natomiast, że zamordowano ok. 750 Polaków. Zbrodnia ta czasami jest porównywana z Katyniem - używa się nawet określenia "mały Katyń" - i tak naprawdę była ona mniej dramatyczna tylko pod względem liczby ofiar. Bo przecież dokonano jej kilka tygodni po zakończeniu wojny w Europie, a jej ofiarami padły głównie osoby cywilne, w tym co najmniej 27 kobiet i około piętnastu osób poniżej 18 lat. Szczególnie boleśnie tragedia ta dotknęła niektóre rodziny: zaginęło czterech braci Mieczkowskich z Gruszek, trzech braci Bobrukiewiczów z Karolina (lat: 22, 24 i 26), tyluż braci Myszczyńskich z Dworczyska i Wasilewskich z Osowych Grądów, matka i dwie córki Łazarskie z Nowinki, trzy osoby z rodziny Wysockich z Białej Wody (ojciec i dwie córki w wieku 22 i 17 lat). Niektórzy z zatrzymanych i zaginionych ledwie wrócili z niewoli niemieckiej lub robót przymusowych, inni - nawet nie zdążyli się spotkać z rodzinami deportowanymi w czasie okupacji sowieckiej na Syberię.

Nikomu jednak wówczas, w 1945 roku, a także w kilku następnych latach, nie przychodziło do głowy, że wszystkie osoby zaginione mogły zostać zamordowane. Po doświadczeniach ze Zbrodnią Katyńską wydawało się wręcz nieprawdopodobne, że władze sowieckie zdecydują się tak krótko po wojnie na zgładzenie kilkuset aresztowanych członków polskiego podziemia i osób w jakiś sposób z nim związanych. Kilkanaście lat temu rozmawiałem na ten temat z prof. Natalią Lebiediewą, znaną rosyjską badaczką Katynia - nie wierzyła, że taka zbrodnia mogłaby zostać dokonana. Nie wydawała się ona realna także Nikicie Pietrowowi - historykowi związanemu z "Memoriałem", który w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych pracował w powołanej przez prezydenta Borysa Jelcyna komisji badającej zbrodnie komunistyczne. To wówczas sporządził on notatki z odnalezionego w archiwum sowieckiej bezpieki w 1992 roku szyfrogramu szefa "Smiersza", gen. Wiktora Abakumowa, do Ławrientija Berii z 21 lipca 1945 roku, proszącego o akceptację "zlikwidowania" 592 osób. Sporządzając notatkę, nie przypuszczał, że kilkaset osób, o których pisano w szyfrogramie, faktycznie zostało zgładzonych. Przekonał się o tym dopiero po kilkunastu latach, kiedy dowiedział się od Aleksandra Gurjanowa, innego historyka z "Memoriału", o polskich badaniach dotyczących Obławy Augustowskiej. Dokumenty opublikowane przez Pietrowa w ostatnich latach pokazują, z jaką starannością przygotowywano się do popełnienia tej zbrodni.

Zgodnie z zaleceniami gen. Wiktora Abakumowa wydzielono grupę operacyjną i batalion wojsk Zarządu "Smiersza" 3. Frontu Białoruskiego ("sprawdzonych w praktyce podczas szeregu akcji kontrwywiadowczych"), a do kierowania akcją wyznaczono dwóch generałów (naczelnika Wydziału I Głównego Zarządu "Smiersza", gen. Iwana Gorgonowa, i szefa Zarządu Kontrwywiadu 3. Frontu Białoruskiego, gen. Pawła Zielenina). Pracownicy operacyjni i żołnierze batalionu otrzymali precyzyjne instrukcje co do trybu likwidacji "bandytów". W trakcie operacji podjęto niezbędne działania, aby nie dopuścić do ucieczki którejkolwiek z aresztowanych osób. Dlatego - oprócz przeprowadzenia dokładnego instruktażu dla pracowników operacyjnych i żołnierzy - rejony lasu, w których została przeprowadzona operacja, zostały okrążone, a następnie przeczesane. Okrążenie nie mogło jednak trwać wiecznie, dlatego miejsce egzekucji tak wybrano, żeby także później ludność cywilna nie mogła mieć do niego dostępu. Ponieważ takich miejsc nie znaleziono w rejonie operacji po polskiej stronie granicy, od dawna wśród historyków panuje przekonanie, że zbrodnia została dokonana po drugiej jej stronie i w bezpośredniej bliskości: ale czy na Białorusi, czy w obwodzie kaliningradzkim? Ostatnio zaczyna dominować teza, że stało się to w strefie granicznej na wysokości Kalet, choć nadal aktualne pozostaje pytanie: dlaczego nadzorujący operację generałowie sowieccy wylądowali w Olecku, skąd do rosyjskiej części Prus Wschodnich było zaledwie 40 km, a do Gib czy Kalet przeszło sto?

Zaprzepaszczone szanse

Ponieważ do tej pory nie udało się odnaleźć jakiegokolwiek śladu ofiar, można stwierdzić, że była to swego rodzaju zbrodnia doskonała. Doskonała głównie dlatego, że spadkobiercy państwa, które ją popełniło, nadal chronią zbrodniarzy. W ciągu ostatnich 25 lat było jednak kilka okazji, żeby w kontaktach polsko-rosyjskich podnieść sprawę Obławy Augustowskiej. Pierwsza nadarzyła się na początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy to prezydentowi Jelcynowi zależało na ujawnianiu zbrodni komunistycznych: przekazano Polsce część materiałów dotyczących Zbrodni Katyńskiej, wskazano miejsce pochówku polskich oficerów i funkcjonariuszy różnych służb z obozów w Ostaszkowie i Starobielsku. W Polsce panowało jednak wówczas niesłuszne przekonanie, że zbrodnia augustowska zostanie wyjaśniona, kiedy tylko "przyciśnie się" dawnych ubeków. Co prawda wystąpiono w tej sprawie na początku 1992 roku o pomoc prawną do Rosji, ale ze względu na brak odpowiedzi bardzo szybko śledztwo zawieszono.

Nie wyciągnięto żadnych wniosków nawet z odpowiedzi Głównej Prokuratury Wojskowej Federacji Rosyjskiej z 4 stycznia 1995 roku, w której informowano, że w wyniku obławy 592 obywateli polskich zostało aresztowanych przez organy "Smiersz" 3. Frontu Białoruskiego. Główna Prokuratura Wojskowa Federacji Rosyjskiej stwierdzała dalej: "Wymienionym obywatelom polskim nie przedstawiono zarzutów, sprawy karne nie zostały przekazane do sądów, a dalsze losy aresztowanych nie są znane". Władze rosyjskie przyznały więc, że 592 ofiary Obławy Augustowskiej znalazły się w rękach organów sowieckich, choć nie zdecydowały się ujawnić do końca mechanizmu zbrodni. Dodam, że był to okres, kiedy panował klimat sprzyjający jej wyjaśnieniu - niedługo przedtem prezydent Rosji Borys Jelcyn klękał przed Krzyżem Katyńskim na Powązkach. Także w latach następnych nie wykorzystano tego, że Główna Prokuratura Wojskowa Federacji Rosyjskiej potwierdziła aresztowanie kilkuset obywateli polskich, którzy następnie "zaginęli".

W minionej dekadzie wielkie nadzieje na wyjaśnienie tajemnicy Obławy Augustowskiej wiązano z działalnością Polsko-Rosyjskiej Komisji do Spraw Trudnych. Niestety, w ciągu kilku lat swojej działalności nie podjęła ona tej sprawy. Świadczy o tym wydana w 2010 roku, a licząca 907 stron, publikacja "Białe plamy - czarne plamy. Sprawy trudne w relacjach polsko-rosyjskich (1918-2008)". Wynika z niej, że polscy członkowie komisji nie zdawali sobie sprawy z kalibru tej zbrodni. Podobnie było z politykami. Od kilkunastu lat przedstawiciele kolejnych prezydentów i premierów z różnych opcji politycznych uczestniczą na początku drugiej połowy lipca w rocznicowych uroczystościach w Gibach: wygłaszają przemówienia, odczytują listy od swoich mocodawców, w których są zapewnienia o pamięci, pomocy i wsparciu. Na najwyższym szczeblu nie podjęto jednak żadnych działań. W ostatnich latach, dzięki współpracy IPN ze Stowarzyszeniem "Memoriał", nastąpił istotny przełom, jeśli chodzi o upowszechnienie wiedzy o tej zbrodni. Wymienia się ją tuż po Zbrodni Katyńskiej, a rodziny ciągle mają nadzieję, że będą mogły zapalić znicz i odmówić modlitwę na miejscu wiecznego spoczynku swoich bliskich.


dr Jan Jerzy Milewski - historyk, pracownik Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN w Białymstoku

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Mały Katyń. Zbrodnia doskonała
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.