Jakub Wachnik: Bez wiary nie da się osiągać sukcesów [WYWIAD]

Jakub Wachnik (fot. Materiały BOGDANKA LUK Lublin)

- W życiu ważne jest zaufanie i wiara w to, że się uda. Bez wiary nie da się osiągać sukcesów. Nie chodzi nawet o wiarę w kontekście duchowości, ale istotna jest wiara w to, co się robi - mówi siatkarz Jakub Wachnik występujący obecnie w klubie BOGDANKA LUK Lublin. Sportowiec w rozmowie z DEON.pl opowiada o swojej trudnej przeszłości, nawróceniu i wierze w Boga.

Tomasz Kopański: Jak rozpoczęła się droga twojego nawrócenia?

Jakub Wachnik: - Wiele rzeczy złożyło się na to, że mówię teraz otwarcie o swojej wierze i moja relacja z Bogiem sprawiła, że mam w poczuciu obowiązku o tym mówić. Nas katolików, chrześcijan w jakiś sposób zobowiązuje to, żebyśmy głosili Ewangelię i Królestwo Boże wszystkim ludziom, wszystkiemu stworzeniu, na wszystkie sposoby.

Zanim się nawróciłem, wiodłem normalne życie. W bardzo młodym wieku wyprowadziłem się z domu, żeby spełniać swoje marzenie, czyli grać w siatkówkę. To także jest niesamowite doświadczenie, że odkryłem to marzenie już w wieku 13 lat. Po prostu powiedziałem sobie, że chcę zostać siatkarzem i to był cel, który w jakimś stopniu zaczął się realizować.

Trafiłem Radomia, gdzie moja przygoda z siatkówką nabrała rozpędu. Poszedłem do szkoły i rozpocząłem treningi w klubie w Czarni Radom. W Radomiu spędziłem swoje późne dzieciństwo i dorastanie, poszedłem tam także na studia.

Nie był to dla Ciebie łatwy okres.

- Dziewięć lat spędzonych w Radomiu był trudnym czasem. Moralnie stoczyłem się na dno, było dużo stresu, presji. To wszystko mnie przerosło, więc zacząłem sięgać po używki. W ten sposób chciałem zapełnić braki, które miałem w swoim życiu. Nie pomagało to jednak na dłuższą metę. Szukałem wsparcia u ludzi i otrzymałem pomoc psychologiczną. Zacząłem się otwierać i mówić najbliższym o swoich problemach. Nikt jednak w dłuższej perspektywie nie był mi w stanie pomóc.

Kiedy człowiek jest od czegoś uzależniony, to nie jest łatwo z takiego uzależnienia wyjść. To jest złożony problem. Jestem osobą, która chciałaby, żeby wszystko było idealnie i od początku twierdziłem, że sam sobie poradzę z tymi problemami. Wierzyłem, że jestem niezależnym człowiekiem, bo przecież wyszedłem tak wcześnie z domu i sobie poradziłem.

Pewnego dnia koleżanka zaprosiła mnie na Kurs Alpha. Nie wiedziałem wtedy nic o tym wydarzeniu, więc po prostu poszedłem na kolację. Zachęciła mnie, żebym przyszedł i poznał fajnych ludzi. To mnie skusiło. Udałem się w to miejsce i zostałem na trochę dłużej niż na to jedno spotkanie. Na tym Kursie faktycznie poznałem wspaniałych, otwartych ludzi, którzy mieli w sobie coś, czego mi brakowało i czego na tamten moment bardzo pragnąłem.

Dzięki Kursowi Alpha zacząłem poznawać od nowa naszą wiarę i Boga, który jest dobry, który chce dla mnie dobrze, i który pragnie mi pomóc. Poznałem Boga, jakiego wcześniej nie znałem. Na jednym ze spotkań Bóg dotknął mojego serca tak mocno, że postanowiłem pójść za Nim oddając Mu cały ten syf. Poprosiłem Go, żeby mi pomógł, uzdrowił mnie i tak rzeczywiście zaczęło się dziać.

Jestem człowiekiem, który nie idzie za czymkolwiek w ciemno. Zawsze chciałem sprawdzać i być ostrożnym na to, w co wchodzę oraz kontrolować wszystko, co się dzieje w moim życiu. Kiedy oddałem Bogu po części kontrolę, zacząłem doświadczać Jego miłości i łaski. Kiedy zaczyna się to czuć, to nie ma innego wyjścia, jak po prostu pójść za Nim i uwierzyć w Niego. Ja miałem tę łaskę, to szczęście, że doświadczyłem miłości Boga i dzięki Kursowi Alpha zacząłem Go poznawać.

Jakub Wachnik (fot. Materiały BOGDANKA LUK Lublin)

Twoja praca nad pogłębianiem relacji z Bogiem trwa cały czas? Nierzadko zdarza się przecież, że ktoś doświadczy ogromnej bliskości Boga w swoim życiu, a później zapał w nim stygnie.

- Były momenty, kiedy się oddalałem od Boga, a także były chwile, kiedy byłem bardzo blisko Niego. Myślałem wtedy, że jestem w najpiękniejszym miejscu w swoim życiu i już nic więcej nie może mnie zaskoczyć. Pan Bóg jednak cały czas mnie zaskakuje. Pokazuje, że Jego miłosierdzie i pomysły nigdy się nie kończą. Boża miłość jest nie do opisania, On cały czas jest w stanie mnie czymś zaskoczyć.

A kiedy po raz ostatni Cię zaskoczył?

- Pan Bóg zaskakuje mnie w najmniej oczekiwanych momentach i w najprostszych rzeczach. Obecnie wraz z jezuitami prowadzimy wspólnotę na KUL-u, gdzie co tydzień medytujemy Pismo Święte. Bóg mnie zaskakuje w tym, jak prowadzi tę wspólnotę. Ostatnio pokazuje mi moc modlitwy. Kiedy poświęcamy komuś więcej uwagi i modlimy się za niego, to widzę, jak Pan Bóg działa w życiu tej osoby. To jest niesamowite, że On po prostu wysłuchuje naszych modlitw.

Bóg uczy mnie ufności, bo było wiele momentów, kiedy nie odpowiadał na nasze prośby i zastanawiałem się wtedy, czy On nas jeszcze słucha. Myślę, że na ten moment najtrudniejsze w mojej relacji z Bogiem jest to, aby oddawać Mu całą kontrolę, a nie tylko to, co ja sobie zaplanuję i chcę, żeby On to potwierdził.

To jest dla mnie w jakimś stopniu fundament, żeby nie ciągnąć swojego życia samemu, bo po to jest Pan Bóg w moim życiu i On chce być w moim życiu, żebym ja Mu wszystko oddawał. Nawet jeśli ja nie chcę tego robić, to On jest tak delikatny, że nie wejdzie do mojego życia, jeśli ja Go do tego nie zaproszę. W relacji z Bogiem czuję się po prostu wolny.

Wiara może pomagać w sporcie, a czy w Twoim przypadku sport wpływa na rozwój twojej wiary?

- Przede wszystkim sport nauczył mnie pracy nad sobą, systematyczności, rutyny i powtarzalności. Czasami jest to monotonne, bo codziennie powtarza się praktycznie to samo. Idę na trening i robię te same ćwiczenia, tysiące powtórzeń, żeby w końcu coś wyszło.

Relacja z Panem Bogiem też może nam się wydawać monotonna, bo na przykład modlimy się codziennie tą samą modlitwą, każdego dnia prosimy Go o to samo, każda msza święta wygląda identycznie. Powtarzanie tych wszystkich czynności ma jednak sens, ponieważ ma nam przynieść jakiś owoc.

W siatkówce jest tak, że niezależnie od tego, jak będę przygotowany do meczu, nie mam pewności co do jego wyniku. Muszę ufać i uczyć się zależności od innych zawodników. Nie jestem w stanie wygrać meczu w pojedynkę. W relacji z Panem Bogiem także uczymy się zależności. Święty Ignacy Loyola powiedział: "Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie". Te słowa przekonują mnie do tego, żeby zawsze dawać z siebie 100 proc., wykonywać swoją pracę jak najlepiej, bo Pan Bóg tego ode mnie chce. Niezależnie od tego, czy będę odnosił porażki lub sukcesy, to wiem, że Bóg jest i będzie ze mną w siatkówce oraz życiu prywatnym.

W życiu sportowca ważna jest także pokora.

- Bez pokory nie da się na dłuższą metę odnieść sukcesu. Pamiętam, jak sam przeżywałem w życiu swoje pierwsze wielkie sukcesy. Podpisałem zawodowy kontrakt, lecz brakowało mi wtedy pokory. Wszystko zaczęło się psuć, a ja sobie z tym nie radziłem. O wiele trudniejsze niż osiągnięcie sukcesu jest pozostanie na szczycie.

Twoi koledzy z drużyny z pewnością wiedzą, że jesteś osobą wierzącą. Jak na to reagują?

- Tak, wiedzą, ale wszystko odbywa się w wolności. Nikogo się nie da zmusić do uwierzenia w Pana Boga. Ze swojego doświadczenia wiem, że jeśli nie doświadczy się Bożej miłości, to ciężko jest w Niego uwierzyć i iść za Nim.

Ważne jest, aby swoją postawą i swoim życiem pokazywać, że relacja z Bogiem przynosi i daje wewnętrzny pokój, uczy cierpliwości, uczy pokory. To są cechy, które chcę w życiu pokazywać innym ludziom, żeby oni sami widzieli, jak Pan Bóg działa i co ma do zaoferowania.

Miałem kiedyś taki moment, gdy próbowałem na siłę przyciągać kogoś do Pana Boga, ale z czasem zauważyłem, że nie tędy droga. Nauczyłem się, że największa ewangelizacja to pokazywanie samemu, jak żyje się z Bogiem. Myślę, że to jest największe świadectwo, jakie każdy może dać.

Jakub Wachnik (fot. Materiały BOGDANKA LUK Lublin)

Koledzy pytają Cię o twoją wiarę i o to, skąd u Ciebie taka radość z życia?

- Tak, oczywiście. Miałem z nimi kilka fajnych rozmów o Bogu. Historia naszego życia sprawia, że oddalamy się od Pana Boga lub się do Niego przybliżamy. Wierzę, że na każdego człowieka przyjdzie odpowiedni czas i staram się nie dzielić ludzi na wierzących bądź niewierzących, tylko na tych, którzy już doświadczyli Bożej miłości oraz na tych, którzy jeszcze jej nie doświadczyli.

Nie oceniam ludzi, bo wiem, przez co sam przechodziłem i mam świadomość, że w pewnym momencie mojego życia Pan Bóg był mi kompletnie niepotrzebny i zupełnie o Nim nie myślałem. Pewne rzeczy jednak sprawiają, że nagle wszystko się odwraca.

Czy jako osoba wierząca, a zarazem sportowiec masz kogoś, kto jest dla Ciebie autorytetem?

- Był czas, kiedy interesowałem się żywotami świętych, jak oni dochodzili do świętości. Jeżdżę na rekolekcje ignacjańskie, więc inspiracją jest dla mnie święty Ignacy Loyola i jego Ćwiczenia Duchowe. Dziś ta duchowość jest mi najbliższa i najbardziej zbliża mnie do Pana Boga. Wzorem jest także dla mnie Jan Paweł II i jego nauki o rodzinie, które studiowaliśmy wraz z żoną, ponieważ jesteśmy doradcami życia rodzinnego.

Mój kolejny autorytet to oczywiście święty Józef. Jest on dla mnie wzorem idealnego mężczyzny, męża, opiekuna i ojca. Uczę się od niego pokory i tego, jak podążać za Panem Bogiem i ufać Mu. Każdego dnia towarzyszy mi także Słowo Boże. Czytanie Pisma Świętego i karmienie się nim to dla mnie fundament, bo tak samo jak jedzenie i sen, Słowo Boże jest nam potrzebne w życiu.

Jakie wskazówki na życie dałbyś młodemu człowiekowi, który zmaga się z różnymi problemami?

- Sport wymaga dużo cierpliwości. Nie zawsze odnosi się sukces i często długo się na to czeka. Czasami potrzeba kilku lat ciężkiej pracy, żeby zobaczyć jej owoce. W życiu, jak i w modlitwie, ważna jest więc cierpliwość.

Kolejna rzecz to pokora. Nie jest sztuką odnieść jednorazowego sukcesu, ale trzeba też zadać sobie pytanie, co jest dla mnie sukcesem. Może to być zdobycie mistrzostwa Polski lub pozostawanie na najwyższym poziomie przez kilkanaście lat. Można zdobyć wszystkie trofea, wszystkie mistrzostwa, a w życiu totalnie się pogubić. Trzeba zadać sobie pytanie, jaki chce się odnieść sukces i czy jest się w stanie poświęcić za to swoją rodziną, małżeństwem czy relacją z dziećmi. Jeśli my zaniedbamy te wszystkie sfery, które są dla nas ważne, to sukces przestanie nam sprawiać radość i uświadomimy sobie, że tak naprawdę przegraliśmy.

W życiu ważne jest także zaufanie i wiara w to, że się uda. Bez wiary nie da się osiągać sukcesów. Nie chodzi nawet o wiarę w kontekście duchowości, ale istotna jest wiara w to, co się robi.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Jakub Wachnik: Bez wiary nie da się osiągać sukcesów [WYWIAD]
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.