Byłem uzależniony od Instagrama. Znalazłem drogę do Boga
Każde czekanie w kolejce czy stanie w korku sprowadzało się do sprawdzania postów na Instagramie. Uciekałem podczas kolacji, by sprawdzić w toalecie telefon. Nawet gdy rozmawiałem z ludźmi - byłem wpatrzony w komórkę. Przywiązałem się do własnego urządzenia jak narkoman do igły.
Byłem filmowcem, który nie bardzo wiedział jak używać kamery, robiłem bardzo mało zdjęć. W 2011 roku zacząłem pracę z własną firmą produkcyjną. Mój zespół produkował materiały dla takich marek jak Reebok, Universal i Jeep. Powiedziano mi, że aby coś osiągnąć w świecie reklamy, muszę być obecny w mediach społecznościowych. Wyciągnąłem zakurzony aparat i założyłem konto na Instagramie.
Właśnie tam, na platformie do dzielenia się zdjęciami i filmami, chciałem nie tylko pokazać potencjalnym klientom, że jesteśmy pracowitym i rozwijającym się przedsiębiorstwem, ale i biznesem.
Moje pierwsze posty nie wykraczały poza zdjęcia mojego zespołu podczas pracy. Ale wkrótce konto na Instagramie stało się platformą pokazową. Tak jak każda rodzina na Facebooku jest uśmiechnięta, tak też każda firma na Instagramie odnosi sukces. Stan konta bankowego mojej firmy spadał poniżej zera i nie kręciłem żadnych filmów dla zamożnych klientów, ale w życiu nie domyślilibyście się tego patrząc na mój profil.
To co było prawdziwe, to lęk, że Instagram pochłonie mnie całkowicie. Miałem obsesję na punkcie liczb. Jak mogę zdobyć więcej 'lajków', więcej obserwujących, większy zasięg? Zacząłem porównywać się z innymi i z tym co wrzucali do sieci: "Zobacz jacy są lepsi ode mnie, zobacz dla jakich klientów pracują. Nie jestem wystarczająco dobry". Porównywanie się z innymi zabierało mi całą radość.
Spadała moja kreatywność. Każde czekanie w kolejce czy stanie w korku sprowadzało się do sprawdzania postów na Instagramie. Uciekałem podczas kolacji, by sprawdzić w toalecie telefon. Nawet gdy rozmawiałem z ludźmi - byłem wpatrzony w komórkę. Przywiązałem się do własnego urządzenia jak narkoman do igły.
Doświadczyłem wtedy ogromnej traumy w moim życiu osobistym. Potrzebowałem głębokiej modlitwy, refleksji, i wzrostu duchowego. Robienie zdjęć stało się formą oczyszczenia wewnętrznego. Ponieważ nie potrafiłem dobierać chwytliwych tagów do zdjęć, które publikowałem, zdecydowałem się dzielić modlitwą i refleksjami, które na przychodziły mi do głowy.
Odkryłem, że stworzyłem bezpieczny dom dla ludzi, którzy dzielili się swoimi obawami, niepokojami, niepowodzeniami czy zerowymi rachunkami bankowymi. Wreszcie Instagram wydał się dla mnie ważny. Uświadomiłem sobie, że po drugiej stronie ekranu był człowiek z prawdziwymi zmaganiami, nadziejami i radościami.
Poznałem kobietę o imieniu Erin: najpierw online, a później osobiście. Przy pomocy fotografii próbowała sobie poradzić z depresją poporodową. Wsparcie jakie otrzymała, kiedy publikowała zdjęcia jej dwóch małych córeczek, pozwoliły jej uzyskać inną perspektywę macierzyństwa. Poznałem również Cole Younger, która żyła na ulicy, a teraz używa Instagrama, by dzielić się zdjęciami ludzi doświadczających bezdomności. Wszystko po to, aby ludzie na których nie chcemy patrzeć, dotykać czy zapamiętać ich twarzy stali się ważni.
Uświadomiłem sobie, że dzielenie się z ludźmi bólem jest ważniejsze niż dzielenie się sukcesem. Sukces zdaje się odrywać ludzi od siebie, jeśli nie jest akceptowany przez każdego. Podczas gdy jesteśmy kochani przez bezgranicznego Boga, który wie, że w środku bywamy zepsuci czy zranieni. Kiedy zapraszamy innych do uwolnienia się od niewoli fałszywego wizerunku, tworzymy miejsce dla Zbawiciela w naszym życiu.
Zaangażowanie w social mediach czyli zdobywanie większej ilości polubień, komentarzy czy obserwujących, może szybko wzmocnić poczucie własnej wartości. Ale zamiast dzielenia się z innymi tylko sobą, możemy wyjść poza zasięg i pokazać światu coś więcej.
Tłum. Justyna Polak
Skomentuj artykuł