Misja o zapachu kawy. "Nie rzucamy pomocy z naszej łaski. Robimy uczciwy biznes i dbamy o relacje"
- Nie ma biznesu - i nie ma pomocy - bez relacji. Nie działamy tak, że przekazujemy coś zupełnie anonimowo. Plantatorzy nie się dla nas tylko anonimowymi dostawcami. To również element budowania w Afryce biznesu po partnersku. Budowanie relacji pomaga tym ludziom wznieść się na wyższy poziom godności człowieka. Czują się naszymi partnerami, czują, że z nami współpracują i nie są w żaden sposób wykorzystywani. Czują, że nie rzucamy im pomocy z naszej łaski, ale że z nimi jesteśmy - tak o współpracy z plantatorami kawy w Rwandzie mówi Monika Mostowska, wiceprezes pallotyńskiej Fundacji Salvatti.
Dominika Miros: Czego ludzie mieszkający w Afryce najbardziej dziś potrzebują, jak można im najlepiej pomagać?
Monika Mostowska: Na pewno trzeba Afryce pomagać z rozmysłem. Skuteczne jest wspieranie edukacji, skuteczne też są działania misjonarzy. Chodzi przede wszystkim o zmianę świadomości, o uświadamianie Afrykańczykom, w jakim świecie żyją. Im często wydaje się, że wszystko, co pochodzi ze świata zachodniego, jest lepsze i wartościowsze. A przecież nie zawsze tak jest. Wiele firm i wielu ludzi traktuje Afrykę jak swoisty śmietnik Zachodu, więc to, co jest niepotrzebne, jest tam wysyłane. Istnieje dużo organizacji, które pomagają ludziom w Afryce, ale nierzadko jest to działanie związane z jednym projektem. Np. po wybudowaniu studni czy szkoły zostawia się je miejscowym, a oni później nie zawsze potrafią należycie zadbać o to, co im pozostawiono. Są przykłady marnowania pracy i pieniędzy, np. studni zsypanych piaskiem.
A w czym przejawia się skuteczność działań misjonarzy?
- Pomoc przez misjonarzy jest o tyle skuteczna, że jest to pomoc celowana. Na pewno idzie tam, gdzie powinna dotrzeć, bo misjonarze, którzy od dziesiątków lat pracują wśród Afrykańczyków, żyją tam i mieszkają. Wiedzą, jacy są. Znają ich potrzeby, mentalność, uczucia. Jeśli stworzą szkołę, to nad nią czuwają i pozyskują fundusze dla jej rozwoju. Świadczą usługi za darmo, stąd też muszą ciągle pozyskiwać fundusze i prosić o pieniądze na swoje dzieła. Na tej zasadzie nasza fundacja wspiera ich pomocą. Misjonarze prowadzą szkoły i ośrodki zdrowia, dla tych którzy mogą zapłacić i dla tych, których na to nie stać. W Afryce 80-90 proc. społeczeństwa to ludzie biedni.
Jaka jest misja fundacji Salvatti i czym się zajmuje?
- Nazwa Pallotyńska Fundacja Misyjna Salvatti.pl pochodzi od nazwiska rzymskiego kupca Jakuba Salvattiego, który pod koniec XIX wieku wspierał dzieła ks. Wincentego Pallottiego, założyciela pallotynów. Fundacja podąża jego śladami, pozyskując fundusze, zajmując się promocją misji pallotyńskich.
Możemy to sobie zobrazować tak: 50 lat temu pallotyni wyjechali do Rwandy i tam założyli pierwszą misję. Przez te lata stworzyli infrastrukturę ewangelizacyjną i edukacyjną, a także medyczną. Przedszkola, szkoły, ośrodki zdrowia, placówki pomocowe. Fundacja koncentruje się na wspieraniu ich dzieł społecznych. Przede wszystkim się koncentrujemy na wspieraniu edukacji, ponieważ uważamy, że jest jednym z najskuteczniejszych sposobów pomocy. Pozwala młodym ludziom zmienić perspektywę patrzenia na świat, inaczej myśleć o sobie, wiedzieć więcej i dostrzegać, jak kraje afrykańskie są wykorzystywane przez świat zachodni, a przez to podpowiedzieć im, jak mogą zadbać o swoje małe regiony.
Z którymi krajami współpracuje fundacja?
- Jesteśmy obecni w Kamerunie, Wybrzeżu Kości Słoniowej, Burkina Faso, Demokratycznej Republice Konga i Tanzanii. W Etiopii nie ma pallotynów, ale wysyłaliśmy tam wolontariuszy do archidiecezjalnego ośrodka w Addis Abebie, którzy prowadzili zajęcia wyrównawcze dla dzieciaków i do sióstr od Matki Teresy z Kalkuty.
Zajmujemy się nie tylko wspieraniem edukacji konkretnych dzieci w ramach adopcji serca, ale też remontem szkół, zakupem pomocy edukacyjnej, finansujemy pensje dla nauczycieli. Szkoły prowadzone przez misjonarzy są na dobrym poziomie, dzieci uczą się języków. W miarę możliwości wyposażamy ośrodki zdrowia w sprzęt. Udało się nam dofinansować budowę oddziału położniczego przy ośrodku zdrowia sióstr pallotynek w Kigali w Rwandzie i wyposażyć tę placówkę. Fundujemy stypendia. Zaczęliśmy od pomocy młodym ludziom w Rwandzie, którzy w czasie ludobójstwa w latach 90. XX w. stracili rodziców. Prowadzimy również wolontariat, który wspiera wszystkie placówki misyjne.
Pomagają państwo poprzez trzy strategie, które nazywacie dawaniem „ryby”, dawaniem „wędki” i kupowaniem „ryby”. Co to oznacza?
- „Ryba” to konkretna pomoc materialno-rzeczowa. Pieniądze na konkretne cele czy pomoce edukacyjne. Wspieramy m.in. wspieramy budowę szkół, finansujemy funkcjonowanie ośrodków dożywiania, wyposażamy ośrodki zdrowia i szpitale, kupujemy podręczniki i przybory szkolne. „Wędka” to stypendia, wspieranie edukacji, żeby dzieci mogły chodzić do szkoły, kursy takie zawodowe, wolontariat.
I „kupują państwo rybę”, czyli prowadzą partnerski biznes z afrykańskim plantatorami.
- Tą „kupowaną rybą” jest właśnie kawa, herbata i rzemiosło, które importujemy z Afryki. Nasz sklep internetowy jest jednym z nielicznym w Europie, gdzie można kupić oryginalne afrykańskie produkty, nie ich imitacje wykonane w Chinach. Rękodzieło kupujemy od lokalnych twórców. Mamy swoich dostawców i dbamy o uczciwy zarobek dla farmerów i rzemieślników. Kupujemy wprost od nich i omijamy zbędnych pośredników. Uczymy Afrykańczyków przedsiębiorczości i pokazujemy, że są naszymi partnerami w biznesie. Nie targujemy się z nimi, bo wiadomo, że można, ale my chcemy im godziwie płacić. I Afrykańczycy są nam bardzo wdzięczni. Dostawcami są często także osoby niepełnosprawne, które właśnie zajmują się tworzeniem rękodzieła, rzeźb, wyplataniem koszyków z trawy czy z liści bananowca, robią podkładki pod talerze, korale. To jest ich źródło utrzymania.
W skomercjalizowanym handlu kawą plantatorzy z Afryki są często wykorzystywani. Zarabiają tylko niewielki procent tego, ile wart jest ich produkt na rynkach zachodnich. Gdzie jest źródło tej patologii i w jakim miejscu tego łańcucha produkcyjno-dystrybucyjnego jest to najbardziej widoczne?
- To bardzo podobna sytuacja, jak w handlu np. z metalami czy minerałami pozyskiwanymi do telefonów komórkowych czy komputerów. Ludzie pozyskujący surowce pracują za bezcen, a produkt finalny sprzedawany jest bardzo wysoką cenę. Takie nieludzkie wykorzystywanie pracy ludzi dzieje się teraz w krajach Ameryki Południowej - może nawet bardziej niż w krajach afrykańskich. Z pewnością niedopłacanie afrykańskich robotników to zjawisko bardzo częste.
W przypadku produkcji kawy największe pole do nadużyć występuje na wczesnym etapie - przy zbieraniu, zrywaniu ziaren i dostarczaniu ich do tzw. washing station. Wygląda to tak, że Afrykańczycy niosą czy wiozą na rowerach worki z ziarnami kawy i dostarczają je do tych punktów odbioru. W washing station bardzo często dochodzi do tego, że pośrednik płaci farmerowi zaniżoną stawkę, a nie tyle, ile naprawdę należy się za dostarczony produkt. Tak dzieje się w różnych krajach.
Inaczej jest w Rwandzie, gdzie w zasadzie do tego typu wykorzystywania nie dochodzi. Rząd zdaje sobie sprawę, że kawa jest ich eksportowym produktem i że stanowi znaczący procent dochodu tego kraju. Dba o pracowników. Co roku w lutym specjalna instytucja rządowa, zajmująca się eksportem, wyznacza minimalną płacę, jaką można zapłacić za kilogram dostarczonej kawy, biorąc pod uwagę wynagrodzenie dla robotników. To jest taka cena bazowa, na której kształtuje się potem cena finalna ziarna kawowego.
Plantacja Kawy w Rwandzie (Fot. Pallotyńska Fundacja Misyjna Salvatti.pl)
Największa marża nabijana jest wobec tego przez pośredników?
- Im bliżej się jest plantatorów - tak jak my jesteśmy - tym łańcuch dystrybucji jest krótszy. W przypadku rozmaitych europejskich importerów kawy, po drodze trafiają się różne agencje i pośrednicy. Łańcuch uczestników jest wtedy dużo dłuższy i każdy po drodze chce zarobić.
Obecnie mamy do czynienia z takim światowym trendem, że konsumenci są bardzo zainteresowani tym, aby kawa pochodziła z miejsca, gdzie ludzie nie są wykorzystywani. Istnieją organizacje, które monitorują drogę, jaką przechodzi kawa i można prześledzić cały ten łańcuch dostaw.
W jaki sposób w waszym przypadku skracacie łańcuch dostaw, aby omijać pośredników?
- Mamy swojego przedstawiciela, który tam na miejscu zajmuje się organizacją pozyskiwania kawy i logistyką dostaw do Polski. To człowiek z bardzo ciekawą historią. Pracuje przy produkcji kawy od siódmego roku życia, kiedy zmarł jego tata. Został z mamą i bratem i by się utrzymać, całą rodziną uprawiali kawę. Pracując od dziecka na plantacji kawy, wie o niej wszystko.
Nasz przedstawiciel kontraktuje konkretne ilości kawy z dziesięciu różnych regionów Rwandy, zawierając umowy z poszczególnymi kooperatywami, czyli spółdzielniami grupującymi plantatorów. Następnie kawę trzeba dostarczyć do Kigali, stolicy Rwandy, do NAEP [National Agriculture Export Board - red.]. Wtedy należy przygotować dokumenty, które są potrzebne do transportu kawy. Dostawa pakowana jest na tira, który dociera do portu w Mombasie, tam kawę przeładowujemy do kontenera i statkiem przez miesiąc płynie do Polski. Importujemy oczywiście zielone ziarno i wypalamy kawę na bieżąco.
Jak wygląda plantacja kawy i praca przy zbieraniu ziaren?
Często plantatorzy mają niewielkie rodzinne gospodarstwa, ale w większości w Afryce działają kooperatywy, czyli spółdzielnie tworzone przez kilkanaście czy kilkadziesiąt osób. W Rwandzie są również kooperatywy złożone z kobiet, które straciły mężów w czasie ludobójstwa, wiele samotnych matek, dla których to jest jedyne źródło utrzymania. Mają swoją plantację, którą uprawiają i potem dzielą się dochodem.
Plantacje położone są na zboczach gór. Zbieranie kawy odbywa się ręcznie i zajmuje sporo czasu. Wygląda to podobnie, jak zrywanie wiśni. Potem owoce kawowca się płukane i selekcjonowane. Następnie trzeba wydobyć ziarno z miąższu, które jest dalej płukane, suszone i znów selekcjonowane ręcznie. Przy dużych stołach stoją kobiety i mężczyźni, którzy selekcjonują ziarno. Są również stoły przy których pracują tylko kobiety, ponieważ kawy selekcjonowane przez kobiety są wyżej cenione, gdyż kobiety jako ewolucyjne zbieraczki, uchodzą za te, które potrafią selekcjonować z większą dokładnością i odróżniać dobre ziarno od złego.
Plantacja Kawy w Rwandzie (Fot. Pallotyńska Fundacja Misyjna Salvatti.pl)
Jaką kawę udaje się państwu pozyskiwać?
- Jest to kawa wysoko gatunkowa i posiada certyfikaty nadawane przez międzynarodową organizację Specialty Coffee Association. O wysokim gatunku naszej kawy decyduje to, że jest ręcznie zbierana, ręcznie selekcjonowana i jednorodna. Nie są to mieszanki przemysłowe zbierana kombajnem. Są one wyselekcjonowane i z jednej plantacji trafiają do jednej paczki. To decyduje o szlachetności tej kawy. Jeżeli czasem się słyszy, że kawa komuś szkodzi, to właśnie dlatego, że spożył kawę niskiej jakości. Wiadomo w tej branży, że sprzedaje się też kawę, która w zasadzie jest odpadem i nie powinna być wypijana. Ale jak się taki surowiec wypali i zmieli, to nikt już nie wnika, co tam jest w środku torebki.
Czy prowadzenie biznesu po partnersku powoduje realną zmianę w życiu tych rolników i ich rodzin?
- Kupujemy w konkretnych warsztatach od konkretnych osób, których rodziny znamy. Widzimy, że ma to pozytywny wpływ na ich życie. Dzięki naszym pokaźnym zakupom, nasi dostawcy mogą opłacić ubezpieczenie zdrowotne, by korzystać z opieki medycznej i opłacać edukację swoich dzieci. W krajach afrykańskich edukacja jest płatna. Nasz dostawca chust, przysłał nam niedawno zdjęcie swojej córki w mundurku. Mógł zapłacić za cały semestr szkoły córki, dzięki temu, że złożyliśmy u niego zamówienie. I takich przykładów jest więcej.
Czy odwiedza pani plantacje kawy?
- Szczególnie na początku, jak rozpoczynaliśmy nasz biznes kawowy, byłam w Afryce kilka razy w roku, by wszystkiego dopilnować - zorganizować transport i odpowiednie dokumenty. Teraz dzieje się to już niemal samo. Ostatnio byłam w Afryce w maju. Przynajmniej raz w roku ktoś z nas tam jest, żeby odwiedzić ludzi, którzy tam pracują i być z nimi w relacji, bo uważamy, że nie ma biznesu - i też nie ma pomocy - bez relacji. Nie działamy tak, że przekazujemy coś zupełnie anonimowo. Plantatorzy nie się dla nas tylko anonimowymi dostawcami. To również element budowania w Afryce biznesu po partnersku. Budowanie relacji pomaga tym ludziom wznieść się na wyższy poziom godności człowieka. Czują się naszymi partnerami, czują, że z nami współpracują i nie są w żaden sposób wykorzystywani. Czują, że nie rzucamy im pomocy z naszej łaski, ale że z nimi jesteśmy.
Jak można wesprzeć dzieło Fundacji Salvatti?
- Fundusze pozyskujemy od darczyńców prywatnych i biznesowych, a także przez prowadzony przez nas sklep charytatywny. Można wspierać nasz konkretny projekt regularnie albo jednorazową darowizną. Dzieci można wesprzeć konkretnie przez wsparcie konkretnego projektu na platformie adopcjaedu.pl, związanego np. z wymianą ławek w szkole czy remontem świetlicy dla tzw. dzieci ulicy.
Można nas oczywiście wspierać kupując kawę. Reklamujemy ją jaka "kawa dobra", nie tylko dlatego, że jest smaczna, ale dlatego, że kupując ją czynimy dobro. To samo jest z herbata i rękodziełem, które nadają się np. na fajny prezent dla kogoś. Pomagając w ten sposób, mamy przekonanie, że nie wspieramy jakieś krwiożerczej korporacji, tylko pomagamy konkretnym ludziom. Po pierwsze, kupujemy od nich i zapewniamy im przychód. Po drugie, uczymy ich przedsiębiorczości i partnerstwa. A po trzecie, dochód ze sprzedaży tych produktów przeznaczmy potem na wpieranie konkretnych projektów dobroczynnych.
Skomentuj artykuł