Kościół, naukowcy i GMO

Kościół, naukowcy i GMO
(fot. tiloo / sxc.hu / CC)

Przed świętami Bożego Narodzenia prezydent Polski podpisał ustawę o nasiennictwie, która reguluje m.in. kwestie związane z wprowadzaniem do obrotu nasion roślin genetycznie modyfikowanych (GMO). Wcześniej zaapelował do premiera, by przed przygotowaniem kompleksowej ustawy o GMO, przygotować i przeprowadzić szeroką konsultację i debatę publiczną. Myślę, że warto zwrócić uwagę na pewne trendy dotychczasowej debaty, których winniśmy unikać w przyszłości.

Najpierw kilka słów o stanowisku Kościoła Katolickiego, ponieważ było ono manipulowane. Watykan dba o wieloaspektowe i wielopłaszczyznowe uformowanie swojej opinii, także jeśli chodzi o kwestie naukowe. Kościół szuka swojego stanowisko również w kwestii organizmów genetycznie modyfikowanych. Oczywiście, nie po to, by stawać po którejś stronie w dyskusjach naukowych. To jest sprawa uczonych. Inżynieria genetyczna ma ogromne społeczno-polityczno-gospodarcze znaczenie. Często mówi się o tej technologii w kontekście głodu na świecie, o którego zwalczanie Kościół stanowczo i od dawna się upominał. Z uwagi na moralny autorytet Kościoła stanowisko Watykanu jest ważne zarówno dla krajów walczących z głodem jak i potężnych koncernów zajmujących się biotechnologią i agrobiznesem. Poparcie ze strony Watykanu dostarczyłoby ważnego argumentu, zwłaszcza w kampaniach marketingowych w krajach Ameryki Południowej i Afryki.

Już kilka razy genetycy i biolodzy zbierali się w Watykanie, by dyskutować nad wykorzystaniem inżynierii genetycznej w rolnictwie i przemyśle żywnościowym. Ostatnie spotkanie miało miejsce w dniach 15-19 maja 2009 roku. Konferencję zorganizował Ingo Portykus, uczony z Zurichu, twórca tzw. złotego ryżu - genetycznie modyfikowanego ryżu zawierającego witaminę A. Spotkanie, które odbyło się pod patronatem Papieskiej Akademii Nauk i w jej siedzibie, Casina Pio IV, zatytułowano: ‘Transgenic Plants for Food Security in the Context of Development’ ("Rośliny Transgeniczne dla Bezpiecznej Żywności w Kontekście Rozwoju"). Pół roku później, 30 listopada 2009 roku, opublikowano w czasopiśmie "New Biotechnology" dokumentację tej konferencji. Ostatnim tekstem jest tzw. Statement (oświadczenie). Zebrano w nim naukowe konkluzje oraz wysunięto odpowiednie rekomendacje. Oświadczenie to zawiera zdecydowane poparcie dla upraw GMO w rolnictwie i wskazuje na kluczowe ich znaczenie dla zwalczania głodu na świecie. Oświadczenie rozpoczyna się cytatami z encykliki "Laborem Excercens" Jana Pawła II oraz z "Caritas in Veritate" Benedykta XVI. Dalej także pojawiają się odwołania do Magisterium Kościoła.

DEON.PL POLECA

Wielu komentatorów i przedstawicieli mediów pospiesznie wzięło ten dokument za stanowisko Papieskiej Akademii Nauki i Stolicy Apostolskiej, co następnie przejęły inne instytucje. Przykładowo, na stronie internetowej Komitetu Biotechnologii Polskiej Akademii Nauk czytamy: "Watykan nie jest przeciwny GMO! Poniżej stanowisko Kościoła wobec GMO …" (tutaj następuje angielski oryginał fragmentu wyjętego ze wspomnianego oświadczenie, a następnie polski przekład; dostęp 23.12.2012).

Jednak trzeba jasno powiedzieć: oświadczenie, ani w całości, ani w części nie jest stanowiskiem, ani Kościoła, ani papieża, ani nawet samej Akademii. Podkreślił to wyraźnie rzecznik Watykanu, o. Federico Lombardi SJ zaraz po ukazaniu się publikacji w "New Biotechnology". Podobnie wyraził się kard. Peter Turskon, szef Papieskiej Rady Iustitia et Pax w wywiadzie na łamach L’Osservatore Romano (5 stycznia 2011 r.).

Na konferencji było tylko siedmiu członków Akademii (na osiemdziesięciu), w tym jeden teolog: emerytowany kard. G. Cottier OP, oraz filozof, abp. M. S. Sorondo, kanclerz Akademii. Akademia jako całość nie autoryzowała wydanego później dokumentu pokonferencyjnego jako swojego stanowiska. Warto zwrócić uwagę, że spośród czterdziestu uczestników tej konferencji, szesnastu było amerykanami. A Stany Zjednoczone są żywotnie zainteresowane rozpowszechnianiem GMO. Watykan już od dłuższego czasu był lobbowany przez USA i wielkie koncerny biotechnologiczne (wskazują na to choćby tajne notatki ujawnione przez Wikileaks).

Komentatorzy wskazywali, że na konferencję zaproszono wyłącznie tych naukowców, którzy znani byli jako zwolennicy GMO. Czterech z nich miało powiązania z firmą Monsato, światowym potentatem w produkcji roślin modyfikowanych genetycznie. Wielu było twórcami różnych modyfikowanych za pomocą inżynierii genetycznej organizmów. Powiązania innych naukowców z przemysłem biotechnologicznym nie zostały ujawnione. Można przypuszczać, że są i to rozliczne. Prof. Sh. Krimsky (zob. "Nauka skorumpowana? O niejasnych związkach nauki i biznesu", PIW, Warszawa 2006) twierdzi, że prawie wszyscy najlepsi biotechnolodzy w USA są na różne sposoby uwikłani we współpracę z wielkimi koncernami biotechnologicznymi, często jednak tego nie ujawniają, albo nie ujawniają wszystkich powiązań, natomiast chętnie wykorzystują markę nieraz bardzo renomowanych instytutów badawczych i uniwersytetów. Watykan miał więc powody do dystansowania się wobec wykorzystywania swojego autorytetu dla promocji tego dokumentu.

Przygotowując się do debaty o GMO, warto zwrócić uwagę na już stosowane strategie marketingowe promujące produkty genetycznie modyfikowane. Aktywną promocją GMO w Polsce zajmują się organizacje o dobrze kojarzących się nazwach: "Niezależna Agencja Prasowa", oraz organizacja Biopol - Zielona Biotechnologia w Polsce. Przykładem jednej z łagodniejszych form perswazji można znaleźć np. u Marcina Rotkiewicz (Polityka.pl, z 5 września 2011). W swoim, sprawiającym wrażenie wyważonego, artykule pisze on m.in. "W Polsce wprowadzenie do upraw kukurydzy MON 810 rekomendował już w 2007 r. Komitet Ochrony Roślin PAN. Za GMO wypowiedział się również Wydział Nauk Biologicznych PAN oraz Komitet Biotechnologii PAN. Przeciw GMO jest natomiast Komitet Ochrony Przyrody PAN (w którym zasiada wielu przeciwników GMO, m.in. prof. Ludwik Tomiałojć, członek partii Zieloni 2004)." Dlaczego p. Rotkiewicz nie napisał, że np. w Komitecie Biotechnologii PAN zasiada wielu gorących zwolenników GMO, m.in. prof. Tomasz Twardowski, były prezes, a obecnie pierwszy wiceprzewodniczący Polskiej Federacji Biotechnologii (PFB), która ma jako zadanie statutowe współpracę z przemysłem biotechnologicznym?

Przykładem ostrzejszego marketingu jest kształtowanie w mediach dychotomii między rozumnymi, oświeconymi, inteligentnymi zwolennikami GMO i niedouczonymi, nieracjonalnymi, lękliwymi przeciwnikami inżynierii genetycznej. Oczywiście, ta strategia ma wyraźne funkcje perswazyjne. Naukę często przedstawia się jako bezinteresowne poszukiwanie prawdy. I rzeczywiście, wielu naukowców jest głęboko tym pragnieniem motywowanych. Jednak nauka jako instytucja w XX wieku przeszła dogłębną metamorfozę. Żeby to dobrze zrozumieć, trzeba sobie uświadomić narastające przynajmniej od lat sześćdziesiątych coraz ściślejsze związki uniwersytetów z przemysłem. Bardzo dobrze udokumentowana książka prof. Sh. Krimsky’ego pokazuje niepokojące procesy. Okazuje się, że konflikty interesów, jakie nieraz biorą na siebie amerykańscy uczeni z branży medycznej i żywnościowej są wprost skandaliczne. Dlatego trudno też mieć zaufanie do amerykańskich instytucji publicznych, które słyną z wymiany swoich kadr z przemysłem "agro-bio-tech". Jeśli chodzi o europejskie podwórko, kuriozalnym przykładem jest przejście w maju 2008 Suzy Reckens, przewodniczącej panelu EFSA ds. GMO, jako lobbystki do firmy Syngenta, dużego producenta zbóż GMO.

Wiele kwestii w zakresie medycyny, zdrowia, żywienia itp. nie podlega już logice nauki ale logice ekonomicznych interesów głównie amerykańskich koncernów o światowym zasięgu. Znamienna jest ogólna, poczyniona dwadzieścia lat temu, uwaga jednego najwybitniejszych polskich biologów, Władysława Kunickiego-Goldfingera (“Problemy moralne poznania naukowego i zastosowań nauki", 1991, s.99-100): "Reakcja społeczeństwa na postęp nauki jest, jak powiedzieliśmy, nieracjonalna, ale nie oznacza to, iż nie jest ona wywołana przez rzeczywiste przyczyny. A przyczyny te tkwią w społecznych relacjach nauki. Nauka przestała obecnie być zajęciem mędrców odizolowanych od świata, który ani ich nie interesował, ani sam się nimi nie zajmował. Nauka została zinstytucjonalizowana, stała się olbrzymim przedsięwzięciem społecznym (…). Tylko pozornie to sami uczeni wybierają priorytety badawcze. O wyborze takich priorytetów decydują ośrodki finansujące naukę. (…) Ośrodki finansujące naukę podlegają lub nie podlegają demokratycznej, społecznej kontroli zależnie od tego, czy dane państwo jest demokracją, czy nie. Ale nawet wtedy, gdy podlegają one formalnie demokratycznej kontroli, rzeczywiste decyzje w dużej mierze zależą od polityczno-gospodarczo-militarnych gremiów." To właśnie dlatego instytucje posiadające moralny autorytet, takie jak Kościół, nie powinny stawać po którejś ze stron w debatach dotyczących kontrowersyjnych technologicznych zastosowań rezultatów nauki.

Ludzie słusznie czują się zagrożeni przez coraz większą technologizację życia. Już w 1947 roku, socjolog, Robert Merton zauważył: "Tak jak przez całe wieki ludzie zaniedbywali problemy erozji gleby (między innymi dlatego, że nie zdawali sobie sprawy, iż erozja stanowi istotny problem), tak nadal zaniedbują erozję społeczną wynikającą ze stosowanych obecnie metod wprowadzania gwałtownych zmian technologicznych" ("Teoria socjologiczna i struktura społeczna", 1982, s.597-598). Merton odnosił się do rozwoju automatyzacji i robotyzacji w fabrykach. Od tego czasu inwazja technologii przybrała wielokrotnie na sile. Nieracjonalne jest więc lekceważenie ludzkich obaw spowodowanych wielością zagrożeń, jakie wraz z dobroczynnymi skutkami przyniosły dotychczasowe wynalazki techniki, czy poczucia presji i stresu, jaki na człowieka wywiera technika. Można by też wiele mówić o coraz bardziej utrwalającej się technokratycznej mentalności ludzi sprawujących władzę, dla których człowiek to raczej środek niż cel działań.

Argumentem, który niezwykle często pojawia się na forach międzynarodowych za stosowaniem GMO jest wskazywanie, że w ten sposób można rozwiązać kwestie głodu na świecie. Naukowcy zebrani na wspomnianej konferencji w Watykanie mówią nawet o moralnej winie, jaką się zaciąga nie stosując GMO. Trzeba jednak pamiętać, że produkty genetycznie modyfikowane są chronione patentami i funkcjonują w kategoriach ekonomicznych. Monsato i inne koncerny, np. Genetech, to nie organizacje charytatywne, ale przedsiębiorstwa, które zainwestowały w inżynierię genetyczną i biologię molekularną wiele miliardów dolarów. Przykładowo, w jednym 2009 roku, Monsato zainwestowało 9 mld. dolarów w sam lobbing na całym świecie. Koncerny te chcą nie tylko, by poniesione koszty się zwróciły, ale by stworzone produkty przyniosły poważne zyski. Naukowcy zebrani w Watykanie rozumieli ten fakt, ale ograniczyli się tylko do kilku słów apelu do wielkich koncernów biotechnologicznych o wspaniałomyślność i hojność w dzieleniu się licencjami. Kościelni hierarchowie z ubogich krajów oraz wielu działaczy chrześcijańskich i nie tylko zwraca uwagę na fakt, że przyczyną głodu jest bieda, ogromne zadłużenie krajów, skorumpowanie władz, niesprawiedliwe umowy międzynarodowe, pozostałości kolonialnego wyzysku, zmiany klimatu spowodowane m.in. przez presję technologiczną itd.

W całej kwestii GMO nie chodzi - i trzeba to wyraźnie podkreślić - o blokowanie badań naukowych czy lekceważenie rezultatów nauki. Chodzi właśnie o stymulowanie badań, których nadrzędnym celem jest dobro człowieka i społeczeństw, badań mających na celu monitorowanie skutków genetycznych modyfikacji dla ekosystemów, ludzi i zwierząt spożywających GMO, a także skutków społeczno-gospodarczych tam, gdzie już uprawy zostały wprowadzone. Chodzi nie tyle o kwestie naukowe co kwestie społeczno-polityczno-gospodarcze zastosowań nauki: stosowanie roślin genetycznie modyfikowanych w rolnictwie i wytwarzaniu produktów żywnościowych. Można uznawać rezultaty badań naukowych, ale nie zgadzać się z ich wykorzystaniem w gospodarce z uwagi na skutki społeczno-polityczne. Nie można też zgadzać się na nieetyczne formy prowadzenia debaty, przekłamania, ukrywanie informacji (tak pozytywnych jak i negatywnych) zarówno naukowych jak i dotyczących interesów ekonomicznych i politycznych stron uczestniczących w debacie oraz lekceważenie inny podmiotów publicznej dyskusji, ich obaw oraz wyznawanych przez nich wartości. W końcu, prof. Krimsky dokumentuje skłonność wielkich firm medycznych i tych z branży żywnościowej do ukrywania, minimalizowania lub manipulowania oceną ryzyka, jeśli chodzi o negatywne wyniki badań dotyczących ich produktów, zwłaszcza gdy te przynoszą już milionowe zyski. Między innymi dlatego w sferze legislacji należy jasno kierować się tzw. zasadą ostrożności (precautionary principle, zasada ta wymieniona jest w art. 191 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej).

Dla pogłębienia omawianych wyżej zagadnień polecam:

Dyskusję polskich naukowców na łamach czasopisma "Nauka", organu Polskiej Akademii Nauk, z lat 2007-2012. Wszystkie artykuły dostępne online. Liczne cytowania prac oryginalnych opisujących różne zagrożenia (dotyczące np. tzw. superchwastów oraz wzrostu toksyczności gleby) znajdują się np. w dokumentacji stanowiska rządów Francji, Luksemburga czy Niemiec wprowadzającego zakaz upraw kukurydzy MON810 w tych krajach. Dostępne online.

Wszystkie artykuły z watykańskiej konferencji oraz stanowisko przyjęte przez jej uczestników opublikowane w New Biotechnology >> zobacz

Inne dokumenty Papieskiej Akademii Nauk dotyczące inżynierii genetycznej: zobacz

Omówienie treści depesz z Wikileaks: zobacz

Depesza Catholic News Agency, z 1 grudnia 2010 roku: zobacz

Stosunek różnych religii do GMO jest omawiany w książce: "Acceptable Genes: Religious Traditions and Genetically Modified Foods", Conrad G. Brunk and Harold Coward, (red.), New York: SUNY Press, 2009.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Kościół, naukowcy i GMO
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.