Poznaj historię niezwykłej Kolegiaty
Przed wojną była centrum duchowym Wołynia. Potem, zamieniona w stajnię, stała się świadkiem masakr dokonywanych na Polakach, Niemcach i Żydach przez bandy UPA. Dziś może odzyskać dawny splendor.
Kilka tygodni temu podczas specjalnej uroczystości na Zamku Królewskim w Warszawie metropolita łucki biskup Witalij Skomorowski otrzymał z rąk przedstawicieli Fundacji Dziedzictwa Kulturowego zrekonstruowany obraz Matki Boskiej Kazimierzeckiej, który ma trafić do kolegiaty Świętej Trójcy w Ołyce. I nie jest to bynajmniej kurtuazyjny gest bez większego znaczenia - dla wołyńskich katolików ten dar jest naprawdę bezcenny. Jak bowiem przypomniał ordynariusz łucki, przed II wojną światową na Wołyniu działało ponad 200 kościołów - dziś jest ich tylko 20. I ani jednego sanktuarium maryjnego. Teraz wreszcie może się to zmienić.
Sowieci byli przed talibami
Nawet dzisiaj zrujnowana, zarośnięta, odrapana kolegiata w Ołyce robi ogromne wrażenie. Potężne majestatyczne mury, wyrastające ponad morzem zieleni, kunsztowne detale architektoniczne, których nie jest w stanie zamazać brud, rdza ani odpadająca farba. Dawna świetność nie poddaje się tak łatwo i dlatego Ołyka stanowi nadal jeden z obowiązkowych - obok Lwowa, Kamieńca Podolskiego czy Chocimia - punktów turystycznego programu polskich wycieczek odwiedzających Ukrainę.
Piękna świątynia została wzniesiona w latach 1635-1640, a jej fundatorem był Stanisław Albrecht Radziwiłł, potężny i wpływowy mecenas sztuki, piastujący funkcję wielkiego kanclerza litewskiego. Jego dziełem były także działające przy kościele w Ołyce seminarium duchowne oraz kolegium podległe Akademii Zamojskiej. W zgodnej opinii historyków sztuki, świątynia stanowi zabytek najwyższej klasy europejskiej, z bezcennym wyposażeniem wnętrza, które niemal w całości zostało wykonane z alabastru. Całość stanowi przykład pięknego, majestatycznego i harmonijnego baroku. Nic dziwnego, że kolegiatę w Ołyce uważano powszechnie za najpiękniejszą i najcenniejszą polską świątynię na całym Wołyniu. Wszystko zmieniło się pod koniec II wojny światowej, kiedy tereny te stały się częścią Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, wcielonej do ZSRR. Kościół w Ołyce padł ofiarą typowego sowieckiego podejścia do obiektów kultu religijnego. Klasztory i świątynie, szczególnie te katolickie, demonstracyjnie burzono albo niszczono stopniowo, desakralizując i przekształcając je w miejsca użytkowe - im bardziej odległe od religijnych skojarzeń, tym lepiej. Przerabiano je więc na chlewy, obory, magazyny żywności albo w instytucje "wyższej kultury sowieckiej" w typie muzeów ateizmu. Taki też los spotkał kolegiatę w Ołyce, którą zamieniono w stajnię dla miejscowego kołchozu. Proszę sobie tylko wyobrazić cudowne barokowe wnętrze i bezcenne zabytki potraktowane w taki sposób… Do tego doszedł rabunek na masową skalę wszystkiego, co tylko dało się zdjąć, wymontować, skuć i rozwalić. Zniknęły piękne stalle, ołtarze z alabastru i czarnego marmuru, obrazy, złote zdobienia, większość rzeźb, a nawet część posadzek. Zniszczono także liczne nagrobki i epitafia rodziny Radziwiłłów, do których przez stulecia należała Ołyka.
To barbarzyńskie dzieło zniszczenia trwało przez kilkadziesiąt lat. Dopiero w 1991 r. władze nowego ukraińskiego państwa przekazały z powrotem kościół miejscowej wspólnocie wiernych. Ci zastali w środku kompletną ruinę… Mimo to, naoczni świadkowie, którzy docierają do Ołyki, mówią, że świątynia nadal zachwyca swoim ogromem, harmonią i pięknem układu architektonicznego. Nie wszystko zresztą zniszczono lub rozkradziono. Na zewnętrznej elewacji zachował się chociażby najbardziej charakterystyczny motyw - niezwykle misterna płaskorzeźba przedstawiająca Ukoronowanie Najświętszej Maryi Panny oraz ogromny napis na fryzie nad wejściem do kościoła, głoszący: DEUS DE TUIS DONIS TIBI OFFERIMUS (Tobie Boże z Twoich darów ofiarujemy).
Polacy, Niemcy, Ukraińcy
Ślady spustoszenia pozostawionego przez totalitarną machinę widać nie tylko na zdewastowanych kościelnych murach, ale także w duszach tych, którym dane było przeżyć piekło II wojny światowej. Ołyka - jak cały Wołyń - przeszła szczególnie burzliwe koleje dziejów. Najpierw okupacja sowiecka po 17 września 1939 r. i "wyzwolenie" tych ziem przez Armię Czerwoną. Dwa lata później, już w pierwszych godzinach po rozpoczęciu ataku na ZSRR, wkroczyli tam Niemcy. Rozpoczęły się prześladowania miejscowej ludności, głównie żydowskiej. W Ołyce utworzono getto - w którym ludzie umierali masowo z głodu, chorób i wycieńczenia. Ci, którzy przeżyli, w sumie około 4,5 tys. osób, zostali zamordowani strzałami w tył głowy w okolicznych lasach.
Potem jednak nastąpił kolejny zwrot: wraz ze słabnięciem Niemców na froncie wschodnim, coraz wyraźniej podnosili głowy nacjonaliści ukraińscy. Masowo dochodziło do ataków na "nie Ukraińców" - głównie Polaków i nielicznych ocalałych z pogromu Żydów, ale także na niemieckie oddziały wojskowe. Mordy przybrały szczególnie na sile w lipcu 1943 r., a Ołyka stała się wówczas schronieniem dla polskich uchodźców z rzezi. W takich momentach ludzie instynktownie szukają schronienia w miejscach, które wydają im się najbardziej bezpieczne. Na Wołyniu bardzo często były to kościoły - te budowane na Kresach były zawsze solidne, z grubymi murami, o charakterze obronnym. W Ołyce takim miejscem obok kolegiaty stał się także, sąsiadujący z nią, dawny zamek Radziwiłłów - ten sam, o którym Mieczysław Orłowicz pisał ongiś w "Ilustrowanym Przewodniku po Wołyniu":
Zamek był niegdyś, a po części jest i dotychczas jedną z najpyszniejszych rezydencji magnackich na Wołyniu.
I to właśnie w Zamku Radziwiłłów przez kilkanaście dni polscy mieszkańcy bronili się wspólnie z… niemieckimi żołnierzami przed atakami znacznie liczniejszych oddziałów Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA). Chichot losu sprawił, że wspólny wróg połączył na chwilę Polaków i Niemców - a takich przypadków było na Wołyniu znacznie więcej. Wkrótce potem jednak niemiecka załoga na wieść o zbliżających się wojskach sowieckich wycofała się z miasta. W otoczonej przez UPA Ołyce pozostali Polacy mający do dyspozycji jedynie kilkanaście karabinów. Ukraińskim nacjonalistom udało się wymordować 87 osób. Zdesperowani obrońcy postanowili wysłać posłańców, którym udało się przedostać do Przebraża - oddalonej o 30 km od Ołyki ufortyfikowanej wsi, stanowiącej jeden z najważniejszych ośrodków polskiej samoobrony na Wołyniu. Legendarny dowódca samoobrony Henryk Cybulski w książce Czerwone noce, tak wspominał spotkanie z posłańcami z Ołyki:
Przybyliśmy tu - oświadczył jeden z nich - w imieniu tysiąca pięciuset ludzi, aby prosić dowództwo Przebraża o pomoc.. (...) Bandy UPA przystąpiły do systematycznego oblężenia. Grube mury i stare wały obronne okazały się dla nich nie do zdobycia, toteż zastosowali taktykę wyczekiwania i nękania nas z broni maszynowej. (...) Jeżeli oblężenie potrwa dłużej, bandy zdobędą nas głodem.
Historia ta doczekała się na szczęście pozytywnego zakończenia - nieczęstego w tamtych stronach. Odsiecz przyszła na czas, miejscowa ludność i uciekinierzy zostali ewakuowani w bezpieczne miejsce. A potem na Wołyń znowu wkroczyli Sowieci.
Tutaj będzie sanktuarium
Dziś Ołyka to maleńkie, zaniedbane, prowincjonalne miasteczko, liczące nieco ponad 3 tys. mieszkańców. Mimo to już wkrótce może stać się ono prawdziwym duchowym centrum dla wszystkich katolików zamieszkujących tereny Wołynia - nie tylko Polaków, ale także Ukraińców, Białorusinów i Rosjan. W samej Ołyce katolików jest dziś kilkuset. Magnesem przyciągającym do tego miejsca stanie się na pewno wspomniany na wstępie zrekonstruowany obraz Matki Boskiej Kazimierzeckiej - Patronki Wołynia. Oryginał trafił na te ziemie w XVII w. za sprawą Mikołaja Krzysztofa Radziwiłła "Sierotki", który przywiózł obraz z Palestyny. Ród Radziwiłłów przechowywał go na zamku w Ołyce, natomiast lud czcił kopię znajdującą się w kościele w pobliskiej Kazimierce. O skali kultu, jakim otaczana była tamtejsza Matka Boża z Dzieciątkiem, niech świadczy fakt, że z okazji odpustu przypadającego 15 sierpnia do Kazimierki przybywało regularnie nawet 20 tys. wiernych z całego Wołynia. Niestety, świątynia padła ofiarą ukraińskich nacjonalistów, którzy zniszczyli ją całkowicie w 1943 r. Obraz Matki Boskiej Kazimierzeckiej spłonął albo został ukradziony, podobnie jak oryginał z radziwiłłowskiego zamku.
Dziś, staraniem Fundacji Dziedzictwa Kulturowego, udało się zrekonstruować obraz. Ale fundacja postawiła sobie także drugi, znacznie bardziej ambitny cel: przywrócenie dawnego blasku całej kolegiacie św. Trójcy w Ołyce. Na razie fundacja prowadzi głównie prace remontowo-zabezpieczające - założono m.in. nowy dach z blachy, wstawiono okna, wzmocniono mury i fundamenty. Są one finansowane z funduszy polskiego MSZ oraz resortu kultury, a także ze środków pochodzących od prywatnych darczyńców. Obecnie jest to największy projekt konserwatorski realizowany ze środków polskich za granicą. Na razie nie rozpoczęto jeszcze właściwych prac konserwatorskich - ich koszt szacowany jest na kilka milionów złotych. Mimo to przy kolegiacie działa już parafia i odbywają się tam coniedzielne nabożeństwa - co już samo w sobie można rozpatrywać w kategoriach małego cudu na Wołyniu. W takich kategoriach postrzega to również, cytowany przez "Nasz Dziennik", bp Witalij Skomarowski:
Nawet w najśmielszych marzeniach nie sądziłem, że świątynia w Ołyce będzie odrestaurowana. Mamy więcej takich kościołów na Wołyniu, ale kolegiata w Ołyce jest szczególna. (…) Myślę, że kiedyś powstanie bardzo piękne sanktuarium maryjne. Jeśli kolegiata będzie odrestaurowana, a ja jeszcze będę biskupem to sanktuarium będzie erygowane - zapowiedział ordynariusz łucki.
Skomentuj artykuł