Rodeo w Dodge City
Dodge City, w stanie Kansas, kiedyś serce zachodniego pogranicza USA, centrum handlu bydłem, miasteczko rewolwerowców, szulerów i burdeli. Legenda Dzikiego Zachodu uwieczniona w westernach. Dziś jedno z tysięcy małych miasteczek amerykańskiego interioru.
W sobotę wieczorem 6 sierpnia mieszkańcy Dodge City zasiadają na stadionie Roundup Arena, by podziwiać rodeo. Mimo upału, stadion jest wypełniony o godzinę wcześniej - jako uwertura widowiska odbywa się koronacja Miss Rodeo. Hoże, jasnowłose dziewczyny w cielistych spodniach, różowych bluzkach z cekinami i kapeluszach z szerokim rondem przyjmują honory, potem pędzą galopem na koniach z gwiaździstymi sztandarami w rękach.
Rodeo zaczyna się od inwokacji religijnej - wszyscy wstają i z dłońmi na sercu słuchają kapelana. Mówi on o Bogu i żołnierzach, którzy poprzedniego dnia zginęli w Afganistanie, a wcześniej zabili Osamę bin Ladena. Wszyscy się modlą. Potem rozlega się śpiew - solistka wykonuje hymn USA.
Konferansjer przedstawia uczestników zawodów, którzy paradują konno na pokrytym piaskiem placu. Są wśród nich dzieci w wieku przedszkolnym. Wszyscy dzierżą w rękach chorągwie - sztandary Stowarzyszenia Profesjonalnych Kowbojów Rodeo (PRCA), herby Dodge City i logo znanych skądinąd korporacji: Pizza Hut, Target i innych - sponsorów imprezy.
Pierwsza konkurencja to bull ride, jazda na bykach, które wierzgają z szaleńczą zawziętością kręcąc się jednocześnie wokół własnej osi. Jeźdźcy wytrzymują na ich grzbietach nie więcej niż kilkanaście sekund. Po arenie biegają "rodeo-clowns" starając się odwrócić uwagę rozwścieczonego zwierzęcia od powalonego na ziemię zawodnika. Kolejny punkt programu, ujeżdżanie koni, wygląda podobnie, choć mniej groźnie. Jednak jeden ze zrzuconych z ich grzbietów jeźdźców nie może podnieść się o własnych siłach - pomagają mu dwaj mężczyźni.
Zawodnicy pochodzą z wielu zachodnich stanów, najwięcej z sąsiedniej Oklahomy i niedalekiego Teksasu. Sobotnie rodeo to główne wydarzenie "Tygodnia Dodge City", święta zakończenia lata. Wiosną i latem odbywają się ich tysiące na całym zachodzie USA. To eliminacje przed wielkim krajowym finałem, odbywającym się w grudniu w Las Vegas. Na razie zawodnicy zbierają punkty - przy ujeżdżaniu liczy się styl i czas utrzymania się na grzbiecie zwierzęcia.
Rodeo, które Amerykanie zaimportowali z Meksyku, to dziś sport, który zawodowo uprawiają ranczerzy z zachodnich stanów, zrzeszeni w PRCA. Najwięksi mistrzowie zarabiają do miliona dolarów rocznie. Startują wszyscy - nie ma ograniczeń wiekowych. Na jednym z byków w Dodge City demonstrował swe umiejętności dwunastolatek.
Ujeżdżanie koni i byków to tylko część atrakcji, jakie czekają widzów rodeo. Inne konkurencje to powalanie na ziemię młodych byczków przez kowbojów, którzy rzucają się na nie z biegnącego konia, i łapanie na lasso jałówek i krępowanie sznurem ich nóg. Tu punktuje się jedynie czas obezwładnienia zwierzęcia - najlepsi radzą sobie w niespełna 10 sekund.
Na rodeo występują także kobiety i dzieci. Panie pędzą na koniach wykonując pętle wokół trzech ustawionych na arenie beczek - rywalizują o najlepszy czas. Zespół siedmiu pięknych dziewcząt z Kalifornii popisuje się synchronicznym tańcem z lassem i woltyżerką najwyższego lotu. Chłopcy w wieku trzech-czterech lat wpadają na arenę uczepieni do grzbietów owiec - zaprawa przed przyszłym poskramianiem większych i mniej potulnych zwierząt.
Jest i chwila humoru. Rodeo-clown rozśmiesza widzów sztuczkami z koniem, który tańczy, kładzie się na boku udając martwego, i klęcząc na przednich nogach pochyla łeb do ziemi, aby jeździec mógł go dosiąść...od przodu.
Następnego dnia, w niedzielę rano na stadionie odbywa się "Cowboy Church" - widzowie i zawodnicy rodeo zbierają się, aby się razem modlić. Wieczorem zwycięzcy wszystkich konkurencji występują ostatni raz. Dni Dodge City dobiegły końca.
Skomentuj artykuł