Sprawdź, ile na tobie zarabia Facebook
Facebook jest bardzo skuteczny w wyciskaniu pieniędzy z użytkowników oraz z odwiedzających jego strony. Portal w 2011 roku zarobił na czysto miliard dolarów. Przy deklarowanych przez niego 845 milionach użytkowników oznacza to, że każdy przyniósł Markowi Zuckerbergowi i jego wspólnikom blisko 1,2 dolara zysku. Sprawdziliśmy czy polscy inwestorzy będą mogli zarobić na zapowiadanym debiucie giełdowym giganta.
Z szacunków serwisu Alexa wynika, że Facebook jest najpopularniejszym portalem społecznościowym w sieci.
Odwiedza go o 500 milionów internautów więcej, niż drugi w kolejności serwis Twitter. Na trzecim miejscu zestawienia plasuje się branżowy portal LinkedIn ze 110 milionami użytkowników miesięcznie.
Sam Facebook w swoim prospekcie emisyjnym, pisze o 845 milionach aktywnych użytkowników. To ponad 10 proc. światowej populacji. Każdego dnia zamieszczają 2,7 miliarda komentarzy i znaczników Lubię to!
Źródło: Alexa Global Traffic Rank, luty 2012, za: www.ebizma.com
Co więcej, użytkownicy poświęcają serwisowi coraz więcej czasu. W grudniu minionego roku internauci z USA korzystali z Facebooka średnio przez 7 godzin dziennie, co oznacza 32 procentowy wzrost w stosunku do roku ubiegłego - wynika z analizy firmy badawczej ComScore. Także raport agencji Nielsen pokazuje miażdżącą przewagę Facebooka nad innymi społecznościówkami jeśli chodzi o umiejętność zaskarbiana sobie wierności internautów.
Źródło: Nielsen Social Media Report, maj 2011
W Polsce największym konkurentem Facebooka jest serwis Nasza-Klasa, obecnie NK.pl. We wrześniu 2011 roku amerykańskiemu gigantowi udało się wyprzedzić polski portal pod względem liczby internautów odwiedzających stronę. Od tego czasu przewaga Facebooka stale rośnie. W listopadzie 2011 roku liczba osób odwiedzających tę stronę wyniosła dokładnie 12 346 584 użytkowników.
Źródło: Gemius/PBI, listopad 2011
Gigant z Palo Alto wie niemal wszystko o zainteresowaniach swoich użytkowników. Firma stworzona i w ponad 30 procentach kontrolowana przez Marka Zuckerberga ma wgląd w to jakie mają hobby, co czytają, jakiej muzyki słuchają, jakich mają znajomych, co lubią, gdzie mieszkają, podróżują, jak głosują, co kupują i gdzie pracują. To wszystko przekłada się na gigantyczne zyski.
W ubiegłym roku przychody Facebooka przekroczyły 3,7 mld dolarów. Czysty zysk sięgnął miliarda dolarów. To olbrzymi wzrost, w 2010 roku przychody i zyski portalu były o blisko połowę niższe.
Wartość Facebooka szacowana jest na 100 mld dolarów. Dla porównania, oszacowana przez portal techcrunch.com, wartość NK.pl to tylko 146 mln złotych. Różnice widać też w zatrudnieniu: Facebook - dwa tysiące osób, NK.pl - dziesięciokrotnie mniej.
- Facebook w zdecydowanej większości zarabia na reklamach zamieszczanych na jego stronach, w tym w niewielkim stopniu na sponsorowanych konkursach - mówi Money.pl Anna Robotycka z agencji faceAddicted. Reklamowe filmiki i banery zapewniają 87 proc. wpływów portalu. - Resztę gigant zarabia na Facebook Credits, czyli platformie służącej rozliczaniu transakcji, dokonywanych za pośrednictwem portalu - tłumaczy Robotycka.
- Facebook jest bardzo elastyczny, jeżeli chodzi o ofertę dla reklamodawców. Reklamę można u nich wykupić już za kilka dolarów i dokładnie skierować do konkretnego odbiorcy. To wszystko jest na tyle przyjazne, że kampanie mogą zlecać nie tylko duże firmy, ale przeciętny użytkownik. Kolejnym atutem Facebooka jest zarabianie na tak zwanym długim ogonie, czyli zautomatyzowanych usługach, których inni nie proponują swoim użytkownikom. Mając konto na Facebooku, można na nim "podpiąć" kartę kredytową i za pośrednictwem portalu robić zakupy - tłumaczy Robotycka.
Jesienią 2011 roku za jedno kliknięcie w reklamę zamieszczoną na Facebooku firma, która ją zleciła, płaciła średnio ponad dolara. Ostatnio stawki spadły do kilkudziesięciu centów. - Mimo wszystko z roku na rok, budżety wydawane na reklamę w mediach społecznościowych rosną jak na drożdżach, a lwia ich część trafia właśnie do Facebooka - mówi przedstawicielka faceAddicted.
Nic dziwnego więc, że, jak wynika z rankingu przygotowanego przez magazyn Forbes, Mark Zuckerberg z majątkiem 17,5 mld dolarów jest teraz 14. najbogatszym Amerykaninem oraz 52. najbogatszym człowiekiem na świecie.
Atrakcyjność i medialność modelu biznesowego Facebooka może sprawić, że spółką zainteresują się także rodzimi inwestorzy. Polacy mogą kupić akcje serwisu, ale nie we wszystkich domach maklerskich. Trzeba też ponieść spore koszty. Możliwość taką dają tylko te domy, które prowadzą rachunki maklerskie w walutach obcych.
Praktycznie każda opłata i prowizja na rynku zagranicznym jest wyższa niż na warszawskiej giełdzie. Sam dostęp do notowań oraz możliwość składania zleceń kosztują od 40 złotych rocznie do nawet 320 złotych miesięcznie (100 dolarów).
Prowizje procentowo nie wyglądają tak źle. Stawki zaczynają się od 0,49 procent od całości transakcji (0,35 proc. w przypadku handlu podczas jednej sesji). Bardziej odstrasza minimalna wartość prowizji. Rzadko spada poniżej 50 złotych i najczęściej jest uzależniona od kursu walutowego.
Przykładowa prowizja wynosi 20 jednostek walutowych (np. dolarów, euro, funtów). To oznacza, że gdybyśmy chcieli kupić akcje na rynku amerykańskim, musielibyśmy wydać około 64 złotych - licząc według wczorajszego kursu NBP.
Aby transakcja nam się opłacała (najmniejszy stosunek prowizji do zainwestowanej kwoty) potrzebne byłoby co najmniej 12 760 złotych. By zminimalizować koszty kupna akcji na giełdzie w Londynie, które są rozliczane w funtach, musielibyśmy wyłożyć odpowiednio ponad 20 tysięcy złotych.
Inwestując za granicą, oprócz większych opłat ponosimy także dużo większe ryzyko. Facebook będzie notowany w obcej walucie, więc wpływ na ostateczny wynik naszej inwestycji miałby kurs dolara w stosunku do złotego. Musielibyśmy się też pogodzić z mniejszym dostępem do informacji oraz czytaniem wszelkich istotnych danych w języku angielskim. Nie mając dostępu do oprogramowania agencji informacyjnych (Reuters, Bloomberg), który kosztuje kilka tysięcy złotych miesięcznie, bylibyśmy skazani na zagraniczne portale finansowe, które publikują dane z opóźnieniem.
Jeśli nie odstraszyły nas wysokie koszty transakcji, to może to zrobić ryzyko związane z samą spółką. Wprawdzie nie mamy jeszcze podanej ceny emisyjnej, jednak spekuluje się, że całe przedsiębiorstwo zostanie wycenione na około 75-100 miliardów dolarów. Tak duża wycena sprawiłaby, że kapitalizacja Facebooka byłaby niemal 100 razy większa od całości zysków firmy za ostatni rok. Dla porównania, Google wyceniany jest tylko 12 razy więcej od zysku netto za ostatni rok.
Agencja EMarketer szacuje, że dynamika przychodów Facebooka zostanie utrzymana. W zeszłym roku przychody firmy wzrosły o 88 procent do 3,71 miliarda dolarów, w 2012 roku ma to być od 6,5 do 6,9 miliarda dolarów. Portal społecznościowy ma ogromną liczbę użytkowników sięgającą ponad 800 milionów, co samo w sobie może stanowić pewien hamulec rozwoju. Według Internet Wolrd Stats liczba ludzi na świecie z dostępem do internetu we wrześniu 2011 roku wynosiła blisko 2,2 miliarda, co stanowi ponad 30 procent całej ziemskiej populacji.
Google 18 procent
Groupon 40 procent
LinkedIn 109 procent
Zynga - 5 procent
Źródło: Bloomberg, Yahoo Finance
Mając już ponad 30 procent całego internetowego rynku, nie będzie łatwo o tak dynamiczny rozwój w kolejnych latach. Trzeba pamiętać, że pewien odsetek osób jest niechętny rejestracji w portalach społecznościowych - a tym bardziej w takich, które ingerują w prywatność osób korzystających z portalu.
Teraz podczas podróży będziesz mógł sprawdzić, gdzie są twoi znajomi. Umożliwi to specjalna samochodowa wersja Facebooka, jaką wprowadza znana marka. Wyłączyć z puli należy także rynki, do których Facebook nie ma dostępu, w tym przede wszystkim chiński. Od 2008 roku Facebook w Chinach podlega cenzurze - to bardzo utrudnia ekspansję portalu. Szacunki McKinsey mówią, że liczba chińskich internautów zbliża się do pół miliarda, a w 2015 roku ma ich być już 750 milionów.
Do pozytywów nie należy również fakt, że jednym z głównych akcjonariuszy spółki jest Goldman Sachs. Warto zauważyć, że jest to raczej instytucja, która skupia się głównie na spekulacji i krótkoterminowym zysku. Tym samym może się pojawić zagrożenie, że wielki bank inwestycyjny zaraz po debiucie będzie sprzedawał akcje portalu, podczas gdy mniejsi inwestorzy będą je kupować. Facebook wchodzi na giełdę w najlepszym dla siebie momencie, kiedy dynamika zysków i przychodów jest największa.
Trzeba także pamiętać, że Facebook ma istotną konkurencję ze strony Google, Twittera oraz LinkedIn. Do stawki w każdej chwili może dołączyć inny portal, który zrewolucjonizuje podejście do social media. W branży informatycznej szybko zdobywa się pozycję lidera i tak samo szybko się ją traci. Sztandarowym przykładem jest tutaj Yahoo, który w 1996 roku był największą wyszukiwarką w USA, a podczas debiutu był wyceniany na 200 razy więcej niż wynosiły przychody firmy. Teraz jest wart 50 razy mniej.
Nie można zaprzeczyć, że Facebook nadal będzie się rozwijał i zwiększał swoje dochody. Jednak poziom ryzyka inwestycji jest przytłaczający. Zatem na kupno akcji portalu powinniśmy przeznaczyć jedynie niewielką część pieniędzy - nie więcej niż 10 procent oszczędności. Niewielu będzie mogło sobie na to pozwolić, gdyż w praktyce oznacza to, że musimy dysponować kapitałem ponad 120 tys. złotych.
Facebook powstał w lutym 2004 roku, jako projekt dwóch kolegów z Harwardu - Marka Zuckerberga i Eduardo Saverina. Już po miesiącu obecności w sieci serwis stał się fenomenem wśród studentów nie tylko Harwardu, ale i Stanforda oraz Columbii. Po niecałym roku od powstania portal miał już pierwszy milion użytkowników, a Saverin i Zuckerberg zrobili sobie przerwę w studiach by zająć się biznesem na pełen etat. W sierpniu 2005 roku serwis zrezygnował z przedrostka The i zaistniał oficjalnie w sieci pod aktualną nazwą. W maju 2006 roku Facebook wyszedł poza mury uczelni i otworzył się na sieci firmowe, a od września 2006 na portalu może się zarejestrować każdy. Zuckerberg nie wrócił już na uczelnię, a miedzy wspólnikami zaczął narastać konflikt.
Saverin rozstał się z Facebookiem, zachował jednak 5 procent udziałów w firmie, których wartość jest obecnie szacowana na 2,75 miliardó w dolarów. Wywalczył też w sądzie prawo do tytułu jednego z założycieli serwisu, który przysługuje ponadto Chrisowi Hughes'owi i Dustinowi Moskovitzowi. Pierwszy pełnił rolę rzecznika prasowego firmy, drugi był dyrektorem ds. technologii. Lista osób, które utrzymują, że przyczyniły się do sukcesu Facebooka jest jednak znacznie dłuższa. Roszczenia wysuwają m.in. Cameron i Tyler Winklevoss, którzy oskarżyli Zuckerberga o kradzież własności intelektualnej, a konkretnie kodów źródłowych strony. Konflikt zakończył się serią rozpraw sądowych i ugodą w myśl której Facebook zapłacił braciom 65 mln dolarów. Nadal otwarta jest natomiast sprawa Aarona Greenspana, który w 2003 roku stworzył serwis dla studentów Harwardu. Jego część nosiła nazwę The Face Book i na tej podstawie Greenspan oskarża Zuckerberga o kradzież pomysłu i marki.
Skomentuj artykuł