Świat bez hoteli?

(fot. joiseyshowaa / flickr.com / CC BY)
Bożena Wałach / DEON.pl

W upalne istambulskie przedpołudnie światło słoneczne zalewało przestronny salon dużego apartamentu. Ułożyłam się wygodnie na kanapie i przez ogromne okno wychodzące na podwórze spoglądałam na krzątających się sąsiadów. Będę ich spotykać przez najbliższych kilka dni, które mam zamiar spędzić w tym luksusowym mieszkaniu.

Zajrzałam do lodówki. Mleko, sok, owoce, sery. Na półce herbata, kawa, pieczywo i musli. Mojej uwadze nie umknęła też butelka smacznego czerwonego wina. Mam też telefon do Murata - mogę w każdej chwili zadzwonić i poprosić o polecenie dobrej restauracji albo przytulnego baru.Wybrałam jednak wariant leniwego wpatrywania się w życie płynące za oknem.

- To jak w hotelu, tyle, że wygodniej - usłyszałam za sobą głos Angielki próbującej spakować swój wakacyjny dobytek do kolorowego plecaka.

DEON.PL POLECA

- Ma rację - pomyślałam. Za takie wygody goście hotelowi płacą w tym mieście niemałe pieniądze. A ja nie byłam w hotelu. Nie byłam też w niczym na kształt domu wypoczynkowego czy pensjonatu. Nikt nie wystawi mi rachunku za pobyt. Jakby tego było mało, prawdopodobnie zyskam kolejnego serdecznego znajomego i usłyszę historie różnych podróżników, którzy przewinęli się przez miasto i przez to mieszkanie.

Rozłożyłam się jeszcze wygodniej na kanapie. Przede mną jej wygodę chwaliła Angielka, a przed nią, jak zdążyłam się dowiedzieć, para cichych Francuzów, rozentuzjazmowane i rozgadane Hiszpanki, Bułgar... i pewnie jeszcze wielu wielu innych. Podobnie jak serdeczność i gościnność gospodarza - 31-letniego Turka, właściciela małej prężnej firmy i komfortowego apartamentu w azjatyckiej części Istambułu.

Mała duża rewolucja

Sieć ludzi oferujących gościnę pod swoim dachem po raz pierwszy zrewolucjonizowała świat podróżników w 1999 - wtedy powstał Couchsurfing. Członkowie sieci, zupełnie za darmo, oferują łóżko/podłogę/pokój ludziom, którzy podróżują przez ich kraj. To absolutny fenomen. Nie dziwi więc fakt, że choć zaczęło się od garstki entuzjastów, dziś sieć liczy ponad dwa miliony użytkowników z ponad dwustu krajów.

Couchsurfing nie jest jedyną tego typu inicjatywą (rok później powstał podobnie działający Hospitality Club), jest natomiast bez wątpienia największą i najprężniejszą siecią. Każdy z użytkowników posiada swoje konto z opisem siebie, miejsca, w którym mieszka, znajomości języków i oczekiwań wobec swoich gości czy gospodarzy. System rekomendacji czyni Couchsurfing bezpieczniejszym i godniejszym zaufania. Dzięki tej inicjatywie podróżowanie nabiera zupełnie innego smaku - mamy okazję pobyć z lokalnymi mieszkańcami, zobaczyć miasto ich oczami, poznać ich ulubione miejsca, porozmawiać na dowolny temat i zadać te pytania, na które nie znajdziemy odpowiedzi w nawet najlepszym przewodniku.

Czuj się, jak u siebie

- Przyjaciel, z którym mieszkam, jest absolutnym dziwakiem, więc nie martw się, gdy nie zrozumiesz jego żartów - usłyszałam na powitanie.

Stałyśmy na deszczu w centrum małego rumuńskiego miasteczka Cluj-Napoca. Byłam zmęczona, głodna i przemoczona. A przede mną stała dwudziestoparoletnia Ioana, z zapałem wprowadzająca mnie w tajniki domowych pieleszy. Po raz pierwszy pomyślałam, że może to błąd, że może tym razem lepiej było zdecydować się na hostel. Ostatnia rzecz na jaką miałam ochotę, to wysłuchiwanie historii, których nie rozumiem i oswajanie się z dziwakiem w czasie moich (no przecież!) wakacji.

Gdy dotarłyśmy do mieszkania, moje obawy zamieniły się w absolutną pewność, że tym razem decyzja była błędem. Małe jednopokojowe mieszkanie, zawalone ubraniami (brudnymi i czystymi), książkami, nieuprzątniętymi naczyniami, przedmiotami o bliżej niezidentyfikowanym zastosowaniu.

- Czuj się jak u siebie! - usłyszałam stojąc w progu. Popatrzyłam zdezorientowana na rozbebeszoną pościel i zastanawiałam się, gdzie usiąść, kiedy ... nie ma gdzie usiąść... "Co ja najlepszego zrobiłam / przecież jestem na to za stara / przecież nie jestem już studentką / przecież ja potrzebuję odrobiny prywatności!!!! / przecież ja nie wytrzymam tutaj nawet godziny" - myśli przelatywały przez moją zmęczoną głowę z zaskakującą prędkością.

Zaproponowano mi papierosa - z ulgą zgodziłam się i zaciągnęłam się dymem. Z papierosem w ręce przynajmniej nie czułam, że moje sterczenie na środku pokoju ze zdezorientowaną miną jest tak fatalnie niezręczne. Zaczęliśmy rozmawiać. Po kilku minutach pomyślałam z ulgą, że przynajmniej są ciekawi - dużo czytają, są ciekawi świata, sami sporo podróżują. Zaczęliśmy wymieniać się doświadczeniami, zabawnymi historiami z różnych podróży. W międzyczasie zabraliśmy się za przygotowywanie tortilli. Jak się potem okazało, najpyszniejszej, jaką kiedykolwiek jadłam. Ioanna, zakochana w hiszpańskiej kuchni, "wykorzystywała" swoich hiszpańskich gości do podszkalania kulinarnych umiejętności. Z zaskakująco dobrym skutkiem.

Kilka kolejnych godzin upłynęło na wspólnym jedzeniu, rozmowach. Przez mieszkanie zdążyło się przewinąć kilku przyjaciół. Ktoś zaproponował grę w 'Bang', ktoś wyciągnął gitarę. Pomyślałam, że dawno nie czułam się tak swojsko w gronie zupełnie obcych mi ludzi. I pomyślałam też, że nie żałuję, a CS po raz kolejny "zdał egzamin". A i noc spędzona na ziemi, na (jakże!) wygodnym materacu okazała się wyjątkowo dobra. Cluj to jedno z miasteczek, które ze swoich rumuńskich wojaży wspominam najcieplej.

Ludzie, ludzie, ludzie...

Barbecue na przepięknym tarasie w barcelońskiej dzielnicy Gracia, koncert w zamkniętym undergroundowym klubie we Lwowie, gra w backgammon w małej knajpce w azjatyckiej części Istambułu, obiad z roześmianą hiszpańską rodziną (wielopokoleniową!!!) w Sewilli, zwiedzanie zakamarków Bukaresztu "pod wodzą" młodego studenta turystyki, szalone tańce w parkowej knajpie w Budapeszcie ... Można by wyliczać i wyliczać. A potem jeszcze więcej czasu spędzić na próbie ocenienia, jak wartościową inspiracją są dla podróżujących gościnni i niezwykle otwarci lokalni mieszkańcy.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Świat bez hoteli?
Komentarze (4)
M
megii
6 sierpnia 2013, 08:24
Też korzystałam z tej formy noclegu. Trzeba wziąć pod uwagę różne niedogodności i zwyczaje panujące w domu. Nie da się tego porównać do swobody jaką się ma w hotelu. Ale dzięki temu w ciągu kilku dni poznałam ludzi z Tajwanu, Korei Płd. i Indii no i oczywiście naszego gospodarza Włocha. Nocleg był darmowy. Ale raczej nie zdecydowałabym się na samotne podróżowanie w ten sposób.
TR
Tomek Romaniuk
4 sierpnia 2013, 23:50
Duch społeczności nie jest kryształowo czysty? A jakiej jest? Słowo daję, nie dajmy sobie wmówić, ze katolik równa się bojący się świata.
L
Lila
4 sierpnia 2013, 23:02
A ja właśnie myślę, że dobrze, że taki artykuł pojawia się na katolickim Deonie. Sama od wielu lat jestem członkiem couchsurfingu (nie tylko ja ale też wielu moich przyjaciół), poznałam za pośrednictwem tej społeczności niesamowitych ludzi (z wieloma przyjaźnie się do dziś), a najważniejsze jest to, że ta idea przywraca wiarę w bezinteresowność bliźnich i praktycznie pozwala wykorzystać nakaz "podróżnych w dom przyjąć". A że zdażają się ludzie, którzy mylą ten poral z portalem randowym? No cóż, w tak ogromnej sieci społecznej to nieuniknione. Proponuję spróbować samemu, a potem oceniać :)
MB
Mateusz Bendek
4 sierpnia 2013, 22:20
Taki artykuł na katolickim Deonie? Proponuję uważać na CoachSurfing, jasne, może być to naprawdę dobre doświadczenie, ale duch tej społeczności nie jest kryształowo czysty. No i jest to mimo wszystko podróż za jeden uśmiech. Proponuję poczytać fora i blogi przed skorzystaniem z CoachSurfingu.