Tadeusz Kościuszko. Pierwszy obywatel (nieistniejącej) Rzeczypospolitej

Tadeusz Kościuszko. Pierwszy obywatel (nieistniejącej) Rzeczypospolitej
fot. Depositphotos
Logo źródła: WAM Piotr Legutko

"Jego nazwisko otwierało każde drzwi w Paryżu, był bohaterem Ameryki, punktem odniesienia ruchów wolnościowych w Italii. W innym zapewne wymiarze niż w Polsce, gdzie stał się wręcz uosobieniem idei odrodzonej, idealnej Rzeczypospolitej". Chociaż Tadeusz Kościuszko żył na długo przed niepodległą Rzeczpospolitą, można go nazwać jej "pierwszym obywatelem". Przeczytaj fragment książki "Marzyciele".

"Ja, Tadeusz Kościuszko, przysięgam w obliczu Boga całemu Narodowi Polskiemu, iż powierzonej mi władzy na niczyj prywatny ucisk nie użyję, lecz jedynie dla obrony całości jej granic, odzyskania samowładności Narodu i ugruntowania powszechnej wolności używać będę. Tak mi, Panie Boże, dopomóż i niewinna męka Syna Jego". Rota przysięgi wygłoszonej 24 marca 1794 roku na krakowskim Rynku dokładnie oddaje nie tylko marzenia, ale i horyzont działań Tadeusza Kościuszki. Jest w niej cały duch insurekcji, duch wolności i zakorzenienia. Nieprzypadkowo tuż po złożeniu przysięgi Naczelnik udał się do pobliskiego kościoła św. Jana (obok dzisiejszego klasztoru ss. Prezentek), gdzie przed łaskami słynącym obrazem Matki Bożej od Wykupu Niewolników modlił się o sukces swojej misji. Z okna gabinetu dyrektora Michała Niezabitowskiego (siedziba Muzeum Krakowa mieści się przy samym Rynku Głównym, w słynnej kamienicy Krzysztofory) widać miejsce, gdzie Kościuszko składał przysięgę. Swoją drogą to ciekawe, że choć spędził tu zaledwie kilka tygodni, związany jest z Krakowem niczym spodnie z marynarką (jak żartuje dyrektor). Bo też były to dni, gdy podejmował decyzje o fundamentalnym znaczeniu zarówno dla niego, jak Krakowa i całej Polski. Kościuszko miał swój sztab w "kamienicy szarej" przy Rynku. Tej samej, w której mieścił się słynny wówczas skład kawy. Słabość do małej czarnej, pitej nie w filiżance, lecz w szklankach (więc już nie takiej małej), Naczelnik przywiózł z Ameryki. W Krakowie spędził mniej czasu niż za oceanem, można więc powiedzieć, że wpadł tu jak na kawę, a został na zawsze.

Jak można wyczytać w szkolnych podręcznikach, główny cel insurekcji nie został zrealizowany, warto jednak pokazać, czym była Rzeczpospolita ówczesnych marzycieli. Naczelnikowi chodziło przecież nie tylko o prowadzenie działań wojennych, wypędzenie obcych wojsk z kraju, lecz także o przebudowę państwa. Był republikaninem, w swym programie szedł jeszcze dalej, niż zakładała Konstytucja 3 maja. Nie poprzestawał na ogłaszaniu wolnościowych uniwersałów, ale zadbał o wprowadzenie w obieg pierwszych polskich banknotów, zwanych wówczas biletami skarbowymi.

Słabość do małej czarnej, pitej nie w filiżance, lecz w szklankach (więc już nie takiej małej), Naczelnik przywiózł z Ameryki. W Krakowie spędził mniej czasu niż za oceanem, można więc powiedzieć, że wpadł tu jak na kawę, a został na zawsze.

Powiedzmy to jasno i otwarcie: przysięga na krakowskim Rynku była formą zamachu stanu, bo przecież Kościuszko ogłosił się Naczelnikiem powstania, przejął pełnię władzy, choć w Warszawie wciąż gości przyjmował polski król. Ale w naszej rodzimej odmianie republikanizmu było miejsce i dla króla, którego zresztą Kościuszko zawsze szanował (nawet gdy Stanisław August ów szacunek w powszechnej opinii stracił). Ojczyzna z marzeń naczelnika była więc w gruncie rzeczy wciąż Rzeczpospolitą z Konstytucji 3 maja, ale z poszerzoną sferą wolności osobistej - już nie tylko o mieszczan, ale i chłopów.

Tadeusz Kościuszko nie traktował żołnierzy jak mięsa armatniego, każdy człowiek był mu bliski

Na wszystkich obrazach, konterfektach i szkicach oglądamy Kościuszkę w chłopskiej sukmanie. Wiadomo dlaczego. Można z owej "chłopomanii" żartować, można się nią wzruszać, można też dostrzec, że w tym szaleństwie była bardzo racjonalna metoda. Rzeczpospolita nie miała regularnego wojska, ale przecież nie mieli go także zwycięzcy wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Kościuszko chciał porwać do walki o wolność cały naród, bo wiedział, że samym szlacheckim pospolitym ruszeniem nie wygra z potęgą imperatorowej. Stąd sukmana i kosa. Także z filmowej perspektywy jest to oprawa niewątpliwie atrakcyjna. Nieprzypadkowo jedyny polski fresk historyczny o naszym bohaterze (w reżyserii Józefa Lejtesa z 1938 roku) nosi tytuł Kościuszko pod Racławicami. - Naczelnik stawiał na armię ludową, chciał ją zorganizować na wzór amerykańskiej. Stąd angażowanie w insurekcję chłopów. Chciał, by każdy z nich miał kosę i buty. - O kosach wiedzą wszyscy, mało kto pamięta o butach, a dla Kościuszki były one równie ważne, bo oznaczały godne traktowanie ludzi - podkreśla profesor Tomasz Gąsowski.

Dyrektor Niezabitowski przywołuje w tym kontekście ogromną traumę, jaką była dla Kościuszki klęska pod Maciejowicami. Nie ze względu na urażoną dumę naczelnego wodza czy fiasko nadziei pokładanych w insurekcji. Kościuszko cierpiał nie z powodu odniesionych ran, ale niedającego mu zasnąć widoku tysięcy swoich kosynierów posiekanych bagnetami Moskali. Naczelnik nie traktował żołnierzy jak mięsa armatniego, każdy człowiek był mu bliski. Pisali o tym współcześni, sam zwierzał się Niemcewiczowi podczas drugiej podróży do Ameryki, jak bardzo ciężko mu żyć ze świadomością ogromnych ofiar poniesionych podczas sygnowanego jego imieniem powstania. Kościuszko był pierwszym, ale na pewno nie ostatnim wodzem polskiej insurekcji, który musiał stawić czoła ogromnemu moralnemu dylematowi, związanemu z daniną polskiej krwi. Nasz film musi mieć zwartą konstrukcję i wartko zmierzać do finału. Ten mógłby się rozgrywać w Twierdzy Pietropawłowskiej, gdzie Kościuszko został osadzony właśnie po bitwie pod Maciejowicami. Paradoks polegał na tym, że car Paweł I, w odróżnieniu od swej matki Katarzyny II, darzył Kościuszkę wielkim szacunkiem… a przynajmniej takowy otwarcie manifestował. Przeniósł więźnia do Pałacu Marmurowego w Petersburgu i - podobnie jak Amerykanie - chciał obdarować dobrami ziemskimi oraz wysoką rentą. Ale jednocześnie postawił przed naszym bohaterem iście diabelską alternatywę: podpisanie listu wiernopoddańczego w zamian za wolność. Nie tylko Naczelnika, ale i jego dwunastu tysięcy żołnierzy. Dramatyzm decyzji, którą podjął w listopadzie 1796 roku Kościuszko, rzeczywiście godzien jest wielkiej fabuły, nie tylko kina akcji. Z sytuacji, w jakiej się znalazł, nie było dobrego wyjścia, bo choć za ten jeden podpis wolność odzyskali (oprócz żołnierzy) także Julian Ursyn Niemcewicz, generał Ignacy Potocki i inni przywódcy powstania, to sumienie Kościuszki nie było w stanie unieść tego ciężaru. Dlatego 4 sierpnia 1798 roku napisał do cara list, w którym zrywał złożoną przysięgę. Do listu dołączone było dwanaście tysięcy rubli.

Naczelnik stawiał na armię ludową, chciał ją zorganizować na wzór amerykańskiej. Stąd angażowanie w insurekcję chłopów. Chciał, by każdy z nich miał kosę i buty. "O kosach wiedzą wszyscy, mało kto pamięta o butach, a dla Kościuszki były one równie ważne, bo oznaczały godne traktowanie ludzi".

Kopiec z ojczystej ziemi i głazu krajowego

Tadeusza Kościuszkę najpierw pochowano w Solurze, tam gdzie zmarł, ale Kraków szybko upomniał się o swego bohatera. Car Aleksander wyraził zgodę na sprowadzenie trumny. Od kwietnia do czerwca oddawano jej honory w kościele św. Floriana, który na ten czas stał się miejscem patriotycznych pielgrzymek. Ich finał nastąpił 22 czerwca 1818 roku, kiedy to wielki kondukt pogrzebowy wyruszył na Wawel. Dzień później Tadeusz Kościuszko spoczął w podziemiach katedry, w krypcie św. Leonarda, wśród królów. Bez względu na przysięgę złożoną carowi ani współcześni, ani kolejne pokolenia nie miały problemu z oceną, czy Kościuszko wielkim bohaterem był. Wystarczy spojrzeć na usypany ku jego czci kopiec (znów ten Kraków!). - Tak naprawdę nie wiemy, kto go wymyślił, nie ma natomiast wątpliwości, że był to wyraz woli całego narodu polskiego, by na trwałe zachować pamięć o Naczelniku - mówi profesor Mieczysław Rokosz, historyk z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wymyślono pomnik prosty, a trwały, z ojczystej ziemi i głazu krajowego. Kopiec zaczęto sypać dokładnie trzy lata po śmierci Kościuszki, w październiku 1820 roku. Piękna ta idea szybko nabrała międzynarodowego rozgłosu. Znamienne, że pierwszą taczkę wysypała Angelika Catalani, słynna wówczas śpiewaczka. Dzień wcześniej dała w Krakowie koncert, z którego połowa dochodów została przeznaczona na działalność charytatywną, a druga część poszła właśnie na prace budowalne związane z kopcem. Wtedy też powstał komitet mający sprawować pieczę nad budową, komitet, który działa po dziś dzień (pod światłym kierownictwem profesora Mieczysława Rokosza). Kopiec usypano w latach 1820-1823 na Wzgórzu św. Bronisławy. Stanął na jednej mordze wiedeńskiej i przez cały czas zaborów była ona skrawkiem wolnej Rzeczypospolitej. Nie tylko symbolicznie, bo gdy Austriacy fortyfikowali okoliczny teren, uznali podstawę kopca  za obszar eksterytorialny.

Amerykański bohater, uosobienie idei odrodzonej, idealnej Rzeczypospolitej

Warto przy tej okazji wspomnieć, że na owe czasy, a zapewne i na kolejne stulecie, może aż do eksplozji gwiazdy Ignacego Paderewskiego, nie było Polaka tak rozpoznawalnego na całym Bożym świecie. Kościuszko był marką, ikoną wolności o znaczeniu daleko wykraczającym poza sprawę polską. Jego nazwisko otwierało każde drzwi w Paryżu, był bohaterem Ameryki, punktem odniesienia ruchów wolnościowych w Italii. W innym zapewne wymiarze niż w Polsce, gdzie Kościuszko stał się wręcz uosobieniem idei odrodzonej, idealnej Rzeczypospolitej.

Trudno uciec od pytania, czy nie jest tak, że po śmierci Kościuszko więcej zrobił dla sprawy niepodległości niż za życia. W każdym razie jego nazwisko było hasłem podrywającym do walki na wszystkich późniejszych polach bitew. Walka o niepodległość Polski rozpoczęła się na krakowskim Rynku ogłoszeniem aktu insurekcji, a zakończyła… w tym samym miejscu, w październiku 1919 roku, symbolicz-nym świętem zjednoczenia armii polskiej. Wtedy to naczelnik Józef Piłsudski (tytuł ten otrzymał od Sejmu odrodzonej Rzeczypospolitej w nawiązaniu do postaci Kościuszki) oficjalnie, wielką paradą kończył wojnę o granice. To tu generałowie Józef Dowbor-Muśnicki i Józef Haller oddali komendę nad swymi armiami Naczelnikowi, a w defiladzie uczestniczyli weterani powstania styczniowego, by podkreślić ciągłość toczonej przez ponad sto dwadzieścia lat walki. Józef Piłsudski złożył wówczas na miejscu przysięgi wieniec, a na jego szarfie widniał napis: "Naczelnikowi Kościuszce, naczelnik Piłsudski".

Fragment książki "Marzyciele".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Sylwester Szefer, Paweł F. Nowakowski, Piotr Legutko

Są ludzie, którzy na przekór trudnościom spełniają wielkie marzenia

O nich jest ta książka. O tych, którzy śnili o Niepodległej i o tym, jak ich sen się ziścił. O powstańcach, społecznikach, artystach, żołnierzach i politykach....

Skomentuj artykuł

Tadeusz Kościuszko. Pierwszy obywatel (nieistniejącej) Rzeczypospolitej
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.