To ona namówiła Joaquina do zagrania Jezusa. Wyciągnęła go z mroku do światła

fot. Greg Williams Photography / facebook.com

Kobieta walcząca o przyszłość i mężczyzna po przejściach. Jako para budzą ogromne emocje, jednocześnie całkowicie odcinając media od swojego życia. Nie są bohaterami skandali, a po oscarowym zwycięstwie świętowali na schodach, jedząc wegańskie burgery. Dzięki niej Joaquin odzyskuje światło w życiu naznaczonym mrokiem. Gdy już o sobie opowiadają, robią to wyłącznie z miłością i szacunkiem.

W nocy z niedzieli na poniedziałek odbyła się gala rozdania Oscarów. Joaquin Phoenix tryumfował w kategorii „najlepszy aktor pierwszoplanowy” za rolę Arthura Flecka w filmie „Joker” Todda Philipsa. Tego wieczoru skradł jednak innym całe show, a scena niezaprzeczalnie należała do niego. Poruszające przemówienie, które wygłosił, szybko stało się internetowym wiralem. Wszyscy przecierali oczy ze zdumienia – zobaczyli bowiem jednocześnie człowieka pokornego, świadomego swoich życiowych błędów oraz człowieka silnego, który mówił z mocą i przekonaniem. Wielu zebranych gości pamiętało zapewne jeszcze Joaquina sprzed lat – człowieka emanującego mrokiem i niepokojem, z niechęcią odnoszącego się do show-biznesu i mediów. Teraz jednak staje przed nimi, mówiąc: dziękuję, przepraszam i „aktorstwo daje mi możliwość oddania głosu tym, którzy go nie mają”. Ten sam, a jednak inny. Co się stało? Odpowiedź na to pytanie znajduje się na tej samej sali wypełnionej hollywoodzką śmietanką – to Rooney Mara. Kobieta, która rozświetliła jego życie. Jego podpora, inspiracja, przyjaciółka i narzeczona.

Mroczny i refleksyjny. Mężczyzna po przejściach

Joaquin Phoenix to aktor, wobec którego nie da się przejść obojętnie. Grani przez niego bohaterowie budzą skrajne emocje – od zachwytu i fascynacji po lęk i niechęć. Bardzo często dzieje się to w tym samym czasie. Każdy ma jakieś zdanie na jego temat. Jako człowiek jest dokładnie taki sam. Pierwsze role, głównie epizodyczne, zaczął grać już w latach 80. jako dziecko, a później nastolatek. Jednak to rok 2000 stał się przełomem w jego karierze. Rola cesarza Kommodusa w „Gladiatorze” sprawiła, że pokochały go i znienawidziły miliony widzów. Brutalny, momentami psychopatyczny antybohater budził jednak pozytywne, choć też trudne emocje. Na tle szlachetnego generała Maximusa wypadał zdecydowanie barwniej i głębiej, budząc współczucie. Takie były wszystkie jego role – skomplikowane, na poziomie psychiki utkane z niezwykłą starannością i przenikliwością. O tej ostatniej, za którą otrzymał Oscara, reżyser Todd Philips powiedział: „Nasz Joker, stworzony jest z niewysłowionego, kosmicznego wręcz niepokoju, który nosi w sobie Joaquin”. Skąd wziął się ten kosmiczny niepokój? Odpowiedzi trzeba szukać w jego życiu.

Joaquin urodził się w 1974 roku w Portoryko, gdzie jego rodzice byli misjonarzami nowo powstałego ruchu „Dzieci Boga”. Wtedy jeszcze wszyscy Phoenixowie nosili nazwisko Bottom. Gdy na jaw zaczęły wychodzić pierwsze oskarżenia o wykorzystywanie seksualne kobiet i dzieci przez założyciela sekty pastora Davida Berga, rodzice postanowili zerwać z nią kontakt i wyjechać z kilkuletnimi synami do Los Angeles. Jeszcze przed ucieczką zmienili nazwisko na takie, które miało być symbolem odrodzenia rodziny niczym feniks z popiołów. Planowali rozpocząć całkiem nowe życie.

DEON.PL POLECA

W Los Angeles Phoenixom urodziły się jeszcze trzy córki, jednak to ze starszym bratem Riverem Joaquin miał najmocniejszą relację. Młodszy był wpatrzony w starszego jak w obraz, starszy na każdym kroku troszczył się o młodszego – byli wręcz nierozłączni. Joaquin wspierał Rivera w początkach jego kariery muzycznej i aktorskiej. Jednak River twierdził, że to właśnie Joaquin będzie jeszcze kiedyś wielkim aktorem.

Na początku lat 90. o Riverze Phoenixie mówiło sią już jako o objawieniu kina i muzyki, nazywając go „Jamesem Deanem nowej ery”. W nocy z 30 na 31 października 1993 roku doszło do tragedii. Tego wieczoru towarzyszyła mu dziewczyna Samantha oraz Joaquin. Razem przyszli do klubu Viper’s Room należącego do Johnny’ego Deepa. W klubie koncertował zespół, z którym miał zagrać River. W pewnym momencie stracili go z oczu, a gdy spotkali się ponownie River był pod wpływem jakiejś substancji. Nie wiadomo, czy przyjął ją świadomie, czy ktoś mu ją podał w alkoholu. Przed klubem upadł na ziemię i dostał drgawek. Wokół nie było paparazzi, zachowało się tylko nagranie rozmowy telefonicznej. 19-letni Joaquin, płacząc do słuchawki, wzywał pomocy: „Ma zapaść! Przyjedźcie tu, błagam, bo on umiera”. Jego pełne bólu słowa odtwarzane były przez wszystkie stacje radiowe i telewizyjne w Ameryce, potęgując szok po śmierci młodego aktora. River zmarł z przedawkowania heroiny i kokainy.

Powiedzieć, że Joaquin niechętnie wraca do wspominania tamtej tragicznej nocy, to jak nic nie powiedzieć. Wielokrotnie reagował gniewem, a niektórzy mówią, że nawet furią, gdy ktoś pytał go o brata. Miał poczucie, że to show-biznes zabrał mu najbardziej kochaną osobę na świecie, a jego osobista tragedia stała się jedynie pożywką dla mediów. Jednemu z dziennikarzy – już po latach – odpowiedział na pytanie o Rivera: „Jesteś superfajnym facetem. Nie każ mi o sobie zmieniać zdania”. Już po skończonej rozmowie dodał tylko, jakby chciał się wytłumaczyć: „Po śmierci Rivera długo czułem się, jakbym był w odmienionym stanie. Odzyskanie życia zajęło mi ponad rok. Byłem przekonany, że nigdy nie wrócę do aktorstwa”. Jego domem, w którym zyskiwał ukojenie, stał się las. Gdy znikał bez wieści, wszyscy wiedzieli, że jest w lesie.

"Po śmierci Rivera długo czułem się, jakbym był w odmienionym stanie. Odzyskanie życia zajęło mi ponad rok. Byłem przekonany, że nigdy nie wrócę do aktorstwa".

Kulminacją antymedialnej krucjaty Phoenixa był rok 2008, gdy Joaquin „wystawił” cały świat. Zaczęło się od programu Davida Lettermana, w którym pojawił się cały zarośnięty, zaniedbany, sprawiający wrażenie bycia pod wpływem jakiejś substancji. W Hollywood zaczęło się mówić, że ma jakieś problemy, że stacza się i gaśnie. Pokazywał się na ulicy niedomyty, w ciemnych okularach i brudnych ubraniach. W końcu udzielił wywiadu, w którym powiedział: „Rzucam aktorstwo, będę raperem”. Cała Ameryka myślała, że oszalał. Kiedy nikt już nie robił sobie nic z dawnego dobrze zapowiadającego się aktora, ukazał się jego film „I'm Still Here”, który obnażył precyzyjną mistyfikację. Joaquin pokazał w nim, jak łatwo jest manipulować mediami i opinią publiczną. Ujawnił, jak karmił dziennikarzy kłamstwami. Nakręcił własne reality show, w którym to media były obserwowane i sterowane przez niego. To była jego odpowiedź na kierunek, w którym zmierza show-biznes traktujący człowieka jak produkt lub głupiego konsumenta.

Wrażliwa, utalentowana. Kobieta z przyszłością

Historia Rooney jest zupełnie inna, nienaznaczona takim mrokiem. Urodziła się w 1985 roku jako Patricia Rooney Mara i dorastała z trójką rodzeństwa. Jest wnuczką założyciela zespołu Pittsburgh Steelers oraz fundatora innej drużyny New York Giants. Tradycje futbolowe były w jej domu żywe.

Posiadająca irlandzko-włoskie korzenie aktorka od zawsze czuła, że jej tożsamość jest na styku kultur, narodowości. Życie w wielokulturowej i zróżnicowanej Ameryce utwierdzało ją w tym. W połączeniu z niezwykłą wrażliwością zaowocowało to zaangażowaniem Rooney w walkę z wykluczeniem i zainteresowaniem organizacjami pozarządowymi. Po ukończeniu liceum wyjechała do Boliwii, Ekwadoru i Peru, gdzie przez kilka miesięcy kształciła się w tzw. Traveling School. Po powrocie zdecydowała się studiować psychologię na wydziale międzynarodowej polityki społecznej i organizacji non profit New York University. W trakcie studiów narodziła się jej pasja aktorska, a kolejne próby utwierdzały ją w tym, że chce grać. Długo jednak miała wątpliwości, czy się do tego nadaje.

Nieznana nikomu młoda dziewczyna zaczęła w końcu grać u boku najbardziej znanych aktorek i aktorów. Zauważane były zarówno jej role epizodyczne („Social Network”), jak i główne kreacje. Na castingu do roli Lisbeth Salander („Dziewczyna z tatuażem”) pokonała m.in. Natalie Portman, Scarlett Johansson i Jennifer Lawrence, które były wtedy w absolutnej czołówce światowych aktorek i każdy marzył, żeby zatrudnić je do swojej produkcji. To jednak Rooney zwróciła na siebie uwagę. Dostrzeżono jej naturalność, delikatność, nienachalność i niezwykły talent.

Ważna jest dla niej przyszłość – nie tylko własna. Rooney znana jest bowiem również z zaangażowania w działalność charytatywną. Założyła fundację „Faces of Kibera”, która wspomaga sieroty ze slumsów Nairobi. Aktywnie wspiera również organizacje walczące o prawa zwierząt i w obronie przyrody. Dla mężczyzny po przejściach kobieta odważnie spoglądająca w przyszłość to prawdziwy skarb.

Ona wydobywa z niego światło. On wywołuje uśmiech na jej twarzy

Rooney i Joaquin poznali się już w 2013 roku na planie filmu „Ona”, w którym grali małżeństwo po rozwodzie. Już wtedy Phoenix był pod jej ogromnym wrażeniem. I choć jemu wydawało się, że potraktowała go chłodno, to Rooney tak naprawdę była po prostu niesamowicie nieśmiała. Oboje byli wtedy w innych związkach, więc jedyne, na co mogli liczyć, to przyjaźń, która z czasem się narodziła. Łączyło ich wspólne patrzenie na świat, troska o niego i dystans do mediów. Nie czuli się częścią hollywoodzkiej machiny i stronili od rozgłosu.

Wszystko zmieniło się na planie filmu „Maria Magdalena”, w którym spotkali się po raz drugi zawodowo. Joaquin przyznaje, że to za sprawą Rooney przyjął w ogóle rolę Jezusa, do czego ona go namawiała. Stworzyli razem niesamowity duet, który skupił uwagę widzów nie na cudach, ale na relacji między Jezusem i Marią Magdaleną. I chociaż film wzbudził też kontrowersje, ponieważ nie oddawał wiernie historii biblijnej, a był jedynie jej interpretacją, to jednak stał się przebojem.

Phoenix przyznał, że rola Jezusa mocno go dotknęła. Przed zdjęciami przestudiował wszystkie Ewangelie, próbując znaleźć ludzką stronę Jezusa. „Zawsze miałem Go za Ducha, ten film to zmienił” – przyznał w wywiadzie. W Ewangelii sceną, która najmocniej go poruszyła, była modlitwa w ogrodzie oliwnym i słowa Jezusa: „Nie moja wola, ale Twoja wola niech się stanie”. „Jest w tym coś niezwykle potężnego” – powiedział. Wcześniej wyobrażał sobie Jezusa jako kogoś z niezwykłym darem empatii, kto, gdyby wszedł do pokoju z 20 innymi osobami, czułby więź z każdą z nich. „To niezwykłe obciążenie, ktoś taki musiał być silny”.

„Zawsze waham się nad przyjęciem roli. To jak bitwa między tym, co czujesz, a tym, co myślisz. Czułem, że muszę za tym pójść. Chciałem mieć to doświadczenie” – przyznał w wywiadzie dla „Christian Today”. Aktor był wyraźnie poruszony, że istniał ktoś taki, kto jednocześnie kochał życie i zdecydował się je oddać za nas.

Dla Rooney ta rola również była bardzo ważna. Gdy zaczęła poznawać historię Marii Magdaleny, wszystkie mity na jej temat, zrozumiała, jak bardzo sama jej nie znała, chociaż uczęszczała do katolickiej szkoły. „Ona naprawdę kochała Jezusa, rozumieli się wzajemnie. Kiedy przyszedł, zobaczył w niej, jaka naprawdę była, i docenił to. Sprawił, że podążyła za tym, co czuła. Był pierwszą taką osobą w jej życiu. Ona natomiast rozumiała Go jak nikt inny” – przyznała na łamach „Harper’s Bazaar”.

To właśnie po tym filmie Phoenix i Mara zbliżyli się do siebie i zaczęli spotykać się ze sobą. Od 2016 roku w mediach trwały spekulacje na temat ich związku, który ukrywali w tajemnicy. Dopiero w 2017 roku Phoenix przyznał to otwarcie. Pierwszy raz pojawili się razem oficjalnie na Festiwalu w Cannes. „Jest jedyną dziewczyną, jakiej kiedykolwiek szukałem w Internecie” – przyznał szczerze Phoenix, opowiadając o tym, jak wymieniali maile i pisali do siebie. Od razu poczuli, że są bratnimi duszami.

"Ona naprawdę kochała Jezusa, rozumieli się wzajemnie. Kiedy przyszedł, zobaczył w niej, jaka naprawdę była, i docenił to. Sprawił, że podążyła za tym, co czuła. Był pierwszą taką osobą w jej życiu. Ona natomiast rozumiała Go jak nikt inny".

Mimo że wcześniej zaprzeczali „formalizacji” związku, mówiąc, że „małżeństwo jest zbyt popularne” i potrzebują czegoś innego, w 2019 roku zaręczyli się. Prawdopodobnie jak zawsze próbowali zmylić swoimi słowami wścibskie media, z którymi pogrywają do dziś.

Razem udzielają się charytatywnie. Gdy podczas jednej z manifestacji w obronie praw zwierząt Phoenixa zatrzymała policja, Mara przerwała zdjęcia i przyleciała do niego, by być wtedy razem. Niewiele o sobie mówią, a jeśli już to z miłością i szacunkiem. Najwięcej można wywnioskować, patrząc, jak zmienia się i co mówi Phoenix. Rooney wydobywa z Joaquina światło, o którym na wiele lat zapomniał. W jednym z wywiadów po premierze „Jokera” przyznał, że chciał zrezygnować z grania antybohaterów i mrocznych postaci. Zdecydował się jednak przyjąć tę rolę, być może ostatni raz, bo po przeczytaniu scenariusza czuł rozdzielający ból Arthura Flecka.

Gdy ostatniej niedzieli odbierał Oscara, była przy nim wyraźnie wzruszona tym, co mówił i jaki sukces osiągnął. Wszyscy, którzy go znali, mieli zaś okazję poznać go na nowo – odmienionego przez miłość. Po gali wyszli, usiedli na hotelowych schodach, jak gdyby nic się nie wydarzyło, i zjedli wegańskie burgery od Monty'ego. Uśmiechali się do siebie. Spod jej wieczorowej sukni wystawały proste trampki, a na schodach w tle stał złoty Oscar. To zdjęcie obiegło cały świat.

Tej nocy Phoenix wygrał więcej niż tylko filmową statuetkę. Odkąd poznał Rooney, każdego kolejnego dnia wygrywa znacznie więcej. „Kocham moje życie. Ja, k****, kocham moje życie” – odpowiedział w jednym z wywiadów na pytanie o związek z Rooney i o to, jak widzi swoją przyszłość.

Dziennikarz, reporter, autor książek. Specjalista ds. social mediów i PR. Interesuje się tematami społecznymi.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

To ona namówiła Joaquina do zagrania Jezusa. Wyciągnęła go z mroku do światła
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.