W poszukiwaniu utraconego dobra
Książki J. R. R. Tolkiena to fikcja. Kiedy jednak bierzemy je do rąk, odnosimy dziwne wrażenie, jakby zawarte w nich historie odzwierciedlały otaczającą nas rzeczywistość. Jak to możliwe?
Co nas łączy ze światem Tolkiena?
Przygody opisane we Władcy Pierścieni dzieją się w fantastycznym świecie Śródziemna, krainy, którą wyobraźnia J. R. R. Tolkiena powołała do życia i której nadała kształt. To starodawny świat zamieszkały przez ludzi, elfów, krasnoludów i hobbitów, żyjących we względnej harmonii w szczęśliwych czasach pokoju i dostatku. Podobnie jak my, mieszkańcy Śródziemia znają jednak radości i obowiązki życia każdej epoki: ciężka praca, wychowywanie dzieci, ciekawscy sąsiedzi, świętowanie przy różnych okazjach.
Jedną z najbardziej fascynujących cech tolkienowskiego, mitycznego królestwa jest zatem to, że będąc w pełni fikcyjne, tworzy ono jednocześnie obraz czasu i miejsca, które zdaje się być prawdziwą, choć od dawna zapomnianą częścią naszej własnej, dawnej historii. To nie przypadek. Twórca tego królestwa dołożył ogromnych starań, by stworzyć mityczny świat, w którym odbicie znajdują wszystkie te sprawy, które kształtują życie ludzi wszystkich czasów. Jako chrześcijanin, Tolkien uważał, że nasze życie stanowi część wielkiego dramatu, który jednocześnie przekracza i tłumaczy nasze doświadczenia. Treść tego dramatu nadaje sens scenom i zdarzeniom, które bez tego wydawałyby się przypadkowe i pozbawione znaczenia. Tolkien postrzegał przygodę naszego istnienia, podobnie jak przygody swych hobbitów, jako część opowieści, która zaczyna się od słów: "dawno, dawno temu..." i zmierza ku końcowemu "po kres swoich dni".
Tolkienowskie elfy, hobbici, krasnoludy i inne mityczne istoty stają się rzeczywiste z chwilą, gdy utożsamiamy się z ich lękami i porażkami, troskami i sukcesami. Ich historia jest naszą historią: porywającym obrazem epopei odgrywanej na scenie życia i wieczności. W ten sposób wiele aspektów tolkienowskiego świata jest odbiciem materii naszego własnego świata.
I tak, na przykład, bohaterowie są świadomi tego, że są częścią opowiadanej historii. "Trzeba przyznać, że wzięliśmy udział w bardzo pięknej historii, prawda proszę pana?", zauważa Sam po zakończeniu jednej z niebezpiecznych przygód. Przez cały czas trwania swej przygody, Frodo i Sam otwarcie mówią o tym, że są częścią opowieści, uznając tym samym, że wydarzenia ich życia nie są przypadkowe ani bezcelowe, lecz przeciwnie, że są one kluczowymi wydarzeniami w tej wielkiej sztuce, w której przyszło im odegrać rolę. Ich spojrzenie jest odbiciem chrześcijańskiego pojmowania Opatrzności: wizji, w której wszyscy uczestniczymy, w opowieści napisanej przez Stwórcę wszystkiego, co istnieje.
(fot. Materiały prasowe filmu: "Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia")
Za czym tęskni Drzewiec?
Wśród bohaterów Władcy Pierścieni wyczuwa się głęboką tęsknotę, jakąś niewypowiedzianą nostalgię za czymś dawno utraconym. Nikt z nich nie spotkał tego "czegoś" w swoim życiu. Wszyscy jednak pragną to odkryć i mają nadzieję, że będzie im dane odegrać jakąś rolę w odzyskaniu tego.
Bohaterowie tej historii, od Bilba do Drzewca, recytują wiersze i śpiewają pieśni o tym, co jest w ich odczuciu czymś na kształt dziejącej się epopei, w którą w pewien sposób wpisuje się ich życie. Każda z pieśni zdaje się być zaledwie fragmentem doniosłej symfonii, napisanej przez wszechwiedzącego kompozytora i pod jego dyrekcją wykonywanej. A jednak coś jest nie w porządku - część utworu łamie harmonię, niczym nie dający się usunąć dysonans psujący łagodną melodię życia. Skąd ten rozdźwięk?
Akcja Władcy Pierścieni rozgrywa się w trzeciej erze Śródziemia. Ten świat ma za sobą całkiem znaczną historię, ukazaną w legendach Dawnych Dni. Elfy, krasnoludy, ludzie i hobbici wiedzą, że ich historia sięga daleko wcześniej, niż obecna scena ich życia; zachowana i przekazana w opowieściach o dawnych dziejach.
Ta tęsknota jest trafnym przeczuciem. Mędrcy wiedzą, że nim rozpoczęto rachubę czasu, bunt wprowadził zło do ich świata i dysonans do muzyki życia. Ten bunt był siłą napędową, jaka kryła się za pieśnią o Czarnym Władcy, słyszaną teraz w marszach orków i ruchach Czarnych Jeźdźców. Mieszkańcy Śródziemia, przebudzeni, gdy nagle ucichły dźwięki piękna, honoru i dobra, uparcie usiłujące przebić się przez dokuczliwy zgiełk zła, oczekują dnia, w którym wszystko znów będzie jak dawniej.
(fot. Materiały prasowe filmu: "Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia")
Co z naszym światem?
Podobnie jak bohaterowie Tolkiena, każdy z nas tęskni za lepszymi dniami. Mamy niejasną świadomość, że ten świat nie jest tym, czym miał być. I mamy nadzieję, że któregoś dnia wszystko zostanie naprawione. Krótko mówiąc, tęsknimy za dobrem, które istniało "przed upadkiem".
Dlaczego jednak tak trudno jest nam zaakceptować świat takim, jaki jest? Czy to tylko nasze narzekanie, czy też coś głębszego daje o sobie znać w naszych sercach? C. S. Lewis twierdził, że nasze pragnienie czegoś lepszego jest darem, rodzajem przypomnienia nam o tym, co utraciliśmy i co mamy nadzieję odzyskać. "Żadna istota żywa nie rodzi się z takim pragnieniem, dla którego nie istniałoby jakieś zaspokojenie", wyjaśnia Lewis.
Cóż więc wskazuje nam nasza tęsknota jako prawdę? Mówiąc po prostu, dobro. Pragniemy czegoś w rodzaju wszechogarniającego dobra, którego nigdy nie było nam dane poznać, ale które kiedyś istniało i które pewnego dnia zostanie przywrócone.
Żyjemy w rozbitym świecie. Śmierć, ból, choroby i cierpienie nie były częścią pierwotnej melodii życia. Te dysonanse pojawiły się z chwilą w której nasz gatunek dał się zwieść pokusie i pogrążył się w upadku. Dawno, dawno temu ludzkość stała przed wyborem. Mogła śpiewać piękną pieśń wielkiego kompozytora lub pójść za krańcowo odmienną melodią jego nieprzyjaciela. Wybraliśmy to drugie. A kiedy odrzuciliśmy dobro, jakim jest Bóg, przyjęliśmy zło, jakim On nie jest.
(fot. Materiały prasowe filmu: "Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia")
Odwieczna symfonia
Zło dostało się do Tolkienowskiego świata przed zaraniem dziejów. Historia ta, opowiadana na pierwszych stronach Silmarillionu, przygotowuje scenę dla wyborów, jakich dokonają później mieszkańcy Śródziemia. Zaczyna się od Iluvatara, stwórcy wszystkiego. Pierwszymi stworzonymi przez niego istotami byli Ajnurowie, anielskie istoty opisane jako "Istoty Święte, zrodzone z jego myśli". Każdemu z Ajnurów Iluvatar przypisał melodię, która miała być śpiewana dla jego czci i przyjemności.
"Wówczas [Iluvatar] rzekł: Chcę, abyście z tego tematu, który wam objawiłem, rozwinęli harmonijną Wielką Muzykę, a ponieważ natchnąłem was Niezniszczalnym Płomieniem, możecie, jeśli chcecie, wzbogacać temat własnymi myślami i pomysłami. A ja będę słuchał i radował się, że za waszą sprawą wielkie piękno wcieli się w pieśń" (J. R. R. Tolkien, Silmarillion, tłum. Maria Skibniewska, Iskry, Warszawa 1985, s. 11).
To za pięknem ich muzyki tęskni całe dzieło stworzenia. Za tym pierwotnym refrenem śpiewanym "ku uciesze porannych gwiazd i ku radości wszystkich synów Bożych" jak mówi o tym Bóg cierpiącemu Hiobowi (Hi, 38, 7). To jest prawdziwa melodia, "dobro", które niegdyś istniało. To jest świat taki, jakim miał być, nim narodziło się zło. Opowieść toczy się jednak dalej:
W tamtej wszakże godzinie Iluvatar słuchał i przez pewien czas wydawało się, że to jest dobra muzyka, bo nie było w niej skazy. Lecz gdy temat rozwijał się dalej, w sercu Melkora [jednego z Ajnurów] zrodziła się chęć, żeby wpleść wątki wysnute z własnej wyobraźni, niezgodne z tematem Iluvatara; chciał bowiem w ten sposób przydać swojej roli więcej mocy i blasku" (Tamże. s. 12).
Niestety, brzmienie złego wątku Melkora nasilało się w miarę jak "kilku spróbowało dostroić ją [melodię] do głosu Melkora, zamiast urzeczywistniać pierwotny zamysł".
Zaiste, trudno byłoby trafniej oddać chrześcijańskie pojmowanie buntu Szatana i jego wpływu na Boże dzieło stworzenia. Świat Tolkiena, podobnie jak nasz, zna dysonans przeciwnej melodii. Zna niezaspokojony głód buntu, starającego się zniszczyć dobro, które powinno panować.
Tolkien nie postrzegał naszego świata ani jako całkowicie dobrego, ani jako całkowicie złego; widział go raczej jako dobro, które zostało pogwałcone, jako piękno oszpecone. Uważał, że jedynym sposobem zrozumienia tego, co dzieję się w czasie, jest patrzenie na to w kontekście tego, co wydarzyło się przed czasem i poza nim.
Choć nasz świat jest rozbity, są jednak dobre nowiny. Nie zawsze bowiem tak będzie. Nasza historia, podobna do historii Śródziemia, stopniowo zmierza ku końcowemu wybawieniu. Nawet bowiem zło, które, które stara się skrycie zniszczyć dobro, odegra rolę w jego przywróceniu. Jak bowiem przepowiedział Iluvatar:
"Ty zaś, Melkorze, przekonasz się, że nie można wprowadzić do symfonii żadnego tematu, który by w swej istocie nie miał źródła we mnie i że nie uda ci się zmienić ten muzyki na przekór mojej woli. Kto się o to pokusi, okaże się w końcu tylko narzędziem moich planów, ujrzy bowiem rzeczy wspanialsze niż wszystko, co sam zdolny jest sobie wyobrazić (Tamże, s. 13).
***
I tak Iluvatar, podobnie jak biblijny Jahwe, reżyseruje sztukę wystawianą na scenie czasu. Historia Władcy Pierścieni, podobnie jak nasza własna historia, będzie widomym wyrazem chóru Ajnurów, łączącego piosenkę zwykłego hobbita i fałszywy ton złego buntownika. I, w ten czy inny sposób, ta pierwsza przemieni ten drugi.
Skomentuj artykuł