Wycieczkowce zawijają do Izraela zamiast Egiptu
Wielkie statki wycieczkowe zawijają teraz do Izraela zamiast do Egiptu. Liczba turystów przybywających w ten sposób do portu w Hajfie wzrosła wielokrotnie od czasu rewolty społecznej nad Nilem oraz w innych państwach arabskich.
Ledwie odpłynęła stąd "Queen Elizabeth" - najbardziej luksusowa jednostka pasażerska świata, z dwunastoma pokładami, polem golfowym i kasynem - a już przy nabrzeżu hajfskiego portu zacumował inny niezwykły statek tego typu - "The World". Ma ponad stu sześćdziesięciu właścicieli, którzy co roku pływają po świecie inną trasą. Zabierani są też na pokład - za opłatą - inni goście, którzy podnajmują szykowne apartamenty od ich właścicieli. Wszystkich obsługuje załoga liczniejsza od pasażerów.
Oprócz "Świata" w tym samym porcie zatrzymało się jednocześnie jeszcze pięć innych wycieczkowców - współczesnych spadkobierców dawnych transatlantyków. Każdy z nich oznacza setki turystów najbardziej cenionych przez branżę - wydają bowiem najwięcej pieniędzy w porównaniu z innymi zagranicznymi gośćmi.
Listopad i grudzień przynoszą szczyt przyjazdów tych, którzy chcą postawić nogę na Ziemi Świętej tuż przed świętami Bożego Narodzenia lub w czasie ich trwania. Kilkakrotnie w tym właśnie okresie ma cumować w Hajfie nowoczesny MSC "Magnifica" - zwodowany rok temu statek, z ponad trzema tysiącami pasażerów i członków załogi na pokładzie, dostępny także w ofercie polskich biur podróży.
Hajfa dość niespodziewanie stała się mekką dla pasażerskich gigantów. W trzecim co do wielkości mieście Izraela nie brak atrakcji turystycznych - jak kaskadowy ogród bahaitów, promujących ideały jedności całej ludzkości wyznawców synkretycznej wiary, łączącej elementy wielu religii - ale tutejsze nabrzeże nie ma w sobie nic malowniczego. Przeciwnie, to zwyczajny port przemysłowy, pozbawiony mariny. Nic nie zachęca do spacerów nad portowymi kanałami.
Przybywający tu goście pływających hoteli po prostu wsiadają od razu do autokarów i jadą zwiedzać Galileę. Do wyboru mają Nazaret, Jezioro Galilejskie, po którego powierzchni - jak mówi Biblia - chodził Jezus, i rzekę Jordan, gdzie odbył się jego chrzest. Także Kanę Galilejską, znaną z opisanego w Nowym Testamencie cudu zamiany wody w wino, czy górę Tabor - miejsce Przemienienia Pańskiego. Jest też zabytkowy port i miasto krzyżowców w Akce.
Głównym atutem Hajfy jest jej położenie - to najbliżej od tych miejsc ulokowany duży port morski. Dlatego pojedyncze statki żeglugi wycieczkowej przypływały tu od dawna. Teraz jednak przybywają o wiele częściej i na dłużej. Powód? Niemal przestały cumować w portach egipskich - takich jak Aleksandria czy Port Said, podobnie zresztą, jak w tunezyjskich. Armatorzy wycieczkowców uznali, że Egipt i inne przechodzące gwałtowne przemiany polityczne państwa arabskie nie są obecnie bezpiecznym wyborem dla ceniących sobie spokój i komfort podróżowania pasażerów wycieczkowców.
W rezultacie goście pływających hoteli zamiast piramid masowo oglądają Jerozolimę, która dotąd cieszyła się opinią głównie miejsca pielgrzymkowego.
Do miasta uznawanego za święte przez wyznawców judaizmu, islamu i chrześcijaństwa bliżej jest z Aszdodu - największego portu izraelskiego. Ale ostatnio Aszdod też jest omijany szerokim łukiem przez wycieczkowce, ponieważ znajduje się w zasięgu rakiet wystrzeliwanych dość regularnie na izraelskie miejscowości położone w promieniu 40 km od palestyńskiej Strefy Gazy, w której rządzi radykalny islamski Hamas.
Z tych wszystkich powodów do Hajfy wycieczkowce wpływają obecnie nie tylko częściej niż wcześniej, ale i na dłużej: na dwa, trzy dni. Tylko w październiku do tego portu przybyło ponad 40 tysięcy turystów, a więc tyle, ile ... w całym ubiegłym roku. Łącznie w tym roku do Izraela przypłynęło już prawie 200 tys. osób.
Nieprędko to się zmieni. "Królowa Elżbieta", która do Hajfy zawitała po raz pierwszy, w 2012 roku wróci tu co najmniej dwukrotnie. Jak mówi PAP rzecznik prasowy hajfskiego portu Zohar Rom, armatorzy wycieczkowców robią plany na kilka lat do przodu, więc dotychczasowy trend na pewno ma szansę się utrzymać.
Zarząd portu i władze miasta chcą sprawić, by Hajfa stała się atrakcyjniejsza jako miejsce cumowania statków żeglugi wycieczkowej i w tym celu zamierzają przenieść część dotychczasowego portu handlowego gdzie indziej, a zamiast niego stworzyć reprezentacyjne nabrzeże, z którego można by dojść bezpośrednio do ogrodu bahajskiego. Obecnie jest to niemożliwe, ponieważ na miejscu planowanego "frontu wodnego" trwa codzienny rozładunek kontenerów, a obszar jest odgrodzony od miasta wysokim płotem.
To niejedyny kłopot, jaki spędza sen z powiek władzom portu w Hajfie, mimo tak dobrej obecnie koniunktury. Z wielkich okien gabinetu dyrektora portu rozciąga się malownicza panorama śródziemnomorskiej zatoki. Jak przyznaje w rozmowie z PAP dyrektor zarządzający(CEO) portu Mendi Zaltzman, widoki na przyszłość wcale mogą nie być tak dobre, jak się wydaje. Nawet jeśli wycieczkowce nadal będą przypływać równie chętnie, jak obecnie, nadchodzący rok będzie bardzo ciężki - ze względu na spodziewane załamanie światowego handlu w związku z drugą falą kryzysu gospodarczego. "Podaż ma być o 12-15 proc. większa w skali globalnej, ale popyt wzrośnie tylko o 5 proc. Świat już teraz nie chce kupować z Izraela tyle, co wcześniej, ponieważ słabnie euro, maleje aktywność gospodarcza w Stanach Zjednoczonych i Europie"- mówi Zaltzman.
Oględnie daje też do zrozumienia, że wskutek gorszej koniunktury po raz kolejny mogą zostać odłożone na półkę plany prywatyzacji portu, który obecnie jest skomercjalizowaną spółką skarbu państwa. Niechętne prywatyzacji są potężne związki zawodowe. Urzędujący w Aszdodzie szef związku portowców potrafi zatrzymać pracę całej firmy nawet z powodu...rodzinnych uroczystości, powodując wielotysięczne straty.
Ale włodarze portu w Hajfie patrzą też na kryzys jako na szansę. Korzystając ze znacznego spadku cen na urządzenia portowe, już wcześniej zaczęli skupować nowoczesne dźwigi i tworzyć kolejne nabrzeża do obsługi kontenerowców. Kupują też potężne holowniki - w związku z planem pogłębienie kanału portowego na początku nadchodzącego roku, co umożliwi obsługę największych kontenerowców.
Najambitniejszy plan rozwoju wykracza jednak daleko poza sferę żeglugi handlowej i gospodarki. Wizja "Port pokoju" zakłada, że Hajfa mogłaby stać się bramą tranzytową dla handlu z Jordanią i dalej z Irakiem czy Iranem, dokąd towary mogłyby docierać, po wyładowaniu w porcie, koleją. Z punktu widzenia ekonomii byłoby to najlepsze rozwiązanie dla regionu, gdyż obecnie statki handlowe muszą tam płynąć przez bardzo drogi Kanał Sueski, a następnie przez Morze Czerwone i dookoła Półwyspu Arabskiego.
W świetle realiów bliskowschodniej polityki program ten jednak jest obecnie zupełną mrzonką - z uwagi na napięte relacje Izraela z Arabami w całym regionie. Nie tylko zresztą z Arabami. Najbardziej gorącym tematem światowych mediów są ostatnio spekulacje na temat możliwości ataku izraelskiego na nuklearne instalacje w Iranie.
Mieszkańcy Hajfy wiedzą, co mogłoby to oznaczać. Pięć lat temu, w czasie tzw. drugiej wojny libańskiej, na Hajfę i okolice spadło wiele rakiet wystrzelonych przez libańskich szyitów spod znaku Hezbollahu, ugrupowania wspieranego przez rządzących Iranem ajatollahów. "Zginął wtedy także jeden pracownik portu" - wspomina Zaltzman.
Skomentuj artykuł