Kardynał ponad prawem?
Czy kardynał Konrad Krajewski jest ponad prawem? Nie jest. Zwłaszcza ponad prawem miłości. Dlatego zrobił to, co trzeba było zrobić, z całkowitą gotowością do poniesienia konsekwencji.
Niektóre media zdążyły go już okrzyknąć "Robin Hoodem papieża". To nie do końca trafione porównanie. Kard. Konrad Krajewski nie ukrywa się w lasach, lecz zadanie, które powierzył mu papież Franciszek wykonuje jawnie. Jest papieskim jałmużnikiem. Swoją funkcję wypełnia w innym stylu niż jego poprzednicy nie dlatego, że taką ma zachciankę. Taka jest potrzeba.
Wie o tym Franciszek i wie o tym on. Nie chodzi o medialny rozgłos lub stawianie siebie ponad prawem. Chodzi o robienie dobra na poziomie podstawowym, bez zwlekania. Czasami wymaga to działań niekonwencjonalnych i balansujących na granicy prawa.
Co zrobił kardynał z Łodzi, że kilka dni temu zrobiło się o nim głośno na całym świecie? Właściwie nic wielkiego. Sprawił, że ludzie, którzy w świetle obowiązujących przepisów, nie mają prawa korzystać z energii elektrycznej, bo za nią nie zapłacili i doprowadzili do ogromnego długu (300 tysięcy euro) wobec dostawcy, odzyskali do niej dostęp.
Kardynał Krajewski: biorę na siebie odpowiedzialność za to, co zrobiłem <<
Osobiście pomajstrował przy liczniku i zerwał zabezpieczające go plomby. Dzięki temu kilkaset osób nielegalnie zamieszkujących w rzymskiej kamienicy (wśród nich mnóstwo dzieci) znów może używać prądu, mieć ciepłą wodę itp, czyli po prostu korzystać z tego, co w naszych czasach i na naszym kontynencie uważa się za oczywiste składniki zwykłego godnego ludzkiego życia.
"Don Corrado" (tak nazywany jest powszechnie kard. Krajewski) nie zrobił tego w ukryciu, jak postępował legendarny łucznik z lasu Sherwood. Zapowiedział, że gotów jest ponieść wszelkie konsekwencje swego działania. Zareagował natychmiast, szybko, nie czekając, aż zostaną wdrożone procedury pozwalające zgodnie z przepisami ponownie włączyć prąd w tej kamienicy. Można śmiało powiedzieć, że działał w stanie wyższej konieczności, stawiając na pierwszym miejscu dobro ludzi, którzy potrzebowali jego pomocy. Tak, jak się działa np. w warunkach szpitala polowego.
Właśnie szpitalem polowym nazwał papież Franciszek Kościół powszechny w drugiej dekadzie XXI wieku. "Tak wielu jest ludzi zranionych, którzy proszą nas o bliskość. Proszą o to samo, o co prosili Jezusa. Ale zachowując postawę uczonych w Piśmie czy faryzeuszów nigdy nie damy świadectwa bliskości" - tłumaczył podczas któregoś spotkania poświęconego projektom duszpasterskim.
W szpitalu polowym też obowiązują przepisy i procedury. Są niezbędne do jego funkcjonowania, ale nie są ważniejsze niż dobro ludzi, którzy znaleźli się w sytuacjach skrajnych. Gdy trzeba ratować życie, opatrywać rany, uśmierzać ból, zmniejszać cierpienie, sztywne przepisy schodzą na dalszy plan. Jeśli kilkaset osób nie może po ludzku egzystować z braku prądu, to trzeba po prostu go włączyć, bez czekania, aż powstaną odpowiednie warunki prawne, żeby znów mógł płynąć. Taką logiką kierował się kard. Krajewski, gdy zdejmował plomby i pieczęcie z licznika oraz naciskał przełączniki.
Wydawałoby się, że przez sześć lat pontyfikatu Franciszka ten sposób myślenia o Kościele i w Kościele stał się już oczywisty. Chyba jednak wciąż nie może się przebić do świadomości części ludzi, którzy wzięli na siebie odpowiedzialność za kształt i funkcjonowanie Kościoła w naszej Ojczyźnie. Jest coś niepokojącego w upartym powtarzaniu w ostatnich miesiącach przez zabierających głos w bardzo bolesnych kwestiach "postępujemy zgodnie z prawem, z przepisami, z wytycznymi, z procedurami".
Nie słychać w tych sformułowaniach, przywoływanych niczym zaklęcia, nie tylko miłości, ale nawet empatii czy zwykłego zatroskania o drugiego człowieka, którego spotkało coś strasznego, który cierpi. Nie pobrzmiewa w nich czasami nawet zwyczajna ludzka przyzwoitość.
Nie chodzi o łamanie czy choćby tylko lekceważenie prawa, przepisów, procedur. Chodzi o priorytety w nadzwyczajnych warunkach. A warunki funkcjonowania Kościoła katolickiego w Polsce aktualnie są nadzwyczajne. Takie, które wymagają postępowania według zasady sformułowanej przez św. Jana Pawła II: "Człowiek jest drogą Kościoła". Tak, jak to kilka dni temu zrobił "don Corrado", Konrad Krajewski, kardynał z Polski, wsparty autorytetem papieża Franciszka.
ks. Artur Stopka - dziennikarz, publicysta, twórca portalu wiara.pl; pracował m.in. w "Gościu Niedzielnym", radiu eM, KAI.
Skomentuj artykuł