Bez bramek w meczu Polska - Serbia
Piłkarska reprezentacja Polski bezbramkowo zremisowała z Serbią w meczu towarzyskim, rozegranym w środę w austriackiej miejscowości Kufstein. To drugie z rzędu spotkanie biało-czerwonych - po sobotniej potyczce z Finlandią w Kielcach - w którym nie padły gole.
Przygotowujący się do finałów mistrzostw świata w RPA Serbowie mieli być przeciwnikiem zdecydowanie groźniejszym od Finów, choć w ostatnich dniach kibice naszych rywali krytykowali drużynę za słabą grę i zaskakującą porażkę 0:1 z Nową Zelandią. Podopieczni Radomira Anticia zapowiadali, że mecz z Polską będzie rewanżem za tamto spotkanie.
Ale to drużyna Franciszka Smudy od pierwszych minut przejawiała większą ochotę do ataków. Polacy - grający ofensywnym systemem 4-3-3 preferowanym przez szkoleniowca - zdominowali rywali przez długi czas nie pozwalając im wyjść z własnej połowy. Gwiazdy serbskiej drużyny występujące w najlepszych klubach świata - jak Dejan Stanković z Interu Mediolan - nie mogły poradzić sobie z szybszymi, grającymi agresywnie piłkarzami biało-czerwonych, którzy broniąc pressingiem atakowali rywali już pod ich polem karnym. Polacy szybko odzyskiwali piłkę, a prawie każdą akcję kończyli strzałem na bramkę gracza Zagłębia Lubin Bojana Isailovicia. Słusznie - bowiem na nasiąkniętym wodą boisku i w padającym bez przerwy deszczu łatwiej było o błąd bramkarza Serbów.
Motorem napędowym polskich ataków był Jakub Błaszczykowski. Gracz Borussi Dortmund szalał na prawym skrzydle, a w 12 minucie uderzył zaskakująco z rzutu wolnego - piłka w niewielkiej odległości minęła bramkę rywali. Po chwili Sławomir Peszko znalazł się przed Isailoviciem, ale zbyt mocno wypuścił sobie piłkę, a jeden z serbskich obrońców w ostatniej chwili zdążył z interwencją, wybijając futbolówkę na róg. Po kolejnym kornerze piłka spadła pod nogi Roberta Lewandowskiego, lecz przytomny strzał napastnika Lecha wybił z linii bramkowej obrońca. Lewandowski jeszcze raz spróbował szczęścia w 25. minucie, jednak jego uderzenie odbił Isailović.
Serbowie szukali szans w prostopadłych podaniach, ale bardziej od polskich obrońców przeszkadzał im sędzia liniowy, niesłusznie sygnalizując pozycje spalone napastników. Z przewagi Polaków podopieczni Anticia otrząsnęli się po mniej więcej pół godzinie gry. W 28. minucie Miloš Krasić powinien pokonać Łukasza Fabiańskiego - piłka po jego strzale zwolniła w kałuży i sunący ślizgiem po murawie bramkarz Arsenalu zdołał zażegnać niebezpieczeństwo.
Wydaje się, że Polacy nieco przeszarżowali, wkładając w pierwszą część gry zbyt wiele sił, co na grząskiej murawie musiało się zemścić opadnięciem z sił. Jeszcze przed przerwą Serbowie zdołali wypracować sobie okazje do zdobycia prowadzenia. W 43. minucie Milan Jovanović ograł w polu karnym Grzegorza Wojkowiaka i mocno uderzył piłkę po długim słupku, ale do bramki, zamiast futbolówki wpadł usiłujący zamknąć akcję Stanković.
Mecz miał dwa oblicza. Po pierwszej, znacznie ciekawszej, a zarazem lepszej dla biało-czerwonych połowie, w drugiej tempo gry wyraźnie spadło, a przewagę osiągnęli Serbowie. Polacy mieli jedną dogodną okazję, gdy w 58. minucie Błaszczykowski uderzał na bramkę, ale bramkarz rywali zdołał obronić. Coraz goręcej za to robiło się pod bramką Fabiańskiego. Nasi rywale mają jednak ten sam co Polacy kłopot - problemy ze skutecznością. Przykładem niech będzie sytuacja z 72. minuty, gdy Panteliciowi nie udało się skierować piłki do niemal pustej bramki mimo, że stał cztery metry przed nią - futbolówka przeleciała nad poprzeczką. W polskiej drużynie słabo na lewej obronie spisywał się Dariusz Dudka, niemiłosiernie ogrywany przez rywali. W miarę upływu czasu na boisku coraz więcej było zwykłej kopaniny, niż futbolu, ale wyłączną winę za taki stan rzeczy ponosiła fatalna pogoda.
Remis z Serbami nie jest złym wynikiem, a gra Polaków w pierwszej połowie mogła się podobać. Co istotniejsze biało-czerwoni nie wystraszyli się renomowanych rywali, a trener Smuda po raz kolejny potwierdził, że występujący w jego drużynie muszą mieć charakter i serce do walki. Kto z piłkarzy temu nie podoła - finały Euro 2012 obejrzy w telewizji lub na trybunach.
Skomentuj artykuł