„Czy lubi Pani seks?”. Skandaliczny wywiad w „Vivie”

(fot. materiały prasowe NEXTFILM / facebook.com)

Lektura wywiadu Romana Praszyńskiego z Anną Marią Sieklucką po raz kolejny pokazuje, że w 2020 roku, w świecie po #metoo wcale nie jest tak różowo.

Polską sceną medialną wstrząsnęła niedawno rozmowa Romana Praszyńskiego z Anną Marią Sieklucką, aktorką, która zagrała w ekranizacji książki Blanki Lipińskiej „365 dni”. Dziennikarz zadawał serię kontrowersyjnych i niezręcznych pytań. „Na planie czułam się komfortowo, dużo bardziej niż podczas tego wywiadu” - powiedziała w pewnym momencie Sieklucka. Materiał wywołał oburzenie wielu interneutów i internautek, w tym również ludzi ze środowiska mediów, filmu czy blogosfery.

„Viva” zdjęła już materiał ze strony. Najpierw opublikowano „przeprosiny” dziennikarza:

DEON.PL POLECA

„Drodzy,
w związku z kontrowersjami dotyczącymi wywiadu z Aktorką Anną Marią Sieklucką, zdjęliśmy tekst ze strony i publikujemy oświadczenie Autora wywiadu Romana Praszyńskiego.
Jednocześnie przyłączamy się do przeprosin.
Redakcja vivy.pl

Drodzy,
czuję się w obowiązku zabrać głos w sprawie mojego wywiadu z Aktorką Anną Marią Sieklucką, który został opublikowany na stronie viva.pl.
Wszystkich, którzy poczuli się urażeni moimi pytaniami i wywiadem, bardzo przepraszam, bo w żaden sposób nie było to moim zamiarem.

Poszedłem na wywiad w związku z premierą filmu „365 dni” w reżyserii Barbary Białowąs na podstawie książki Blanki Lipińskiej, który jeszcze przed premierą zyskał miano najbardziej erotycznego filmu w polskiej kinematografii. Konwencja wywiadu, jaką przyjąłem, nie sprawdziła się, ale miałem, być może mylne wrażenie, że koreluje z tematyką filmu i książki.

W sieci pojawiły się niektóre pytania, jakie zadałem Aktorce, które w ten sposób czytane budzą wiele emocji i dają skrzywiony obraz tego wywiadu. Wywiad był autoryzowany przez Aktorkę Annę Marię Sieklucką.

Wszystkich, którzy mogli poczuć się urażeni, raz jeszcze bardzo przepraszam, w szczególności Annę Marię Sieklucką.
Roman Praszyński”

Taka forma przeprosin wywołała jednak w komentarzach falę krytyki; zarzucano, że to nic więcej niż standardowy przykład non-apology: Opublikowano więc drugi post, tym razem oświadczenie zarządu wydawcy pisma Edipresse Polska S.A.:

„Szanowni Państwo,

w związku z publikacją wywiadu Pana Romana Praszyńskiego z Panią Anną Marią Sieklucką chcielibyśmy wszystkich bardzo serdecznie przeprosić, a szczególne i szczere przeprosiny kierujemy w stronę Pani Anny Marii Siekluckiej.

Przyznajemy, że zaistniała sytuacja nie powinna mieć miejsca, a wywiad tego rodzaju nie powinien pojawić się na stronie viva.pl, ani na żadnej innej wydawanej przez naszą firmę.
Zapewniamy, że wyciągnęliśmy wnioski z zaistniałej sytuacji i wprowadzamy dodatkowe wewnętrzne procedury weryfikacji publikowanych treści.

Jednocześnie podjęliśmy decyzję o zakończeniu współpracy z Panem Romanem Praszyńskim, a także podjęliśmy stosowne kroki w stosunku do osób odpowiedzialnych za publikację wywiadu na naszej stronie internetowej.

Z poważaniem
Zarząd Edipresse Polska S.A.”

W świecie po #metoo wcale nie jest różowo

Komentarz Dominiki Frydrych, DEON.pl:

Co te feministki znowu wymyślają, przecież dziś już nie ma żadnego problemu z… Och, zaraz. Lektura wywiadu Romana Praszyńskiego z Anną Marią Sieklucką po raz kolejny pokazuje, że w 2020 roku, w świecie po #metoo wcale nie jest tak różowo.

Po pierwsze i najważniejsze - meritum. Seria poniżających pytań o życie seksualne, z których aktorka próbuje się wyślizgnąć, niewybredne komentarze na temat jej zachowania i wieku, ageizm i kpina. „Na planie czułam się komfortowo, dużo bardziej niż podczas tego wywiadu” - mówi w pewnym momencie Sieklucka. Nie wiem, jaką pornograficzną logiką trzeba się kierować, żeby przeprowadzić taki wywiad. Praszyński w swoich „przeprosinach” - mistrzostwie sztuki non-apology - tłumaczy, że: „Konwencja wywiadu, jaką przyjąłem, nie sprawdziła się, ale miałem, być może mylne wrażenie, że koreluje z tematyką filmu i książki”. Interesujące. Zwłaszcza w kontekście tego, co pisze Paulina Młynarska w jednym z komentarzy: „Ze mną rozmawiałeś po publikacji książki o podróżach. Czy pytając mnie o to czy mam partnera i kto mnie przytula oraz czy nie brakuje mi seksu, też uważałeś, że to koreluje z treścią? Bo w mojej książce nie ma o seksie nic”. Oraz w kontekście tego, co oznajmiła Joanna Jędrusik, autorka książki „50 twarzy Tindera”, z którą Praszyński przeprowadził wywiad już po (!) opublikowanych „przeprosinach”. „Książki Lwa Starowicza też są o seksie, jego jakoś nikt nie pytał o to jaką ma na sobie bieliznę i preferencje seksualne, tak jak miało to miejsce w przypadku odtwórczyni głównej roli w filmie 365 dni. W moim przypadku również pojawiły się pytania, które przekraczały moje granice. Padały pytania, które wprawiały mnie w zakłopotanie, którego dziennikarz zdawał się (nie chciał?) nie dostrzegać. Drążył kwestie mojego doświadczenia seksualnego, tego czego się w sferze seksualnej nauczyłam (bardzo interesowały go szczegóły, dopytywał jakich nowych rzeczy) czy tego jakie są moje granice w BDSMie” - opisuje.

"Książki Lwa Starowicza też są o seksie, jego jakoś nikt nie pytał o to jaką ma na sobie bieliznę i preferencje seksualne"

Cały ten wywiad nie jest to zresztą wyłącznie wina jednego dziennikarza. Słusznie zwróciła uwagę m.in. Małgorzata Halber. „Publikacja wywiadu to nie jest notka w internecie. To tekst który przechodzi przez REDAKCJĘ. I w tej REDAKCJI siedzą osoby które ten tekst zatwierdzają. Po autorze, który zadawał takie pytania nie spodziewam się zbyt wiele wrażliwości społecznej. Po redaktorce naczelnej, kobiecie, spodziewałabym się jednak odpowiedzialności, wyczucia oraz umiejętności kreowania wizerunku pisma” – napisała.

Świat po #metoo nie jest wcale tak różowy nie tylko dlatego, że znalazł się dziennikarz, który przeprowadził wywiad ani nawet nie tylko dlatego, że znaleźli się inni, którzy puścili materiał dalej, nie czując, że w 2020 roku może to już być nie na miejscu. Świat nie będzie różowy tak długo, jak długo będzie przewijać się ta okropna maniera przepraszania „wszystkich, którzy czują się urażeni”. Ten językowy potworek nie robi nic oprócz sprawiania pozoru; pozwala przeprosić, ale tak, żeby ani na krok nie wycofać się z wypowiedzianych słów, króluje przy niemal każdej aferze medialnej (zainteresowanym: przeczytajcie „przeprosiny” Anny Kalczyńskiej po ostatniej aferze w TVN). I smutne jest to, że dopiero wylewająca się niegasnąca krytyka w komentarzach spowodowała, jak mniemam, kalkulację, że kryzys w social mediach nie został zażegnany, a Viva opublikowała na swoim facebookowym profilu prawdziwe przeprosiny zarządu Edipresse Polska S.A., zapewnienie o wyciągnięciu wniosków z sytuacji, jak i decyzję o rozwiązaniu współpracy z Praszyńskim oraz konsekwencji wobec redakcji, która opublikowała wywiad. Tylko czy gdyby nie słuszne oburzenie w komentarzach, również ze strony dużych nazwisk (oprócz Małgorzaty Halber i Pauliny Młynarskiej sprawę skomentowały m. in. Karolina Korwin Piotrowska czy Magdalena Kicińska), a więc groźba poważnego nadszarpnięcia wizerunku i, co za tym idzie, straty finansowe, ktokolwiek wyciągnąłby takie konsekwencje?

Świat nie będzie różowy tak długo, jak długo będzie przewijać się ta okropna maniera przepraszania „wszystkich, którzy czują się urażeni”.

Niektórzy komentatorzy i - co gorsza - niektóre komentatorki zadają też pytania, czemu Sieklucka nie przerwała rozmowy. I jest to klasyczne victim blaming, zrzucanie odpowiedzialności na osobę wobec której dopuszczono się molestowania. „Po pierwsze: możliwe, że ten wywiad to element promocji książki, na którą aktorka podpisała umowę. I tu możliwość autoryzowana czy "wyjścia z wywiadu" nie bardzo wchodziła w grę. Po drugie: nie każdy zdaje sobie sprawę z możliwości autoryzowania. Po trzecie: rozmawiamy tu jednak o początkującej aktorce filmowej, która zagrała swoją pierwszą dużą rolę i udziela pierwszych wywiadów w swoim życiu. I naprzeciw niej usiadł dziodek oblatany w mediach. Nie ma tu równowagi, delikatnie mówiąc. Jest za to opcja doklejenia wizerunku "trudnej" na samym początku kariery” (pisownia oryg.) - tłumaczy Bartek Przybyszewski ze strony Liczne rany kłute w jednym z komentarzy na swoim fanpage’u. Paulina Młynarska komentuje to jeszcze mocniej: „bo jesteśmy wychowywane do tego, by grzecznie odpowiadać kiedy nas molestują. Bo nieraz potrzebujemy lat żeby się tego oduczyć.”

Wniosek? Najwyraźniej wydawcy i redaktorzy wciąż miewają w głowie prymat klików, niezależnie od jakości i etyczności materiału. I tylko jedno może temu zapobiegać: kilka tysięcy oburzonych i wściekłych komentarzy.

Redaktorka i dziennikarka DEON.pl, autorka książki "Pełnymi garściami". Prowadzi blog dane wrażliwe.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

„Czy lubi Pani seks?”. Skandaliczny wywiad w „Vivie”
Komentarze (4)
AC
~Anna Ciurka
3 lutego 2020, 20:40
Po co wy w ogole piszecie o tych bzdurach? To jest biznes im więcej awantury ttm wiecej pieniedzy, a me too jest powszechnie wyśmiewane, bo aktorka która była molestowana zagrala w kilku filmach producenta. Napiszcie o prawdziwym molestowaniu szarych ludzi, którzy nie pojdą sie skarzyc do sadów i nie dostana zadnego odszkodowania.
PO
Paweł Obyrtacz
31 stycznia 2020, 22:43
To takiego wywiadu nie można przerwać i po prostu wyjść? Albo podczas autoryzacji dojść do wniosku, że cofamy ten wywiad?
PW
Piotr Wójciak
31 stycznia 2020, 19:13
Czy DEON zwariował do reszty? Aktorka zagrala w kiczowatym, dennie nudnym filmie, z golizną i innymi scenami, z kiczowatą fabułą, rodem z Greya, i została kiczowato potraktowana. Cóż dziwnego?
RF
~Rob For
1 lutego 2020, 20:46
To samo chciałem powiedzieć. Jeden czyn wart drugiego. Deon przysnął.