Dopaleni
Żaden nadawca nie stanął do tej pory przed sądem za promocję dopalaczy. A warto chwycić ich za kudły, jeśli jeszcze je mają.
Klasyczne narkotyki przerażały, bo uzależniały i wrażliwych ludzi zamieniały w groźnych przestępców. Dopalacze i inne "wynalazki" przerażają, bo są nieprzewidywalne, natomiast młodzi ludzie, którzy po nie sięgają są bardzo przewidywalni. Są nijacy i nudni. Mój znajomy, pracujący niegdyś w ośrodku dla heroinomanów, powiedział, że dziś prawdziwych narkomanów już nie ma. Są tylko znudzone i rozpieszczone świry.
Jeśli narkomanią nazwiemy uzależnienie od nielegalnych środków psychoaktywnych, to narkomanów jest rzeczywiście coraz mniej. Jednak zagrożenie ze strony tych substancji nie tylko nie minęło, ale staje się problemem coraz trudniejszym do rozwiązania.
Ponadto bezsilność organów ścigania coraz bardziej obnaża śmieszność prawa, które każe za kradzież batonika, a niewiele robi z bezczelnością dealerów trucizn sprzedawanych nawet dzieciom.
Z jednej strony staramy się walczyć z dopalaczami, czy z tymi, którzy je wprowadzają na rynek, a z drugiej strony emitujemy w oficjalnych mediach "przeboje" promujące je. Przed laty, aby zareklamować gandzię, Oddział Zamknięty ukrył opis jej przyjemnego działania pod nazwą słynnej piosenki "Andzia". Dzisiaj VjDominion zachęca wprost: "dopal dopalacze!", a Karolina Czarnecka śpiewa o naćpanych wszystkich świętych.
To tylko jedna z wielu piosenek reklamujących ćpanie, mniej wulgarna od tej, której ostatnio słuchałem w samochodowym odbiorniku. Żaden nadawca nie stanął do tej pory przed sądem za promocję dopalaczy. A warto chwycić ich za kudły, jeśli jeszcze je mają. "To nie takie proste" - słyszę od jednego z prawników. Wolność słowa i inne tego typu usprawiedliwienia.
Dopaleni są produktem naszego systemu, produktem naszej kultury. Nie biorą się z nikąd. Wychowują się w rodzinach i w społeczeństwie, w którym na wszystko jest pigułka i szczęście zastępuje się przyjemnością.
Kiedyś rozmawiałem z partyzantką walczącą w Nikaragui po stronie kartelu narkotykowego. Jej praca polegała na ochronie upraw koki - jedynego środka utrzymania wiejskiej ludności na tamtym terenie. Zarzucała mi, że to Zachód jest winny promowaniu kultury narkotyków, a nie ludzie broniący upraw koki. "To wy tworzycie popyt. Gdyby go nie było, nikt nie umierałby ani z powodu narkotyków ani z powodu walk między partyzantami a siłami rządowymi w moim kraju". Wydawało mi się to wówczas bardzo przewrotne, ale chyba coś w tym jest. Media i twórcy kultury powinni pierwsi uderzyć się w piersi.
P.S. Pogubionym, młodym ludziom polecam moją książkę "Narkomani i Chrystus".
Wojciech Żmudziński SJ - dyrektor Centrum Kształcenia Liderów i Wychowawców im. Pedro Arrupe, redaktor naczelny kwartalnika o wychowaniu i przywództwie "Być dla innych"
Skomentuj artykuł