Liczne egzekucje we własnych szeregach w prywatnej rosyjskiej firmie wojskowej
Najemnicy z grupy Wagnera dokonali już co najmniej 40 egzekucji we własnych szeregach; bez procesu zabija się ich za pięć rodzajów "przewinień" - powiedziała obrończyni praw człowieka, przewodnicząca niezależnej organizacji pozarządowej (NGO) Ruś Siedząca, Olga Romanowa w rozmowie z kanałem Możem Objasnit na Telegramie.
Czym jest grupa Wagnera?
Grupa Wagnera - to prywatna firma wojskowa powiązana z prokremlowskim biznesmenem Jewgienijem Prigożynem, odpowiedzialnym m.in. za rekrutację więźniów na wojnę z Ukrainą. Od połowy grudnia 2021 roku jej członkowie są objęci sankcjami UE za tortury, egzekucje i zabójstwa m.in. w Libii, Syrii i Ukrainie.
W ostatnich dniach członkowie grupy Wagnera opublikowali wideo z brutalną egzekucją byłego więźnia, który walczył w jej szeregach, a potem trafił do ukraińskiej niewoli i udzielił wywiadów w mediach, krytykując wojnę Rosji z Ukrainą. Nagranie z podobnej publicznej egzekucji, przeprowadzonej w Syrii, "wagnerowcy" opublikowali kilka lat temu.
Z informacji mediów niezależnych wynika, że pozasądowe egzekucje są normą w szeregach tej struktury. Prigożyn skomentował nagranie z zamordowaniem byłego więźnia słowami: „Psu – psia śmierć”.
Według Romanowej "wagnerowcy" dokonują egzekucji za pięć rodzajów "przewinień": za dezercję, za próbę poddania się, za kradzież, za nadużywanie alkoholu lub narkotyków; za "stosunki seksualne". Ofiarami padają najczęściej więźniowie zwerbowani na wojnę przez grupę Wagnera.
40 egzekucji w grupie Wagnera
- Potwierdzonych przypadków linczu jest już około 40 - powiedziała Romanowa i dodała, że nikomu włos z głowy za to nie spadnie, ponieważ na wszelkie pytania o los zwerbowanych więźniów Federalna Służba Więzienna zasłania się tajemnicą państwową.
- Obecnie grupa Wagnera werbuje skazańców na Syberii; wielu z nich jest przymusowo wysyłanych na front - przekazała szefowa Rusi Siedzącej, dodając, że łącznie w więzieniach w Rosji zwerbowano już już około 30-35 tys. osadzonych.
Źródło: PAP / tk
Skomentuj artykuł