Parafianowicz o rozmowach ukraińsko-rosyjskich. „Ukraińcy ośmieszali postawione im warunki”
Na początku marca 2022 roku, po tym jak Rosjanom nie udało się z marszu zdobyć Kijowa, pojawiła się nadzieja na rozmowy o zawieszeniu broni. Współpracownicy Wołodymyra Zełenskiego mówili o gotowości do negocjacji – pisze dziennikarz i reporter wojenny Zbigniew Parafianowicz w książce "Śniadanie pachnie trupem", której fragment publikujemy.
Wcześniejsze rozmowy z Rosjanami – 28 lutego w Homlu – zakończyły się fiaskiem, choć szczerze mówiąc, niewielu oczekiwało czegokolwiek. Początkowo jako miejsce wskazywano Izrael. Władze w Jerozolimie zachowywały umiarkowane stanowisko wobec Kremla, utrzymywały też kontakt z Zełenskim.
W „Dzienniku Gazecie Prawnej” cytowałem wypowiedzi ekspertów i polityków, którzy kreślili scenariusze wojny i pokoju. „Rosja i Ukraina były zgodne jedynie co do miejsca rozmów” – mówił wówczas ukraiński analityk, szef Fundacji Strategii Narodowych Taras Berezoweć, dodawał jednak, że na szybkie zawieszenie broni nie ma co liczyć.
Hennadij Maksak z ośrodka analitycznego Ukraiński Pryzmat przekonywał z kolei w marcu 2022 roku: „Najpierw Władimir Putin chce zbudować na wschodzie i południu Ukrainy to, co nazywa Noworosją, a następnie zmusić Kijów do poddania się”. Przewidywał wtedy wariant „turbo-Donbasu”, czyli wieloletniej wojny pozycyjnej na wykończenie na wschodzie i południu kraju.
Na bazie notatek tworzonych na bieżąco przez osoby zaangażowane w proces przygotowywania negocjacji i rozmów z ich uczestnikami odtwarzamy moment, który mógł być przełomowy w wojnie. Próby rozmów podjęto już na początku marca, niedługo po rozpoczęciu inwazji, mniej więcej w momencie, w którym Rosjanie utknęli pod Kijowem bez perspektyw na szybkie zdobycie stolicy.
Zbigniew Parafianowicz "Śniadanie pachnie trupem. Ukraina na wojnie" (Wyd. MANDO)
3 marca w podrzeszowskiej Jasionce pojawił się Roman Abramowicz, rosyjski oligarcha, który większość interesów miał ulokowanych na Zachodzie. Na lotnisko doleciał spod granicy polsko-ukraińskiej black hawkiem należącym do polskich sił specjalnych.
Abramowicz leciał do tureckiej stolicy przygotowywać grunt pod rozmowy rosyjsko-ukraińskie, w których pośrednikiem miał być prezydent Recep Tayyip Erdoğan. Parę dni wcześniej oligarcha zaoferował Zełenskiemu pośrednictwo w rozmowach z Putinem. Kilka razy podróżował też między Moskwą a Kijowem.
Na tym etapie jego misji mediacyjnej, w drodze z Rzeszowa do Ankary, 3 marca 2022 roku, towarzyszył mu szef Biura Polityki Międzynarodowej i prezydencki minister Jakub Kumoch. Ze strony ukraińskiej na pokładzie znalazł się jeszcze deputowany do Rady Najwyższej i człowiek Zełenskiego od delikatnych zadań – Rustem Umierow.
Efektem pośrednictwa Abramowicza stały się rozmowy w Stambule 29 marca 2022 roku. To było największe zbliżenie stanowisk ukraińskiego i rosyjskiego od początku inwazji. Kijów dopuszczał wpisanie do umowy międzynarodowej zapewnień, że Ukraina nie przystąpi do NATO, w zamian za szczegółowe gwarancje bezpieczeństwa.
Rosja godziła się na zapis, że nie będzie przeciwna przystąpieniu Ukrainy do Unii Europejskiej. W Stambule stronę ukraińską reprezentował Dawyd Arachamija, szef klubu parlamentarnego ugrupowania Sługa Narodu, stronę rosyjską – były minister kultury Władimir Miedinski. Obecni byli również Abramowicz oraz doradca Zełenskiego Mychajło Podolak. Gospodarzem był Erdoğan.
Po raz pierwszy od początku wojny pojawiły się konkrety. Potwierdziły się również informacje, o których 24 marca napisaliśmy w „Dzienniku Gazecie Prawnej”: jednym z gwarantów ewentualnej umowy o zawieszeniu broni miała być Polska. Obok niej wymieniano również Niemcy, Turcję, Chiny, Francję, Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię.
Rozmowy były szczegółowe. Podolak precyzował, że ewentualne porozumienie musi zostać potwierdzone w referendum. Dodawał, że status okupowanych terenów na terenie Donbasu i Krymu zostanie rozstrzygnięty w ciągu piętnastu lat. W tym okresie Ukraina zobowiąże się do niepodejmowania jakichkolwiek działań zbrojnych wobec nich. Jeden z informatorów przekonywał, że rozmowy o statusie Krymu zostaną zamrożone na dziewięćdziesiąt dziewięć lat.
Widziałem roboczy dokument rządowy na rozmowy w Stambule, w którym taka propozycja była zawarta – Ukraińcy jej nie zakwestionowali mimo oficjalnej retoryki, że nie będzie handlu terytorium.
Po wizycie prezydenta USA Joe Bidena w Polsce o perspektywy na porozumienie o zawieszeniu broni zapytałem również Jakuba Kumocha, ministra odpowiedzialnego za sprawy międzynarodowe w kancelarii Andrzeja Dudy.
Zdaniem ministra podczas negocjacji Moskwa zachowuje się tak, „jakby już podbiła Ukrainę i mogła jej dyktować warunki. Tymczasem, mówiąc delikatnie, jest od tego bardzo daleko. I nic nie wskazuje na to, by cel został osiągnięty. Dopóki Rosja nie zda sobie sprawy, że rozmawia z krajem, który zadaje jej ciężkie straty wojskowe, a nie przegrywa wojnę, rozmowy będą grzęzły. Ukraińcy stawiają słuszny warunek, że ma być respektowana ich integralność terytorialna”
Według Kumocha „cały projekt rosyjskiego rozwiązania wygląda jak gotowiec sprzed wojny. Rosjanom wydawało się, że wejdą, podbiją kraj, Zełenski ucieknie, a oni osadzą współpracujące z Kremlem elity. W chorych umysłach ludzi z Kremla ten marionetkowy rząd miałby powstać i cieszyć się poparciem społecznym.
Dziś jest jasne, że taki rząd nie tylko nie powstanie, ale i nie ma nawet szans na poparcie, bo praktycznie nie ma przypadków zdrady. One są marginesem. Nie ma na Ukrainie środowiska politycznego czy biznesowego, które poparłoby okupację rosyjską. Jest taka ciekawostka z tych negocjacji. Rosjanie liczyli, że Ukraińcy uniosą się honorem i zerwą rozmowy, jak zobaczą projekt porozumienia.
A oni mądrze zagrali. Zaczęli te warunki omawiać jeden po drugim i inteligentnie je ośmieszać. Ukraińcy na przykład domagali się odniesienia do memorandum budapeszteńskiego*. Rosjanie wyłożyli w czasie rozmów karty na stół i powiedzieli, że memorandum nie może być punktem odniesienia, bo ono gwarantuje integralność terytorialną Ukrainy. W ten sposób przyznali się, że Rosja narusza tę integralność.
Na koniec rozmowy Kumoch przekonywał, że największym błędem Putina było to, że nie docenił prezydenta Ukrainy. „Traktował go niepoważnie. Nie wiem, na ile miało także znaczenie żydowskie pochodzenie Zełenskiego, bo KGB w czasach służby Putina było antysemickie, a na ile fakt, że Zełenski jest aktorem komikiem.
Świadczy to słabo o analizie Putina, że ocenia przeciwnika przez pryzmat granych przez niego ról scenicznych, a nie przez pryzmat rzeczywistego Wołodymyra Zełenskiego. Każdy, kto go zna, wie, że jest poważnym i odważnym politykiem i człowiekiem. My znaliśmy go sprzed wojny, Andrzej Duda się z nim przyjaźni i przegadał z nim długie godziny, więc dla nas jego postawa nie była żadnym zaskoczeniem”.
Skomentuj artykuł