Liga VTB: Porażka Asseco Prokomu
W swoim siódmym meczu w grupie B Zjednoczonej Ligi VTB koszykarze Asseco Prokomu przegrali w Gdyni z Azowmaszem Mariupol 76:85 (20:24, 26:13, 14:24, 16:24). W pierwszym spotkaniu także lepszy okazał się ukraiński zespół, który wygrał 80:76.
W Asseco Prokomie zabrakło Jana-Hendricka Jagli i J.R. Giddensa, którzy pod koniec grudnia odeszli z klubu. Gospodarze prowadzili w połowie trzeciej kwarty różnicą dziesięciu punktów, ale i tak zeszli z boiska pokonani. Po porażce mistrzowie Polski mają już tylko teoretyczną szansę na awans do Final Four tych rozgrywek. W zespole z Mariupolu znakomicie zagrali obcokrajowcy. Ukraińscy koszykarze zdobyli zaledwie trzy punkty.
Tuż przed końcem pierwszej kwarty goście wygrywali 24:20, jednak gdynianie zdobyli 10 punktów z rzędu i w 15. minucie po trafieniu Daniela Ewinga wyszli na prowadzenie 30:24.
W 19. minucie było już 40:31 dla mistrzów Polski, ale rywale zdołali rzucić sześć punktów z rzędu. Wyjątkowo udana w wykonaniu koszykarzy Asseco Prokom była jednak końcówka pierwszej połowy. Za trzy trafili Piotr Szczotka oraz Filip Widenow i na przerwę drużyna trenera Tomasa Pacesasa zeszła, mając w zapasie dziewięć punktów (46:37).
W 24. minucie gospodarze wygrywali 54:44, ale rywale zaczęli powoli odrabiać straty i w 30. minucie po "trójce" Fredericka Housa wyszli na prowadzenie 61:60. Na początku ostatniej kwarty zza linii 6,75 metra ponownie trafili Ramel Curry oraz Drago Pasalic, dzięki czemu przewaga Azowmaszu wzrosła do stanu 67:62.
Losy spotkania rozstrzygnęły się w 39. minucie, kiedy po rzucie chorwackiego centra goście wygrywali już 83:73. W ostatniej kwarcie Pasalic zdobył aż 14 punktów.
"Azowmasz ma w swoim składzie znakomitych obcokrajowców. Goście świetnie spisywali się w drugiej połowie, a fenomenalny mecz rozegrał Ramel Curry, który ograł nas właściwie w pojedynkę. Przykro było patrzeć, jak Amerykanin ośmieszał naszych rozgrywających. Poza tym na żenującym poziomie zagrali Varda, Widenow i Wilks" - powiedział po meczu trener Asseco Prokomu Tomas Pacesas.
Skomentuj artykuł