Polacy otworzyli skrzynię z niemieckiego statku, w którym może być Bursztynowa Komnata
Z wraku zatopionego w 1945 r., niemieckiego parowca "Karlsruhe" wydobyto skrzynię, którą pokazano w Centrum Konserwacji Wraków Statków w Tczewie. Są szanse, że w statku może znajdować się Bursztynowa Komnata.
Zatopiony przez sowieckie lotnictwo "Karlsruhe" został odkryty jesienią ub. roku przez grupę nurkową z Trójmiasta "Baltictech" zajmującą się badaniem bałtyckich wraków. Spoczywa na dnie morza na głębokości 88 metrów, kilkadziesiąt kilometrów na północ od Ustki (Pomorskie).
W ładowni "Karlsruhe" rozpoznano m.in. zniszczone wybuchem części dwóch motocykli oraz samochodu i wózka wojskowego. Przy wejściu do pomieszczenia znajdowała się rozbita skrzynia z porcelanową zastawą, sygnowaną stemplem KPM (Królewska Manufaktura Porcelany w Berlinie). Ponieważ większość pakunków leżących na powierzchni dna uległa zniszczeniu, podjęto decyzję o wydobyciu jednej z ostatnich zachowanych, łatwo dostępnych skrzyń.
- Wiemy na razie tyle, że jest to skrzynia o charakterze warsztatowym. Raczej nie mamy tu do czynienia z elementami uzbrojenia wojskowego. Widać m.in. jakieś kable, kołowrotki, elementy metalowe, jest prawdopodobnie towotnica. Wydobyliśmy zaledwie kilka przedmiotów, które dalej będą badane - powiedział dziennikarzom zastępca dyrektora NMM ds. merytorycznych Marcin Westphal.
Przy okazji odnalezienia wraku "Karlsruhe" pojawiła się hipoteza, że znajduje się w nim Bursztynowa Komnata.
- Ja szansę na to, że w środku znajduje się Bursztynowa Komnata oceniałem na 1 procent, ale nie ma też na świecie innego miejsca, gdzie jest wyższe prawdopodobieństwo. Nasza ostatnia ekspedycja nie wykluczyła tej hipotezy, ponieważ miała na celu inwentaryzację tego, co widzimy. Nie mieliśmy prawa ani kopać, ani dotykać, niczego otwierać, ani czegokolwiek naruszać. Trzeba pamiętać, że jest cała masa ładunku pod dwumetrową warstwą mułu i tam jest tajemnica, której jeszcze nie udało nam się odkryć - powiedział mediom kierownik wyprawy Tomasz Stachura z "Baltictech".
Źródło: PAP / tk
Skomentuj artykuł