Rajd Dakar - Hołowczyc 6., liderem Sainz
Krzysztof Hołowczyc (Nissan Navara) zajął dziewiąte miejsce na trasie 5. etapu Rajdu Dakar - z Copiapo do Antofagasty o długości 670 km, w tym 483 km odcinka specjalnego - i w klasyfikacji generalnej jest szósty. Liderem został Hiszpan Carlos Sainz (Volkswagen Race Touareg), po awarii BMW prowadzącego po czterech odcinkach Francuza Stephane Peterhansela.
Hołowczyc dotarł na metę ze stratą około 25 minut do zwycięzcy Amerykanina Marka Millera, jadącego Volkswagenem. Polak w klasyfikacji generalnej traci do Sainza 1:16. Drugi jest reprezentant Kataru Nasser al-Attiyah (Volkswagen Race Touareg) - strata 4,37, trzeci Mark Miller - 9.39.
"To był jeden z najdłuższych etapów. Jestem bardzo zadowolony z dzisiejszego dnia, nie mieliśmy żadnych przygód, jechaliśmy cały czas równym tempem, bez niepotrzebnego ryzyka. Było dużo stromych, kamienistych podjazdów, na których sporo traciliśmy do mocniejszych aut fabrycznych. Chyba w końcu złapałem to właściwe +dakarowe+ tempo jazdy. Samochód nie sprawia prawie żadnych kłopotów technicznych, a to problem wielu zawodników. Dzisiaj szansę na swoje dziesiąte zwycięstwo pogrzebał Peterhasel, którego kłopoty z silnikiem BMW kosztowały ponad 2 godziny straty" - powiedział na mecie Hołowczyc.
W rywalizacji motocyklistów Jakub Przygoński zajął 9. miejsce i w klasyfikacji generalnej jest 17. Wygrał Chilijczyk Francisco Lopez, przed liderem rajdu Francuzem Cyrilem Despresem i jego rodakiem Davidem Fretigne.
Kapitan Orlen Teamu Jacek Czachor zameldował się na mecie na 24. pozycji i jest 19. w "generalce", Marek Dąbrowski dojechał do Antofagasty jako 45. zawodnik (45. miejsce w klasyfikacji generalnej).
Przygoński po pechowym trzecim etapie, kiedy stracił prawie godzinę przez problemy techniczne z motocyklem, teraz odrabia straty. Na początku 5. etapu miał kłopoty z goglami i na 138 kilometrze trasy był 15. Później zaczął straty odrabiać, na 35 km przed metą jechał jako siódmy. Ostatecznie zajął dziewiąte miejsce, zaledwie o sekundę przegrywając z ósmym Francuzem Alainem Duclosem.
Francuz David Casteu, drugi po czterech etapach, miał kraksę na 395 kilometrze trasy, doznał kontuzji nogi i etapu nie ukończył.
"Początek etapu był bardzo ciężki, gęsta mgła uniemożliwiała szybką jazdę, gogle były całe mokre. Pobrudziły mi się rękawiczki, więc nawet nie mogłem przecierać ich podczas jazdy. Zdjąłem je, czego nigdy nie powinno się robić. Minąłem jednego zawodnika, on też miał zdjęte gogle. Wtedy pomyślałem sobie, że widocznie nie da się jechać inaczej, bo nic nie widać. Od setnego kilometra sytuacja się poprawiła, podczas tankowania wyczyściłem gogle i ustawiłem wszystko tak, jak być powinno. Później już żadnych problemów nie miałem, z wyniku jestem bardzo zadowolony" - powiedział na mecie Przygoński.
"Starałem się jechać maksymalnie szybko. Błędów nie robiłem, ale na więcej nie starczyło sił, motocykla i umiejętności. Odcinek był bardzo trudny i brzydki. Trasa w ogóle mi się nie podobała. Dużo fesz-feszu. Ani to kurz, ani piasek. Biała spalona ziemia, luźne kamienie. Dużo wymytych rzek. Trzeba było bardzo uważać, by nic sobie nie zrobić. Dużo jazdy fizycznej, na stojąco" - przyznał zmęczony kapitan Orlen Teamu Jacek Czachor.
Reprezentant Argentyny, lider klasyfikacji generalnej wśród kierowców quadów Marcos Patronelli wygrał etap z przewagą prawie pół godziny nad swoim rodakiem Jorge Miguelem Santamariną. Rafał Sonik miał czwarty czas, ze stratą 40.18 do zwycięzcy.
Skomentuj artykuł