Rozwód poważnych ekonomistów
Wiem, że to głupio się ciągle narzucać za swoimi racjami, ale problemem nie jest to, że to w Centrum im. Adama Smitha mieliśmy rację twierdząc od 2004 roku, że do strefy euro nie ma się co spieszyć, bo pewnie ona upadnie (Milton Friedman dawał jej 10 lat), i nawet nie to, że, a contrario, musieliśmy być "niepoważni", tylko to, że dziś "poważni ekonomiści", którzy uważają nas za "niepoważnych", a ulegają pod naporem faktów w sprawie euro, nadal bronią straconych pozycji tam, gdzie fakty nie napierają ich jeszcze dostatecznie mocno.
Jako całkiem niepoważny ekonomista - bo prawnik - pisałem w listopadzie 2006 roku, że dobrobyt nie zależy od koloru farby, którym zadrukowany jest papier będący oficjalnym środkiem płatniczym. A jak wziąłem w obronę Pana Prezydenta Lecha Kaczyńskiego za sceptycyzm w sprawie euro, to spotkał mnie ostracyzm i posądzenie o lizusostwo (byłem wówczas przecież przewodniczącym RN ZUS). Jeden z "poważnych ekonomistów" stwierdził wówczas, że "Lech Kaczyński jest laikiem w sprawie euro. Ma poglądy przeciętnego obywatela". Jako "przeciętny obywatel" wyraziłem uznanie, że Prezydent RP może mieć takie same poglądy jak przeciętny obywatel.
Ataków było zresztą więcej, o czym pisałem tu. A akurat w tej sprawie (w odróżnieniu od wielu innych spraw) Pan Prezydent miał rację. Niestety, racja ma u nas charakter podmiotowy. Zależy nie od głoszonej tezy, tylko od tego, kto ją głosi. I kiedy.
Skoro dziś już nawet "poważni ekonomiści" nazywają euro pułapką, to zaczynają o tym pisać i "poważne" gazety. Nouriel Roubini, którego nikt nie słuchał przed wrześniem 2008 roku, napisał o rozwodzie z euro. A Roubini został poważnym ekonomistom jak ogłosił, że być może Karol Marks miał rację, iż kapitalizm zniszczy sam siebie. Jego znaczenie i "cytowalność" jeszcze wzrosło. Niektórzy bowiem wyciągnęli wniosek, że ratunkiem dla kapitalizmu jest… socjalizm.
Choć w tej sprawie z Doktorem Zagładą polemizowałem, to w sprawie euro się z nim zgadzam. Jak powiada jeden z moich znajomych rozwody pogarszają cash flow, źle wpływają na rachunek wyników, a u niektórych prowadzą nawet do dekapitalizacji majątku trwałego, ale bywają czasami konieczne dla ratowania "kapitału ludzkiego". Problemem rozwodników są jednak często adwokaci, którzy troszczą się głównie o swoje honoraria - co oczywiście doskonale rozumiem i dlatego spraw rozwodowych nie prowadzę.
Najgorzej jest, jak sprawę prowadzi adwokat, który/a sam/a jest "po przejściach". A właśnie po takich "przejściach" są dzisiejsi adwokaci rozwodu z euro, którzy zostali "zdradzeni" przez "wspólną" walutę. Jak jest "wspólna", to nie można z nią robić co się chce, kiedy się chce. Co prawda niektórzy uważają, że lepiej jest mieć 10% w dobrym biznesie niż 100% w kiepskim, ale tylko pod jednym warunkiem, że biznes jest naprawdę dobry.
Wspólna waluta była dla niektórych bardzo dobra, ale - jak to często bywa - do czasu. Więc dobrze, że "poważni ekonomiści", po tym jak stracili głowy podnieceni jej powabami, już się opamiętali.
Skomentuj artykuł