Rzeczniczka Praw Dziecka: Traktuję Kościół katolicki jak partnera do rozmowy
Traktuję Kościół katolicki jak partnera do rozmowy. Partnera, który ma dużą wiedzę na temat przeciwdziałania wykorzystywaniu seksualnemu i obszarów, które wymagają radykalnej zmiany - powiedziała Monika Horna-Cieślak. Rzeczniczka Praw Dziecka w rozmowie z KAI oceniła działania Kościoła dotyczące przeciwdziałania pedofilii. Wyraziła też swoją opinię o edukacji seksualnej oraz poinformowała, że biuro RPD jest na etapie analizy kwestii związanych z tabletką "dzień po".
Anna Rasińska (KAI): Jak ocenia Pani działalność Kościoła w kwestii przeciwdziałania pedofilii?
Monika Horna-Cieślak, Rzeczniczka Praw Dziecka: W swojej pracy zawodowej przez wiele lat prowadziłam sprawy wykorzystywania seksualnego dzieci, dotyczyły one różnych środowisk: artystycznego, oświaty, rodziny oraz Kościoła. Rzeczą, która była dla mnie najbardziej poruszająca w kwestii wykorzystania seksualnego dzieci w Kościele, był fakt, że wykorzystanie seksualne wchodziło w bardzo ważną sferę - ludzkiej duchowości. Było to nie tylko przekroczenie granic intymnych, ale też granicy dotyczącej myślenia o sobie, o świecie, o duchowości i Bogu... Niestety, współpraca na tym polu nie była dobra, zarówno z prokuraturą, policją, jak i Kościołem. Osoby pokrzywdzone mówiły, że nie czują się zrozumiane, że pewne drzwi są dla nich po prostu zamknięte. To było i jest niedopuszczalne.
Bez wątpienia w ostatnim czasie Kościół wykonał dużą pracę w kwestii podnoszenia świadomości, zrozumienia, że wykorzystywanie seksualne ma także miejsce w Kościele katolickim. Ta zmiana polegała na tym, że pojawili się delegaci, którzy mają otwartość na rozmowę, a także czas i umiejętności prowadzenia takich rozmów.
Na pewno ta odpowiedź Kościoła na wykorzystywanie seksualne, nie jest jeszcze wystarczająco satysfakcjonująca, ale bez wątpienia ma ona miejsce. Wiem to z własnych doświadczeń zawodowych. Cieszę się, że powstała Fundacja św. Józefa, gdzie osoby doświadczające wykorzystywania seksualnego mogą uzyskać wsparcie, także psychologiczne. Dużo rzeczy już się wydarzyło, jednak myślę że jeszcze wiele pracy przed nami. Mam na myśli nas wszystkich, jako społeczeństwo, także Kościół. Jest to przede wszystkim praca nad podnoszeniem świadomości, by zawsze uznawać, że dziecko jest osobą pokrzywdzoną, a dla wykorzystywania seksualnego nie ma żadnego wytłumaczenia.
Czy widzi tu Pani jakieś pole do współpracy między biurem Rzeczniczki Praw Dziecka, a Kościołem?
- Tak, oczywiście. Jako Rzeczniczka Praw Dziecka współpracuję z różnymi środowiskami. Bo ochrona dzieci musi być w każdym środowisku. Przede wszystkim Kościół katolicki jest w Zespole ds. Ochrony Dzieci przy Ministerstwie Sprawiedliwości, który ma na celu wdrożenie strategii walki z przestępczością seksualną wobec dzieci, jesteśmy na tym polu partnerami. W piątek jest pierwsze spotkanie zespołu. Traktuję Kościół katolicki jak partnera do rozmowy. Partnera, który ma również dużą wiedzę na temat przeciwdziałania wykorzystywaniu seksualnemu oraz tego jakie wprowadzać rozwiązania. Traktuję Kościół także jako partnera, który pełni dużą rolę w podnoszeniu świadomości społecznej.
Niepokoił mnie taki moment w debacie publicznej, dotyczącej wykorzystywania seksualnego, kiedy bardzo mocny nacisk kładziono na Kościół. Było to oczywiście potrzebne, ale widziałam, że robi to także dużą krzywdę osobom, które zgłaszały się do mojej kancelarii. Pamiętam, że kiedyś przyszedł do mnie jeden z rodziców, którego dziecko zostało wykorzystane seksualnie przez własnego brata. Usłyszałam wtedy zdanie: "Pani Moniko, ja myślałem, że wykorzystywanie seksualne to tylko w Kościele katolickim i na imprezie". To było dla mnie naprawdę trudne, musimy rzetelnie informować o takich zjawiskach. Oczywiście ważne jest, że mówimy w tym kontekście o Kościele, ale pamiętajmy o tym, że jest to problem społeczny.
Zwłaszcza, że statystyki pokazują, że duchowni nie są grupą społeczną, w której najczęściej dochodzi do tej patologii.
- Zawsze mówiłam, że mam swoje własne, prywatne statystyki, tą prywatną statystyką był mój telefon, kiedy wykonywałam zawód adwokatki. Na pewno te procenty, które mówią, że 7% wszystkich dzieci doświadczyło wykorzystania seksualnego od różnych osób ze swojego otoczenia, z tzw. bliskością , a ponad 20% bez fizyczności, są zaniżone. Szczerze mówiąc, mam wrażenie, że mamy w tej kwestii do czynienia z pewną górą lodową. W moim odczuciu jest takich spraw o wiele więcej. Myślę, że do końca nie znamy diagnozy tego problemu. Na pewno problem polega na tym, że sprawy te były przemilczane. Osoby pokrzywdzone musiały wręcz domagać się tego, by być usłyszane. To jest wielki błąd, który miał miejsce i który nigdy nie może się zdarzyć. Nigdy.
Natomiast takie błędy dotyczyły tak naprawdę różnych środowisk, bo i artystycznych, szkolnych, rodzinnych... Ludziom naprawdę ciężko jest przyjąć, że w ich środowisku wydarzyło się coś złego. Bez wątpienia jest to lekcja, którą jako społeczeństwo musimy odrobić i musi ona dotyczyć każdego środowisko, także Kościół katolicki.
Czy ma Pani jeszcze jakieś pomysły na to co jeszcze można zrobić w tej kwestii, w ramach Kościoła?
Myślę, że warto zwrócić uwagę na kazania jakie słyszymy w Kościele. Niestety zdarzają się takie homilie, w których problem ten jest minimalizowany, nie jest mu nadawana odpowiednia waga. W mojej opinii niektóre kazania dotyczące wychowania dzieci też wymagają zmiany. Więcej wagi powinno się nadać miłości rodzicielskiej, czułości i bliskości.
Warto też zwrócić uwagę na moment spowiedzi. Pamiętam, że miałam taką sprawę, podczas której dziewczynka przyznała, że powiedziała księdzu w konfesjonale, że jest osobą, która była wykorzystywana seksualnie. Nie została w tym zakresie odpowiednio zaopiekowana przez duchownego. I to jest dramat. Widać, że w tym temacie należy podnosić wiedzę spowiedników, by mieli wiedzę na temat wykorzystywania seksualnego i umiejętność rozmowy z osobami, które tego doświadczyły.
Minister Izabela Leszczyna zapowiada zmiany w edukacji seksualnej. Z doniesień medialnych wynika, że planowane jest wprowadzenie edukacji seksualnej typu B, która zakłada przekazywanie uczniom wiedzy o dostępności do środków antykoncepcyjnych czy aborcyjnych, bez uwzględnienia jakichkolwiek zasad moralnych. Podobny model funkcjonował w Stanach Zjednoczonych, tamtejsze władze dosyć szybko zorientowały się, że w tym czasie wskaźnik ciąż wśród nastolatek i aborcji był bardzo wysoki, młodzież szybko rozpoczynała współżycie seksualne i pojawiało się coraz więcej zachorowań na HIV i AIDS. Obowiązkowe wprowadzenie tego modelu godzi również w wolności rodziców do wychowania dzieci według własnych wartości...
Z moich doświadczeń zawodowych wynika, że na pewno potrzebna nam lepsza edukacja seksualna dzieci. Dzieci muszą wiedzieć czym jest zły dotyk, muszą wiedzieć, że w niektórych sytuacjach mogą, a nawet muszą, powiedzieć: "nie", że są na naszym ciele miejsca nietykalne. Taka wiedza jest prewencją wykorzystywania seksualnego i sprzeciwiam się wszystkim, którzy mówią, że jest to seksualizacja dzieci.
Jestem natomiast zwolenniczką wprowadzenia edukacji w porozumieniu z rodzicami. Uważam, że rodzice powinni być pierwszymi osobami, do których dzieci mogą się zgłosić ze swoimi problemami. Oczywiście poza przypadkami, gdy do wykorzystywania seksualnego dochodzi w rodzinie.
Na pewno będę uczestnikiem dyskusji na temat zmian w edukacji seksualnej, będę w tym zakresie zabierała głos z uważnością na potrzeby samych dzieci, oraz na potrzeby rodziców, aby odbyło się to w dialogu. Współpraca i dialog powinny być postawą w kreowaniu tematów, które mają na celu dawanie poczucia bezpieczeństwa dzieciom, ale też poczucie bezpieczeństwa rodzicom.
Chciałam zapytać jeszcze o pigułkę "dzień po". Wielu lekarzy potwierdza, że zawarta w niej substancja czynna jest szkodliwa dla zdrowia, zwłaszcza dzieci, może całkowicie rozregulować układ hormonalny, doprowadzić do problemów z wątrobą i wielu innych. Tymczasem w Polsce procedowane jest prawo, według którego dzieci powyżej 15. roku życia będą miały do niej dostęp bez recepty, bez jakiejkolwiek konsultacji z lekarzem, znajomości przeciwwskazań i wiedzy rodziców. Czy nie martwi Pani dobro dzieci w tym zakresie?
Nie zabieram głosu na ten temat, ponieważ jesteśmy na etapie analizy tego zagadnienia, weryfikowania pozytywnych i negatywnych aspektów takiego rozwiązania. Obecnie w biurze Rzeczniczki Praw Dziecka jesteśmy na etapie analizowania tego problemu. Dotyczy on kwestii decydowania o sobie osoby małoletniej i również na ten temat powinna się odbyć dyskusja.
Źródło: KAI / pk
Skomentuj artykuł