Spoglądając w lustro

Spoglądając w lustro
Rola państwa w edukacji jest ogromna, nie powinno to jednak rodzić dylematów wśród osób tą rolę kwestionujących (fot. PAFERE.org)
PAFERE.org/ Donald Boudreaux

Ostatnimi czasy dość często słyszę pytanie: „Jak uzasadnisz pracę na państwowym uniwersytecie, skoro jesteś libertarianinem? To hipokryzja!” Na powyższe pytanie nie jest tak łatwo odpowiedzieć jakbym chciał, zwłaszcza że w gruncie rzeczy sformułowane w nim oskarżenie jest zrozumiałe (ale, mam nadzieję, że poddane analizie okaże się nieprawdziwe).

Mój pracodawca, George Mason University, rzeczywiście jest instytucją stworzoną przez rząd i przez ten rząd posiadaną. Ja natomiast większość czasu spędzam na negowaniu interwencji rządu w życie obywateli, tudzież zwalczaniu finansowania owej interwencji z kieszeni podatników. Czy mam coś na swoje usprawiedliwienie?

DEON.PL POLECA



Najprostsza odpowiedź, która mi się nasuwa brzmi, że świat nie jest idealny. W tym nieidealnym świecie, radzenie sobie z rzeczywistością skazuje nas na kompromisy. Przykładowo: czy chcielibyście abym zrezygnował również z prowadzenia samochodu? Przecież prawie wszystkie drogi i autostrady są własnością państwa i są przez nie obsługiwane.

W gruncie rzeczy jest niemal niemożliwym, aby żyć w społeczeństwie bez konsumowania pewnych dóbr i usług wytwarzanych przez państwo oraz bez płacenia za ich wytworzenie (czy raczej bez płacenia rządowi prowizji za ich wytworzenie) – każdy libertarianin jest zmuszony do pójścia na kompromis z otaczającą go rzeczywistością. Każdy libertarianin musi również postarać się dostrzec granicę, która leży między akceptowalnymi kompromisami z rządem a tymi nie do przyjęcia.

Ponieważ wiele uniwersytetów jest w posiadaniu państwa, a także dlatego, że większość prywatnych uczelni (z nielicznymi wyjątkami) otrzymuje od państwa pokaźne dotacje, praca dla uczelni państwowej jest dla mnie akceptowalnym kompromisem. Wspomniany kompromis jest tym bardziej akceptowalny, kiedy zwróci się uwagę na fakt, że wydział ekonomii na George Mason University jest najlepszym miejscem dla osób o wolnorynkowych poglądach ekonomicznych, które wyznaję i które staram się wcielać w życie. Najlepszy sposób, w jaki mogę służyć nauce i idei wolności, to pracować właśnie tam.

Wierzę, że przytoczone powyżej argumenty nie są złe. Ale przyznaję, że mogą nie być w pełni zadowalające. Czy wierzę w nie tylko dlatego, że dzięki tej wierze mogę racjonalnie uzasadnić swoja pracę na GMU?

DEON.PL POLECA


Dylemat moralny wywoływany przez rząd

Myślę, że odpowiedź na ostatnie pytanie brzmi „nie”, ale pewności mieć nie mogę. Wyznawane zasady są w końcu ideami, które obowiązują nawet wtedy, kiedy postępowanie z nimi w zgodzie jest osobiście kosztowne lub trudne. Dla mnie rezygnacja z posady na GMU byłaby bardzo trudna (ponieważ włożyłem wiele wysiłku, aby zostać pracownikiem wydziału, który tak głęboko rozumie rynek i docenia wolność). A wiec może wcale nie jestem taki ideowy, jak sam się sobie wydawałem?

Z drugiej strony, rezygnacja z posady nie dotknęłaby mnie pod kątem finansowym. Kilka prywatnych uczelni oferowało mi pracę z o wiele wyższymi zarobkami niż te, które dostaję na GMU. Powodem, dla którego odrzuciłem wszystkie propozycje, był fakt, że czuję się głęboko związany z moim wydziałem i jego obrazoburczą, prorynkową rolą, jaką pełni w naukach ekonomicznych i w dyskursie publicznym. Tak więc, czy pozostając na GMU, mimo innych lukratywnych finansowo propozycji zatrudnienia, okazuję swoje oddanie nauczaniu klasycznej ekonomii i badaniom ekonomicznym? Czy okazuję swoje oddanie gałęzi liberalizmu, która jest rozpowszechniana na wydziale ekonomii GMU? A może okazuję hipokryzję poprzez pozostawanie na stanowisku państwowym?

Powyższe pytania nie noszą znamion retorycznych. Osobiście nie potrafię udzielić na nie odpowiedzi bez uciekania się w sferę uczuciową. Jestem przekonany, że gdybym zrezygnował z pracy na GMU (który jest największym uniwersytetem w stanie Virginia), miałbym wpływ, poprzez swoje nauczanie i publikację, na o wiele mniejszą grupę młodzieży.

A skoro moja rola polega na uczeniu studentów ekonomicznego sposobu myślenia, to czy nie zaszkodziłbym sprawie, w którą tak głęboko wierzę, poprzez odejście z pracy? Albo czy przysłużyłbym się jej poprzez rezygnację z pracy, demonstrując w ten sposób swoje oddanie idei rozdziału szkoły i państwa?

I czy ma znaczenie fakt, że mój 12- letni syn uczęszcza do prywatnej szkoły? A moja żona i ja płacimy corocznie wysokie czesne nie dlatego, że szkoły państwowe w hrabstwie Fairfax stoją na niskim poziomie (bo nie stoją), ale dlatego, że jesteśmy przeciwni państwowemu szkolnictwu.

Zatarta linia

Najważniejszą lekcją powinno być dla nas to, że państwo robi o wiele więcej od chronienia nas przed przemocą, w gruncie rzeczy robi tak dużo, że zaciera linię rozdzielającą je od społeczeństwa. Nie mam wątpliwości, że gdyby państwo przestało się mieszać w sprawy edukacji, znakomite szkolnictwo prywatne rozkwitłoby na wszystkich poziomach, od podstawówki aż do studiów doktoranckich. I nie wątpię również w to, że jakość edukacji uległaby wtedy wielkiej poprawie.

Ale państwo miesza się w sprawy edukacji i to bardzo. Ta ingerencja w sztuczny sposób utrudnia szkołom prywatnym rozwój. Ale czy z tego powodu nauczyciele i naukowcy będący przeciwnikami ingerencji państwa powinni wykładać tylko w niewielkiej liczbie szkół, nie otrzymujących państwowych subsydiów? I czy libertariańscy wykładowcy i naukowcy, którzy nie mogą znaleźć zatrudnienia w takich placówkach, powinni zmienić zawód? Nawet jeśli lepiej przysłużyliby się sprawie wolności poprzez nauczanie i prowadzenie badań, niż przez porzucenie karier naukowych?

Chciałbym umieć udzielić jednoznacznych odpowiedzi na te pytania, ale nie potrafię.

Bez łatwych odpowiedzi

Kolejna sprawa dotyczy rozróżnienia pomiędzy ustalaniem reguł postępowania a ustalaniem postępowania według zastanego zestawu reguł. Byłoby bardziej ewidentnym przykładem nieetycznego postępowania z mojej strony, gdybym opowiadał się za dalszą ingerencją państwa w wyższą edukację, niż akceptowanie przeze mnie realnego istnienia tej ingerencji, która w najbliższej przyszłości raczej nie zniknie. Mogę uczciwie powiedzieć:

„Zorganizowałbym system edukacji w inny sposób, ale ponieważ nie mam takiej władzy, jest w porządku abym pracował w szkole państwowej, nawet jeśli wolałbym, aby takie szkoły nie istniały. To nie ja ustalam reguły gry”.

Przytoczony argument posiada wartość merytoryczną, ale posiada również swoje słabe strony: zasady rządzące życiem społecznym bywają często zmienianie przez osoby, które z założenia nie akceptują tego, co wydaje się nieuniknione. Granie zgodnie z regułami nie powinno być usprawiedliwieniem dla łamania własnych norm etycznych.

Konkludując: nie uważam, żebym sprzeniewierzał się swoim libertariańskim poglądom pracując na wydziale ekonomii GMU, który jest instytucją państwową (przy okazji otrzymującą jednak pokaźne wsparcie z sektora prywatnego). Ale nie uważam również, że bezzasadnym jest sceptyczne podejście do tej kwestii i kwestionowanie mojego punktu widzenia.

Donald J. Boudreaux
Przełożył Krzysztof Sarna

Artykuł pochodzi z październikowego wydania magazynu

Przetłumaczony dla portalu www.pafere.org.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Spoglądając w lustro
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.