Sukienki, szpilki i Madagaskar polskich panczenistek
Te same szpilki, ale różne sukienki sprawiły sobie panczenistki Katarzyny - Bachleda-Curuś i Woźniak, Luiza Złotkowska oraz rezerwowa Natalia Czerwonka po zdobyciu brązowego medalu olimpijskiego w wyścigu drużynowym w Richmond.
"Przez cały okres w Kanadzie nie miałyśmy nawet czasu, by wyjść na miasto. Ciągle tylko treningi lub starty i nie było wolnej chwili, dlatego po sięgnięciu po medal sprawiłyśmy sobie sukienki" - powiedziała najbardziej doświadczona z nich Bachleda-Curuś, znana pod panieńskim nazwiskiem Wójcicka.
Na pytanie, czy dociera do nich co osiągnęły, wybuchnęły śmiechem. "Powoli, bardzo powoli. Lekka nutka niedowierzania pozostaje nadal" - przyznała Złotkowska. Nikt nie wierzył w tak olbrzymi sukces panczenistek. Dowodem na to może być obietnica złożona przez trenerów podczas przedolimpijskiego zgrupowania w Berlinie. "A pamiętacie co nam obiecaliście za medal? - pytała się Woźniak i przypomniała - obóz na Madagaskarze". "Masz to nagrane?" - śmiał się trener Paweł Abratkiewicz. "Mi wystarczy zwykły rower miejski" - przyznała Złotkowska, a Bachleda-Curuś nie może się doczekać powrotu do domu.
Godzinę przed ich rywalizacją po złoto w oddalonym o prawie 120 km Whistler sięgnęła w biegu na 30 km Justyna Kowalczyk. To właśnie na niej skupiła się główna uwaga dziennikarzy oraz kibiców, ale panczenistki nie mają o to pretensji. "Szum medialny nigdy nie pomaga. One i tak przeżyły tutaj szok i stres, związany z samym wyjazdem na igrzyska. Może to było też przyczyną ich nie najlepszych występów indywidualnych. Ciężko jest, gdy ktoś jest mało znany, a tu raptem spada na niego tak wielka popularność. Dlatego może lepiej, że tu nikogo nie było" - oceniła trenerka Ewa Białkowska.
Zawodniczki nie oczekują także przyjęcia z pompą w Polsce. "Może gdybyśmy wracały z Justyną Kowalczyk jednym samolotem, ale tak to pewnie będzie spokojnie" - powiedziała Bachleda-Curuś. "Chyba bardziej od rodziny i znajomych spodziewamy się jakiegoś przyjęcia. - dodała Złotkowska - Już w Zielonce jest jakiś szał i karnawał na osiedlach" - śmiała się.
Co pomogło im w sukcesie? "Może to, że przeprałyśmy i założyłyśmy tę samą bieliznę, co w ćwierćfinale?" - zastanawiała się Woźniak.
"Zasada jest prosta - wyznał Abratkiewicz - ja się nie golę, dziewczyny nie piorą kostiumów startowych, a Ewa Białkowska zakłada te same skarpetki". Polki zapewniły jednocześnie, że nie boją się, iż teraz oczy będą w ich stronę zwrócone. "Jesteśmy na to przygotowane" - podkreśliła Bachleda-Curuś. "To może tylko zmobilizować i powinno dodać skrzydeł. Pokazały przecież, że można. Każdy jest taki sam, tak samo trenuje i nie ma znaczenia, czy jest narodowości holenderskiej czy niemieckiej. Dziewczyny powinny jeszcze bardziej uwierzyć w siebie" - uważa Abratkiewicz.
Polskie panczenistki zdobyły w sobotę na olimpijskim torze w Richmond brązowy medal.
Skomentuj artykuł