Szef KNF: koszty kredytów trzeba podzielić
Za sytuację powstałą w związku z kredytami we frankach odpowiadają zarówno banki, jak i kredytobiorcy, więc obie strony powinny wziąć na siebie koszty rozwiązania tego problemu - powiedział we wtorek szef KNF Andrzej Jakubiak.
Podczas wtorkowego, poświęconego sytuacji frankowiczów posiedzenia Komisji Finansów Publicznych Jakubiak wyjaśniał, że wystąpił ze swoją propozycją jednorazowego przewalutowania kredytów we frankach, bo sytuacja gwałtownego wzrostu kosztów obsługi tych kredytów "rodzi ryzyko systemowe".
Przewalutowanie - jak mówił - powinno być jednorazowe i dobrowolne; obie strony, zarówno kredytobiorcy, jak i banki, powinny się ze sobą dogadać. "Strony muszą dojrzeć do tego, że taką transakcję chcą zawrzeć" - powiedział. Dodał, że ma nadzieję, że banki to zrozumieją.
Operacja ta powinna być - zdaniem Jakubiaka - neutralna dla budżetu i neutralna podatkowo dla kredytobiorców.
Jakubiak przedstawił szczegóły propozycji, która została opracowana w KNF i "opiera się na standardach międzynarodowych".
"Bierzemy wartość zadłużenia we frankach szwajcarskich i tę wartość przeliczamy po aktualnym średnim kursie NBP" - mówił. Następnie - dodał - kredyt dzieli się na dwie części: kredyt zabezpieczony hipotecznie i kredyt niezabezpieczony hipotecznie.
"Kredyt zabezpieczony hipotecznie oprocentowany jest na takich samych warunkach, jakich udzielał bank w dniu, kiedy pierwotny kredyt frankowy został udzielony" - mówił.
"Druga część to różnica między aktualnym zobowiązaniem a stanem zadłużenia z tytułu właściwego kredytu hipotecznego" - mówił. Różnica ta zostaje kredytem niezabezpieczonym hipotecznie. "Oprocentowanie kredytu niezabezpieczonego hipotecznie wynosić będzie 1 procent i będzie stałe" - wyjaśniał Jakubiak.
Ostateczny termin spłaty kredytu niezabezpieczonego hipotecznie "jest zgodny z ostatecznym terminem kredytu zabezpieczonego hipotecznie". Kredyt ten ma być jednak w połowie spłacony przez kredytobiorcę, a w połowie umorzony. "Bank dokonuje umorzenia zgodnie z harmonogramem spłaty". "Umorzenie następuje 50 do 50, a za każdy tysiąc spłacany przez klienta bank umarza drugi tysiąc" - wyjaśniał szef KNF.
"To jest propozycja, która eliminuje ryzyko systemowe" - powiedział Jakubiak. "Nie daje zadowolenia wszystkim, ale przynajmniej rozkłada koszty w czasie" - mówił.
Dodał, że zgodnie z tą propozycją kredytobiorca we frankach nie będzie uprzywilejowany wobec tego, który wziął kredyt w złotówkach. Dodał, że swoją propozycję przedstawił premier Ewie Kopacz i "spotkało się ze zrozumieniem".
Według Jakubiaka koszt tej propozycji dla banków rozkłada się na 20 albo 25 lat i "to jest 7 procent wyniku finansowego, jaki banki osiągają". "To jest propozycja, która ma charakter całościowy i może być podstawy do rozmowy z sektorem bankowym" - mówił przewodniczący KNF.
Jakubiak przyznał, że "sytuacja frankowiczów nie jest dramatycznie zła", bo jest niskie oprocentowanie, a banki obniżyły spready.
Tym niemniej - wyjaśniał - jeśli ktoś np. w czerwcu 2008 r. wziął kredyt w wysokości 300 tys. zł, to dziś "zadłużenie kredytobiorcy w złotych spadło do poziomu 267 tys. zł, a zadłużenie kredytobiorcy we frankach wzrosło do kwoty 450 tys. zł". "Jak weźmiemy jeszcze deprecjację [złotego] z 15 stycznia 2015 r., to ta kwota jest jeszcze wyższa i wynosi ok. 500 tys. złotych" - mówił. "To jest ta geneza problemu, o którym dzisiaj mówią frankowicze, do którego trzeba się odnieść" - dodał. "Po 5-6 latach spłaty regularnej mamy wyższe zadłużenie, niż kredyt, który zaciągnęliśmy" - podkreślał.
Wyjaśniał, że przedstawił swoją propozycję, bo jego medialna wypowiedź sprzed dwóch tygodni, gdy po raz pierwszy zgłosił ten pomysł, wywołała "duże zamieszanie". "Dlatego to powiedziałem? Rolą nadzorcy jest zapobieganie ryzyku systemowemu" - powiedział. "Ze zdumieniem czytałem, że postradałem rozum" - dodał.
Groźba systemowa, według Jakubiaka, polega m.in. na tym, że "banki w sposób sztuczny zwiększyły swoje aktywa", a także pojawia się coraz więcej pozwów zbiorowych, w których pozywający twierdzą, że banki wprowadziły ich w błąd.
Szef KNF wyjaśniał też, w jakich okolicznościach doszło do pojawienia się problemu z kredytami we frankach. Relacjonował, że w latach 2006-08 nastąpił bardzo duży wzrost liczby kredytów denominowanych we frankach szwajcarskich, a w 2008 r. 70 procent kredytów było denominowanych w tej walucie. Czasem zasady udzielania tych kredytów były "zbyt liberalne" - mówił.
Tłumaczył, że nadzór bankowy nie przypilnował wtedy, by tych kredytów nie było za dużo, bo lata 2006-08 to czas tworzenia się nowych struktur nadzoru finansowego, a sam nadzór bankowy przeszedł do KNF (powstałej w 2006 r.) dopiero od 1 stycznia 2008 r.
Wyjaśnił, że począwszy od 2013 r. KNF wprowadziła przepisy, zgodnie z którymi kredyty można brać tylko w walucie, w której się zarabia. Dziś ponad połowa kredytów jest w złotówkach, natomiast we frankach ok. 37 procent. Kredyty złotowe, jak tłumaczył, są "stabilne i dobrze spłacane".
Podczas posiedzenia komisji wypowiadał się też minister finansów Mateusz Szczurek. Przekonywał, że rząd jest najbardziej zainteresowany tym, by problem kredytów frankowych rozwiązały zainteresowane strony. Zapowiedział, że rząd opublikuje listę banków, które przedstawią najlepsze oferty dla kredytobiorców. Dopiero gdy te działania byłyby niewystarczające, rząd dopuszcza podjęcia "działań regulacyjnych".
Skomentuj artykuł