Wdzięczność ważniejsza niż złoto
Cieszą cztery medale polskich sportowców na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Soczi. Ale cieszy także coś innego: wdzięczność, jaką potrafią okazać Bogu i innym ludziom, sportowa pasja oraz determinacja, z jaką przygotowywali się do tych igrzysk.
Justyna Kowalczyk, Zbigniew Bródka, Kamil Stoch - nasi "złotopolscy", jak piszą o nich kibice i widzowie igrzysk. Sam nie należę do wielkich fanów sportowych emocji, ale nie sposób nie cieszyć się zwycięstwami rodaków i Mazurkiem Dąbrowskiego rozbrzmiewającym w Soczi. Tym bardziej, że Kowalczyk, Bródka i Stoch pokazują nam rzeczy naprawdę ważne - tak po ludzku, w naszych codziennych, życiowych zmaganiach.
Przyjrzyjmy się lekcji, jaką dali nam nasi sportowcy. Justyna Kowalczyk - mimo poważnej kontuzji stopy wygrała bieg na 10 kilometrów w stylu klasycznym. Determinacja, pokonanie samego siebie, zwycięstwo nad własną ułomnością. Czy nie jest to piękny przykład postawy, którą warto naśladować w życiu, także w życiu chrześcijańskim? Zwyciężać siebie pomimo przeciwności losu, słabości i trudu, jakiego wymaga zmierzenie się z poważnym problemem. Tak w codziennych sprawach, jak i w najgłębszym życiowym wymiarze, który dotyczy spraw duchowych. Wielka rzecz.
Zbigniew Bródka został mistrzem olimpijskim w łyżwiarstwie szybkim w wyścigu na 1500 metrów. Na co dzień strażak (pracuje w powiatowej komendzie Państwowej Straży Pożarnej w Łowiczu, od marca do września "jeździ do pożarów"), członek związku zawodowego "Solidarność". Znajomi opisują go jako sumiennego, ułożonego, spokojnego człowieka. Do igrzysk przygotowywał się w znacznej mierze własnym sumptem, samodzielnie szukał sponsorów, choć jak podkreśla: wiele zawdzięcza temu, że ma po prostu "zwykłą pracę" i zwykłą pensję na etacie. Poza tym w Polsce nie ma odpowiednich warunków do treningu, brak zadaszonego toru, co powoduje choćby konieczność wielomiesięcznych wyjazdów szkoleniowych za granicę.
Sam Bródka zaznacza, że złoto olimpijskie w znacznej mierze zawdzięcza rodzinie (ma żonę i dwójkę dzieci), kolegom i szefom ze Straży Pożarnej w Łowiczu. Co tu wiele mówić: wytężona, sumienna praca, umiejętność połączenia obowiązków zawodowych i sportowej pasji. Jego trener Wiesław Kmiecik wspomina mediom, że z zawodów Pucharu Świata w Holandii Bródka spieszył się na samolot, żeby "nie spóźnić się na służbę". Ważna jest również przyjaźń i życzliwość otaczających ludzi. To wszystko także wielkie sprawy, dzięki którym sportowcy tacy jak Bródka pokazują naprawdę olimpijskie i ludzkie oblicze sportu, a nie tylko jego marketingowy, showbiznesowy wymiar.
Kamil Stoch: jak dotąd dwa złote medale w Soczi. Nigdy nie zapomina podziękować Panu Bogu i nie widzi problemów w podkreślaniu, że jest katolikiem. Jego postawa jest ważna, także dlatego że jest znakiem wdzięczności. "Dziękuję Bogu za to, co mi okazał" - stwierdził, gdy zwyciężył w Soczi po raz drugi. I sądzę, że to bardzo istotne i powinno do wierzących (i niewierzących) przemawiać nie mniej niż sportowe emocje. Wdzięczność wobec Boga, wobec ludzi: w naszych własnych zwycięstwach i trudach. Przecież zwyciężamy siebie, jak sportowcy, w różnych dziedzinach. Jedni pokonują swoje przywary, inni nie poddają się przeciwnościom życiowm, wygrywają z ciężkimi chorobami, budują dzień po dniu swoje domy i życie rodzinne. Nie stają na podium ze złotem, ale są bohaterami codziennego dnia: ich wygrane nie są znane światu, ale czynią nie tylko ich życie lepszym. Inni z kolei, gdy odnoszą sukces myślą, że wszystko w życiu zawdzięczają sobie i tylko sobie, albo pamiętają o Bogu z rzadka, okazjonalnie. Kamil Stoch pokazuje wszystkim, że wdzięczność wobec Boga jest czymś jeszcze większym od samego złota. Oby zawsze tak było.
Cieszy mnie, że złoto Polaków na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Soczi jest tak bogate w znaczenia. Że ich wygrane mogą być dla widzów i kibiców czymś więcej niż sportową rozrywką, że za każdym z nich kryje się taka piękna opowieść o ludziach, którzy zwyciężają przede wszystkim samych siebie. Pamiętajmy jednak także o tych, którzy wrócą z tych igrzysk bez medali: może nigdy ich nie zdobędą, może ich czas dopiero nadejdzie. Ale również oni już wygrali, bo z pewnością za każdym z tych sportowców kryje się nie mniej pasjonująca historia niż ta, która dotyczy Kowalczyk, Bródki czy Stocha. Zresztą, my wszyscy jesteśmy olimpijczykami w tym wielkim biegu, o którym mówił św. Paweł: "W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem".
Skomentuj artykuł