Czy reforma jest w interesie emerytów?
Premier Donald Tusk przyznał na spotkaniu z politykami SP, że on też "odczuwa wewnętrzny niepokój" w związku z podniesieniem wieku emerytalnego kobiet do 67 lat, bo zdaje sobie sprawę, że to radykalna zmiana. Zaznaczył jednak, że nie będzie ona natychmiastowa, ale rozłożona na 28 lat.
Środowe spotkanie z politykami Solidarnej Polski - otwarte dla mediów - było elementem konsultacji premiera z klubami parlamentarnymi w sprawie podniesienia i zrównania wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn.
- Przyszedł cały klub, była poważna rozmowa, jestem pod pozytywnym wrażeniem - powiedział Tusk dziennikarzom po zakończeniu spotkania. Dodał, że zaskakujące jest, iż najciekawsze i merytoryczne rozmowy były z Ruchem Palikota i Solidarną Polską. - To też znak czasu - stwierdził premier.
Na spotkaniu z klubem SP jedną z istotnych kwestii była sytuacja kobiet w reformie emerytalnej. - Widać wyraźnie, że to, iż aż o 7 lat przedłużamy kobietom wiek emerytalny, budzi uzasadnione emocje, lęki i opór, nie tylko u kobiet, u mnie też, ja też odczuwam wewnętrzny niepokój, bo zdaję sobie sprawę, że jest to radykalna zmiana, ale ona nie jest natychmiastowa - powiedział premier.
Tusk przyznał, że "bez wątpienia" największym problemem jest sytuacja pracujących fizycznie kobiet, które mogą nie wytrzymać tego typu pracy do 67. roku życia. - To jest bez wątpienia nasz wspólny problem, co zrobić z kobietą, która nie uzyska renty, bo nie jest chora w sensie klinicznym, który uprawnia do renty, ale która nie wytrzyma już pracy, bo ta praca jest trudna do zniesienia (...) Zdaję więc sobie sprawę, że my musimy przede wszystkim zadbać o kategorie ludzi najbardziej zagrożonych, czyli tych, którzy zarabiają najmniej w najcięższej pracy fizycznej - powiedział.
Przekonywał też, że ustawa emerytalna nie powinna zaznaczać jeszcze bardziej kobiety w roli matki, zwalniając jednocześnie z tego obowiązku ojca. - Jeśli byśmy szukali rozwiązań - i jestem na to otwarty - że jest powiedzmy 67-67, ale szukamy rozwiązań ułatwiających tym, którzy musieli dużo pracy włożyć w wychowanie dzieci, to róbmy to symetrycznie - podkreślił Tusk.
Szef rządu zadeklarował ponadto, że jest gotowy dyskutować o "jakiejś pomocy dla tych, którzy podjęli dodatkowy wysiłek, jakim jest wychowanie - szczególnie wielu - dzieci". Mówiąc o przedszkolach i żłobkach, ocenił, że skoro środki publiczne są ograniczone, to państwo powinno się skupić na upowszechnianiu usługi przedszkolnej.
- Proponuję poważną debatę nad tym, jak zbudować dotację do przedszkoli. Jestem gotów to, co jest nadwyżką z tytułu cięć przywilejów podatkowych, przenieść na przykład na projekt dotacji - nie subwencji, ale raczej dotacji - do przedszkoli - oświadczył szef rządu. Dodał, że taka dotacja powinna "realnie wystandaryzować ceny usługi przedszkolnej.
- Gdyby opozycja mówiąc: OK, podnosimy wiek emerytalny, ale trzeba pomóc rodzinie+, stawiała warunek: subwencja albo dotacja dla przedszkoli - pierwszy przyprowadzę ministra finansów, żeby o tym dyskutować - zapewnił Tusk.
Szef rządu podkreślał jednak, że nie można odkładać na bok koniecznej zmiany, którą jest podniesienie wieku emerytalnego. Mówił, że korzystając ze wszystkich przesłanek naukowych i zdroworozsądkowych, może z dużą pewnością powiedzieć, że ludzie będą żyli coraz dłużej. Jak dodał, "z tego wynika jednoznaczny wniosek, że nie utrzymamy tego wieku emerytalnego, który mamy dzisiaj".
Szef rządu powiedział też, że wiek 67 lat przejścia na emeryturę dla kobiet i mężczyzn samo w sobie niczego nie załatwia. Stwierdził, że nic nie zwalnia rządu z obowiązku szukania metod na zwiększenie dzietności. - Ale byłbym nieuczciwy, gdybym powiedział, że istnieje wypracowany, gwarantowany sposób na zwiększanie dzietności, w taki sposób, który zwolniłby nas z obowiązku podniesienia wieku emerytalnego - zaznaczył.
Tusk poruszył też kwestię utrzymania na rynku pracy osób starszych. Według niego dzięki programowi aktywizacji zawodowej osób powyżej 50. roku życia "50+" wzrost zatrudnienia w tej grupie wiekowej jest obecnie największy. - W żadnej innej kategorii wiekowej nie ma takiego wzrostu zatrudnienia jak w kategorii 50+. (...) To jest 600 tys. miejsc pracy, nowych miejsc pracy, które objęła ta kategoria wiekowa - mówił premier.
Ocenił przy tym, że w najtrudniejszej sytuacji na rynku pracy są osoby młode, w związku z tym - jego zdaniem - jeśli podniesiemy wiek emerytalny, to nie pojawi się znaczący problem bezrobocia wśród ludzi w wieku dzisiaj emerytalnym. Przyznał, że może się pojawić jednak problem zdrowia, ale - jak poinformował - rząd nie planuje zmian w systemie rentowym.
- Na razie nie przewidujemy żadnych rewolucyjnych zmian poza tym, że chcielibyśmy doprowadzić do tego, żeby wreszcie Polska nie była krajem najbardziej obfitym w rencistów, a nadal tak jest w Europie. (...) My na razie powinniśmy się skupić na tym, aby system rentowy rzeczywiście dotyczył ludzi niezdolnych do pracy z tytułu choroby - zaznaczył.
W jego ocenie trzeba się zastanowić zatem, co zrobić, aby możliwa była wraz z upływem lat ewolucyjna zmiana charakteru i miejsca pracy. Jak dodał jednak, nie zapewnią tego miliardy złotych wydawane na programy służące przekwalifikowaniu się osób bezrobotnych, ponieważ - przekonywał - nie przynosi to spodziewanych efektów.
- Mam ostatnio dramatyczne przykłady przy wydatkowaniu setek milionów złotych na stosunkowo nieliczną grupę stoczniowców przy likwidacji stoczni. Efekt jest bliski zeru: jak była robota dla kogoś, kto był spawaczem, dostał robotę jako spawacz. Ci, którzy poszli na przekwalifikowanie się, zostali przeszkoleni i nie znaleźli roboty. Uważam więc, że to jest też nasz zbiorowy obowiązek poszukania zupełnie innego systemu - podkreślił premier.
Jak dodał, być może lepszym rozwiązaniem byłaby promocja systemu skandynawskiego, gdzie to związki zawodowe przy użyciu publicznych pieniędzy zajmują się dostosowaniem do warunków konkretnego zakładu pracy tych, którzy są zagrożeni lub już utracili pracę.
Tusk krytycznie odniósł się do wniosku NSZZ "Solidarność" o przeprowadzenie referendum w sprawie podniesienia wieku emerytalnego, który - w ocenie premiera - służy odrzuceniu rządowej reformy. - Ja nie mam o to pretensji, tylko nie będę udawał przed państwem, opinią publiczną, że nie wiem, jaki jest efekt tego działania - powiedział szef rządu.
- Jest rzeczą dość oczywistą, że tego typu propozycja (dotycząca podwyższenia wieku emerytalnego) nie zyska akceptacji w referendum, ponieważ w indywidualnym poczuciu prawie każdego Polaka godzi w jego interes, natomiast chroni interes ogólny publiczny - mówił.
Tusk zadeklarował, że jest otwarty na dyskusję dotyczącą przyszłości OFE. Zapewnił jednocześnie, że rząd nie planuje w tej chwili "przystąpienia do kolejnych działań wobec OFE". Zdaniem Tuska należy zastanowić się nad przyszłością II filaru. "Nie jestem entuzjastą II filaru" - przyznał. Dodał, że za absolutnie zasadną uważa dyskusję, czy "w przyszłości system emerytalny to nie będzie jednak zabezpieczenie emerytalne płacone z budżetu i trzeci filar, czyli doubezpieczenie prywatne".
Odniósł się też do pytań polityków SP, dlaczego projekt ws. emerytur nie pojawił się w poprzedniej kadencji bądź też w czasie kampanii wyborczej. - Do różnych decyzji, projektów też się dojrzewa, na początku tamtej kadencji nie wiedziałem, że wyzwanie emerytalne, demograficzne będzie wyzwaniem pilnym. Mniej więcej w połowie tamtej kadencji było wiadomo, że ten problem trzeba będzie rozstrzygnąć - powiedział premier.
Dodał, że nie miał jednak "żadnych wątpliwości, że poprzedni prezydent Lech Kaczyński nie akceptowałby tego przedsięwzięcia, nie byłoby żadnej szansy, aby je przeprowadzić". Natomiast - mówił Tusk - "w drugiej połowie kadencji zarówno tragedia (katastrofa smoleńska-PAP), która nas spotkała i inne zdarzenia powodowały, że to nie było priorytetem".
Odnosząc się do zarzutu, że sprawa podniesienia wieku emerytalnego nie była tematem kampanii wyborczej, Tusk odpowiedział: "być może jest to grzech, ale nie znam partii politycznej, również dotyczy to Solidarnej Polski, która z propozycji bardzo trudnej, która nie zyskuje akceptacji przygniatającej większości obywateli, robi hasło wyborcze".
Lider Solidarnej Polski europoseł Zbigniew Ziobro zadeklarował, że niezależnie od różnic i od tego, że jego ugrupowanie należy do "twardej opozycji", w takich fundamentalnych sprawach SP jest gotowa rozmawiać.
- Chciałbym zadeklarować, że niezależnie od naszej zdecydowanej krytyki rządu pana premiera, co nie jest przecież tajemnicą, sporów, ostrych czasami, różnych doświadczeń, w takich momentach warto o wielu sprawach na chwilę zapomnieć, zawiesić różne emocje, a spotkać się i rozmawiać na temat spraw, które są fundamentalne dla przyszłości naszego kraju - powiedział Ziobro.
Europoseł podkreślał, że jego ugrupowanie nie podziela wielu racji, którymi kieruje się rząd, chcąc przeprowadzić zmiany w systemie emerytalnym. Przyznał, że ma świadomość, że system emerytalno-rentowy w Polsce nie jest idealny, ale chciałby, aby na konieczne zmiany spojrzeć całościowo. Podkreślił, że system emerytalno-rentowy jest elementem szeroko rozumianej polityki rodzinnej, która - jak dodał - jest w Polsce daleka od doskonałości.
Lider SP oświadczył, że jego ugrupowanie jest zwolennikiem zawarcia umowy, która wykraczałaby poza koalicję i oznaczałaby zgodę na trudne decyzje, ale służące polskiej rodzinie. Według europosła Tadeusza Cymańskiego, warto byłoby, aby zmiany w systemie emerytalnym były owocem szerokiego kompromisu w parlamencie. - Spieszmy się powoli, ta decyzja i ustawa nie musi być przeforsowana w I kwartale - powiedział Cymański.
Politycy SP wielokrotnie w czasie spotkania zwracali uwagę na kryzys demograficzny, przed którym stoi nasz kraj; Ziobro mówił, że Polacy będą najstarszym społeczeństwem w Europie. Na początku spotkania Ziobro przekazał szefowi rządu buciki dziecięce jako symbol potrzeby dbania o rodzinę i wzrost demograficzny.
Premier zanim rozpoczął odpowiadać na pytania, przyznał, że atmosfera spotkania z politykami SP jest ponadstandardowa jak na polskie obyczaje polityczne w ostatnim czasie. - Bardzo to doceniam, mówię o klimacie merytorycznej rozmowy. (...) Widać wyraźnie, że z państwa strony, ta rozmowa nie jest wyłącznie politycznym pojedynkiem "kto kogo" - powiedział Tusk.
Skomentuj artykuł