Dwie ofiary śmiertelne, dwoje rannych w wypadku śmigłowca

Dwie osoby ranne w nocnym wypadku śmigłowca w Pszczynie (Śląskie) trafiły do szpitali w Katowicach-Ochojcu i Bielsku-Białej – poinformowało we wtorek Wojewódzkie Pogotowie Ratunkowe w Katowicach.

Dwie inne osoby lecące prywatnym śmigłowcem zginęły na miejscu.

Jak poinformował PAP oficer prasowy pszczyńskiej straży pożarnej młodszy brygadier Mateusz Caputa, zgłoszenie o wypadku napłynęło od okolicznych mieszkańców. Helikopter runął na ziemię w trudno dostępnym miejscu. Mimo niewielkiej odległości od lądowiska, teren, na który spadła maszyna jest bagnisty, usiany oczkami wodnymi, tym samym akcja ratunkowa okazała się bardzo trudna.  "To teren silnie zalesiony, podmokły, z licznymi ciekami wodnymi, w pobliżu rzeki Dokawy. Akcję utrudniał też zalegający śnieg i bardzo gęsta mgła, ograniczająca widoczność do kilku metrów" – relacjonował.

Po dotarciu na miejsce wypadku strażacy znaleźli dwie osoby zakleszczone we wraku, które zginęły na miejscu. Obok helikoptera były dwie inne, ranne osoby, które zdołały się wydostać o własnych siłach. "Problemem było nawet przetransportowanie ich do karetek, które nie mogły podjechać bezpośrednio na miejsce wypadku. Niezawodna okazała się siła ludzka" – powiedział Mateusz Caputa.

- Nie doszło do pożaru, nie doszło do wycieku paliwa. W tym zakresie nie było dodatkowych zagrożeń - powiedział Polsat News brygadier Grzegorz Kołoczek, komendant powiatowy Państwowej Straży Pożarnej w Pszczynie. - Z informacji, które mam, kolejni eksperci z tej komisji prawdopodobnie dotrą tu koło południa. W tej chwili helikopter został zabezpieczony przed oddziaływaniem czynników atmosferycznych, teren został dokładnie ogrodzony, jest pilnowany, otoczony kordonem policji - dodał strażak.

Na miejscu wypadku pracuje policja, prokurator i przedstawiciel Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Po niezbędnych oględzinach strażacy z użyciem specjalistycznego sprzętu wydobyli ciała zmarłych z wraku.