Kadencyjność w wyborach - za i przeciw

PAP / ptsj

Zakaz pełnienia mandatu wójta przez wiele kadencji rozrusza lokalną społeczność - uważa ekspert Fundacji Batorego. Kadencyjność nie rozwiąże głównego problemu, czyli braku silnej konkurencji; ograniczy też wybór wyborców - podkreślają dwaj inni rozmówcy PAP.W dyskusjach na temat funkcjonowania samorządu pojawiają się wątpliwości, czy możliwość nieograniczonego pełnienia mandatu wójta, burmistrza, prezydenta miasta jest dobrym rozwiązaniem.

Są w Polsce włodarze, którzy w jesiennych wyborach będą ubiegać się nawet o piątą kadencję. Z danych po wyborach w 2010 roku wynika, że 80 proc. mandatów trafiła do dotychczasowych wójtów, burmistrzów, prezydentów miast.

Zdaniem Grzegorza Makowskiego z Fundacji Batorego warto zastanowić się nad ograniczeniem kadencji. Ekspert uważa, że polski samorząd kształtował się w specyficznych warunkach, a część włodarzy wybierana na kolejne kadencje pełniła funkcje jeszcze w Radach narodowych w PRL. "Te lokalne elity od epok tkwią w samorządzie i mają wpływy" - mówi.

Wprowadzenie kadencyjności byłoby - według eksperta - formą pobudzenia społeczeństwa, które - w jego ocenie - jest dość bierne.

Makowski uważa, że ograniczenie mogłoby dotyczyć np. trzech kadencji. "Przez 12 lat można wiele zrobić. Odejście ze stanowiska nie oznacza przecież w ogóle odejścia z życia publicznego" - dodał. Zaznaczył, że byli wójtowie, prezydenci mogą działać w radach samorządowych, założyć organizację lub zająć się innego rodzaju działalnością na rzecz lokalnej społeczności. "Dlaczego by takiego krążenia elit w samorządach nie pobudzić?" - podsumował Makowski.

Ocenił, że biorąc pod uwagę bunt przeciwko ewentualnym ograniczeniom, pragmatyczna jest propozycja, by włodarze ubiegając się o mandat kolejny raz, musieli zdobywać coraz większe poparcie. Obecnie, aby wygrać w pierwszej turze wyborów należy zdobyć ponad 50 proc. głosów. "Taka propozycja będzie łatwiejsza do przeprowadzenia" - uważa Makowski.

Innego zdania jest z kolei politolog Jarosław Flis, według którego głównym problemem jest brak konkurencji w wyborach na wójta, burmistrza, prezydenta. Kadencyjność tego nie rozwiązuje - dodał.

"Wójtowie, burmistrzowie, prezydenci mają swoich zastępców. Nie ma problemu z dobraniem się w duet: Putin-Miedwiediew i rządzenie na zmianę przez cztery kadencje. Znam parę takich duetów samorządowych, które spokojnie mogłyby taki manewr zastosować". Flis podkreślił jednak, że poważniejszym argumentem przeciwko kadencyjności jest to, że byłby to niedobry impuls, jeśli chodzi o zarządzanie miastem. Od drugiej połowy kadencji - według eksperta - urzędujący wójt, burmistrz, prezydent mógłby się troszczyć głównie o siebie.

"Prezydent państwa (który może pełnić funkcję tylko dwie kadencje-PAP) ma dożywotnią emeryturę. Trudno sobie wyobrazić, by takie rozwiązanie wprowadzić w 2,5 tys. gmin" - zaznaczył.

Ocenił, że bez wątpienia konieczne byłoby wzmocnienie konkurencji urzędującego włodarza. "W tej chwili prawo traktuje wszystkich kandydatów tak samo, choć osoba startująca na wójta, będąc nim, ma bez porównania większy dostęp do zasobów. Przytłaczająca większość zabiegających o reelekcję nie zakłada swoich stron internetowych na czas kampanii, bo nie musi" - zaznaczył.

Politolog proponuje, by jeśli w wyborach startuje urzędujący wójt, burmistrz, prezydent, to pierwsza tura powinna być jednocześnie referendum w sprawie jego odwołania. "Na górze karty wyborczej byłoby napisane: +czy chcesz, by wójt Iksiński dalej pełnił swój urząd, czy nie+. A także pytanie: +Jeśli ktoś miałby go zastąpić, to kto+ i byłaby lista pozostałych kandydatów. Jeśli urzędujący włodarz nie wygra w pierwszej turze, nie wchodzi do drugiej" - powiedział.

Flis uważa także, że każda gmina potrzebuje "strażnika obywatelskiego". Byłaby to osoba wybierana przez radę gminy, która przez całą kadencję, pełniłaby funkcję oficjalnego oponenta wójta. Oponent miałby dostęp do informacji, funduszy na promocję, zaproszeń na imprezy gminne. "Chodzi o to, by pokazać, że nie jest tak, że wszystko co się dzieje w gminie, dzieje się dzięki wójtowi". Wójt wówczas straci przewagę budowaną na tym, że jest widoczny i znany - ocenił Flis. Politolog poinformował, że badania wskazują, że urzędujący wójt ma mniej więcej 20-proc. przewagę nad przeciwnikami na starcie.

Prezes Fundacji Szkoła Liderów Przemysław Radwan-Rohrenschef zwraca uwagę na złożoność kwestii dotyczącej wprowadzenia kadencyjności. "Z jednej strony mamy gminy, gdzie brak ograniczenia kadencji skutkuje brakiem potencjalnych kontrkandydatów w wyborach. Dzieje się tak zwłaszcza w małych miejscowościach. Jeśli tam ktoś wystartuje i przegra, musi sobie szukać pracy w innej gminie" - powiedział Radwan-Rohrenschef. Ekspert przyznaje , że wprowadzenie kadencyjności np. na jakiś czas mogłoby rozruszać życie polityczne w lokalnych społecznościach.

"Z drugiej jednak strony, czy możemy obywatelom odebrać prawo głosowania trzeci, czy czwarty raz na kogoś, kto dobrze zarządza gminą?" - zwraca uwagę ekspert.

Ocenia, że wiele problemów w funkcjonowaniu samorządów bierze się z niskiego uczestnictwa obywateli w życiu publicznym. "To bardzo poważny problem, który wymaga szybkich działań. Można pomyśleć o edukacji obywatelskiej nie tylko w szkołach, ale i przedszkolach, lekcjach obywatelskich w radach gminy. Często wójt staje się zbyt silny, bo nie ma z kim grać" - powiedział.

W jesiennych wyborach samorządowych wybierzemy blisko 2,5 tys. wójtów, burmistrzów i prezydentów miast.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Kadencyjność w wyborach - za i przeciw
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.