Klich nie chce mówić jak naciskał na pilotów
Niekończąca się opowieść o naciskach na pilotów w trakcie tzw. incydentu gruzińskiego ma jeszcze jednego bohatera, twierdzi „Nasz Dziennik”.Jest nim minister Bogdan Klich.
Gazeta ustaliła, że - poproszony przez wojskowych o konsultacje - minister osobiście zalecił zmianę trasy lotu i lotniska docelowego z Ganji na Tbilisi 12 sierpnia 2008 r. Zatem szef resortu obrony, który dysponował pełnymi informacjami na temat sytuacji w Gruzji, zgodził się z oceną prezydenta i widział możliwość lotu do Tbilisi, pisze „ND”.
Informacja o tej decyzji ministra - będącej przecież także formą nacisku na pilotów - znajduje się w aktach z postępowania Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie, pisze gazeta i dodaje, że tego istotnego szczegółu brakuje w sporządzonej dopiero w lutym br. notatce kpt. Grzegorza Pietruczuka, udostępnionej mediom przez Departament Kadr Ministerstwa Obrony Narodowej.
Dlaczego służby prasowe MON nie zebrały wszystkich danych i nie udzieliły wyczerpującej informacji, uwzględniającej także rolę szefa resortu w procesie nacisków, o które oskarżany jest wyłącznie Lech Kaczyński? – pyta „Nasz Dziennik”.
O wyjaśnienie wątpliwości dotyczących incydentu redakcja poprosiła rzecznika prasowego min. Klicha. Otrzymała zapewnienie, że zostanie przygotowane możliwie precyzyjne stanowisko ministra dotyczące jego roli w procesie decyzyjnym związanym z incydentem gruzińskim.
Skomentuj artykuł