Kończy się proces za obrażanie premiera
Kar od 300 zł do 1000 zł grzywny zażądał w poniedziałek oskarżyciel publiczny w procesie 29 kibiców Jagiellonii Białystok, obwinionych o wznoszenie okrzyków obrażających premiera Donalda Tuska i zakłócanie porządku w miejscu publicznym.
O ukaranie uczestników manifestacji wnioskuje policja. Chce kar po 300 zł grzywny dla 12 obwinionych, po 800 zł grzywny dla 15 osób oraz po tysiącu zł grzywny dla dwóch kolejnych. Obrońca, a także sami obwinieni, chcą uniewinnienia.
Wyrok w tej sprawie Sąd Rejonowy w Białymstoku ma ogłosić w czwartek.
Proces dotyczy demonstracji kibiców Jagiellonii Białystok z 17 maja 2011 roku przed Podlaskim Urzędem Wojewódzkim w Białymstoku. Trwała tam wtedy konferencja prasowa poświęcona sprawie zamknięcia białostockiego stadionu na meczach Jagiellonii. Wnioskowała o to policja.
Kiedy poznali decyzję klubu o zamknięciu części trybun (zamknięcie części stadionu przez sam klub było kompromisem, wobec możliwej decyzji wojewody o zamknięciu całego obiektu), rozwinęli dwa duże transparenty: "Możecie zamykać nam stadiony, lecz nigdy nie zamkniecie nam ust" oraz "Zamknijcie jeszcze dyskoteki, galerie i szkoły, niech nie będzie niczego". Krzyczeli różne hasła, m.in. pod adresem premiera Tuska ("Donald, matole, twój rząd obalą kibole").
Policja zatrzymała wtedy 43 osoby, postawiono im zarzuty z kodeksu wykroczeń. Karano je mandatami, które część osób przyjęła, ale część odwołała się od tych decyzji do sądu.
W poniedziałek zakończyło się sądowe postępowanie wobec 29 obwinionych. Policja zarzuciła im demonstracyjne okazywanie lekceważenia konstytucyjnym organom RP poprzez wykrzykiwanie obraźliwego hasła dotyczącego prezesa Rady Ministrów oraz zakłócanie spokoju i porządku publicznego "krzykiem i hałasem".
Jedna osoba ma też zarzut posiadania noża w czasie udziału w zgromadzeniu, inna - zwołania takiego zgromadzenia bez wymaganego zawiadomienia i przewodniczenia temu zgromadzeniu.
Przed zamknięciem przewodu sądowego, sąd przesłuchał ostatnich świadków, strony zapoznały się też z nagraniami wideo z zajść przed urzędem.
Wśród przesłuchanych świadków było dwoje policjantów, którzy opowiadali o przebiegu manifestacji i powodach legitymowania jej uczestników.
Dowódca akcji zabezpieczenia mówił, że demonstranci zgromadzili się najpierw po obu stronach ulicy. Gdy po stronie, gdzie znajduje się urząd, policja zaczęła legitymować młodych ludzi, by mieć pewność kto wchodzi do budynku gdzie trwała konferencja prasowa, kibice przeszli na drogą stronę.
Świadkowie mówili, że słyszeli okrzyki pod adresem premiera Tuska. Policjant dowodzący akcją zeznał, że grupa liczyła ponad sto osób i były w niej osoby "aktywnie uczestniczące w życiu grup neonazistowskich", znane z dokonywania przestępstw i wykroczeń, które mogły mieć przy sobie niebezpieczne przedmioty. Dlatego polecił legitymowanie uczestników. Część z nich uciekła, zanim podeszli do nich funkcjonariusze.
Przed rozpoczęciem tego procesu, na wniosek stowarzyszenia kibiców Jagiellonii "Dzieci Białegostoku" o sprawie wypowiedziała się Helsińska Fundacja Praw Człowieka. W jej ocenie, w tej sprawie należy rozważyć, czy "nie doszło do utworzenia się tzw. zgromadzenia spontanicznego".
- W konsekwencji oznaczałoby to, że grupa kibiców głośno i publicznie wyrażająca negatywną opinię o decyzji dotyczącej zamknięcia części stadionu korzystała z prawa gwarantowanego przez art. 57 Konstytucji - napisano w udostępnionym PAP kilka miesięcy temu stanowisku Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Fundacja ma też wątpliwości co do stosowania w tej sytuacji zapisów kodeksu wykroczeń, mówiących o karaniu za zakłócenie spokoju czy porządku publicznego krzykiem czy hałasem, wobec osób zajmujących stanowisko w istotnej dla siebie sprawie. W ocenie fundacji, takie zachowanie należy uznać nie za bezpodstawne naruszenie porządku publicznego, ale za "przejaw partycypacji obywateli w życiu publicznym".
Skomentuj artykuł