Krytyka za publikację zdjęcia Przybyła we krwi
Publikując zdjęcie prokuratora płk. Mikołaja Przybyła w kałuży krwi po próbie samobójczej, "Super Express" drastycznie naruszył normy etyczne obowiązujące dziennikarzy, a zwłaszcza zasadę poszanowania ludzkiej godności - oceniła we wtorek Rada Etyki Mediów.
Zdjęcie prokuratora wojskowego po podjętej w poniedziałek próbie samobójczej znalazło się na pierwszej stronie oraz wewnątrz wtorkowego wydania "SE".
"Od dłuższego czasu Rada Etyki Mediów otrzymuje skargi na epatowanie okrucieństwem w opisach i obrazach publikowanych w mediach, także elektronicznych. Zdaniem REM jest to praktyka zasługująca na stanowcze potępienie" - brzmi oświadczenie REM
.
Z zarzutami REM nie zgadza się redaktor naczelny "Super Expressu" Sławomir Jastrzębowski. "Gdybyśmy na poważnie brali Radę Etyki Mediów, musielibyśmy wyrzucić do kosza najlepsze światowe zdjęcia, nagradzane (w konkursie) World Press Photo (...). Albo jesteśmy dziennikarzami, albo cenzorami. Albo będziemy pokazywać ludziom życie, albo firanki. Super Express nie ma w tej sprawie wątpliwości" - napisał.
Zdjęcie leżącego na podłodze w kałuży krwi płk. Przybyła zamieszczone w "SE" zostało podpisane imieniem i nazwiskiem fotoreportera PAP. We wtorek po południu dyrektor-redaktor naczelna Oddziału PAP Foto Anna Brzezińska-Skarżyńska oświadczyła, że zdjęcie to nie jest autorstwa fotoreportera PAP, jak to zostało mylnie podpisane przez "Super Express".
Wystąpiła też do redaktora naczelnego "SE" o sprostowanie informacji dotyczącej autorstwa fotografii. Podkreśliła, że w poniedziałek o godz. 10.44 Polska Agencja Prasowa w Codziennym Serwisie Fotograficznym zamieściła komunikat informujący, że fotoreporter PAP sfotografował prok. Przybyła chwilę po próbie samobójczej, jednak z powodów moralno-etycznych tych zdjęć nie udostępni w serwisie.
We wtorek wieczorem PAP nie udało się uzyskać komentarza "SE" w tej sprawie.
Wojskowy prokurator płk Mikołaj Przybył postrzelił się w poniedziałek w Poznaniu, w przerwie konferencji prasowej. Wcześniej w specjalnym oświadczeniu zaprzeczał, by złamał prawo nadzorując śledztwo w sprawie przecieków z głównego postępowania dotyczącego katastrofy smoleńskiej. Wydarzenie to wywołało dyskusję o prokuraturze wojskowej. W tle sprawy jest też spór co do zakresu sięgania przez śledczych po billingi i esemesy, m.in. dziennikarzy.
Skomentuj artykuł