Kwiatkowskiemu i Buremu grożą 3 lata więzienia
Wątek dotyczący przekroczenia uprawnień przez szefa NIK Krzysztofa Kwiatkowskiego i szefa klubu PSL Jana Burego jest zakończony; pozostała kwestia postawienia zarzutów - poinformował rzecznik katowickiej prokuratury Leszek Goławski. Za przekroczenie uprawnień grozi im do trzech lat więzienia.
Prokuratur Generalny przesłał Sejmowi wnioski o uchylenie immunitetów prezesa NIK Krzysztofa Kwiatkowskiego i posła, szefa klubu PSL Jana Burego. Prokuratura chce im postawić zarzuty przekroczenia uprawnień - za co grozi do 3 lat więzienia. Dowodami są m.in. podsłuchy.
W piątek rano rzecznik Prokuratury Generalnej Mateusz Martyniuk poinformował, że Andrzej Seremet skierował do Sejmu wnioski Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach o uchylenie immunitetów Kwiatkowskiego (ma go jako prezes NIK) oraz na Burego (jako posła). Bez uchylenia immunitetu prokuratura nie może postawić zarzutu osobie nim objętej.
Jak dodał Martyniuk, obu tym funkcjonariuszom publicznym prokuratura chce przedstawić zarzuty z art. 231 Kodeksu karnego, czyli przekroczenia uprawnień - co jest zagrożone karą do 3 lat więzienia. W przypadku prezesa NIK chodzi o cztery zarzuty, "niezgodnego z prawem wpływania na przebieg konkursów na szefów delegatury NIK w Rzeszowie i w Łodzi, a także wicedyrektora departamentu środowiska w NIK". Zdaniem Martyniuka prezes NIK miał "manipulować przebiegiem konkursów na te stanowiska"; rzecznik PG nie podał szczegółów.
Jak powiedział, w przypadku posła PSL chodzi o trzy zarzuty "nakłaniania wysokich rangą funkcjonariuszy publicznych do niezgodnego z prawem wpływania na wyniki konkursu na stanowiska szefów delegatury NIK w Rzeszowie i wpływania na wyniki kontroli prowadzonej przez NIK w jednej z podkarpackich gmin". Dodał, że zarzuty wobec Burego można podzielić na dwie grupy: chodzi zarówno o nakłanianie funkcjonariuszy publicznych do wpływania na wyniki konkursów na te stanowiska, ale również o nakłanianie funkcjonariuszy publicznych w trakcie trwania kontroli prowadzonej przez NIK w jednej z gmin na Podkarpaciu.
Martyniuk podał, że postępowanie jest efektem wielomiesięcznego śledztwa prowadzonego przez prokuraturę w Katowicach i Centralne Biuro Antykorupcyjne. Dodał, że prokuratorzy dysponują "bardzo obszernym materiałem dowodowym", w tym m.in. nagraniami rozmów telefonicznych.
- W każdym przypadku zgodę na ich utrwalanie wyrażał niezawisły sąd - zaznaczył Martyniuk. - Prokuratorzy przez kilkanaście miesięcy bardzo wnikliwie, krok po kroku, bardzo wnikliwie, bardzo dokładnie analizowali materiał dowodowy przekazywany przez CBA - powiedział.
Dodał, że wnioski do Sejmu są bardzo obszerne i zawierają "materiał dowodowy na poparcie tez prokuratury". - Prokuratorzy czekają na decyzje parlamentu - zaznaczył.
Pytany przez PAP, czy prokuratura nie obawia się zarzutów o wpływanie na sytuację polityczną w okresie przedwyborczym, Martyniuk odparł: Jest to zarzut, który w takiej sytuacji się pojawia; on się pojawił również i teraz".
- Od kilkunastu miesięcy prowadzimy to postępowanie; prokurator działa zgodnie z planem śledztwa; chcę bardzo wyraźnie podkreślić: wszyscy jesteśmy w naszym kraju równi wobec prawa, niezależnie od tego, jaką funkcję pełnimy - oświadczył.
Rzecznik katowickiej Prokuratury Apelacyjnej Leszek Goławski poinformował z kolei, że wątek dotyczący przekroczenia uprawnień przez obu funkcjonariuszy publicznych jest zakończony; pozostała kwestia postawienia zarzutów.
Jak mówił z ustaleń prokuratury wynika, że konkursy, których będą dotyczyć zarzuty, były przeprowadzane niezgodnie z zasadami. "Po pierwsze Jan Bury wpływał na decyzję o wyborze niektórych kandydatur na stanowiska w delegaturach NIK - to są dwa zarzuty. Trzeci dotyczy wpływania na zmianę członków komisji, którzy przeprowadzali kontrolę w jednej z gmin na Podkarpaciu" - dodał. Wyjaśnił, że celem było przyjęcie zastrzeżenia wójta jednej z gmin.
Z kolei - jak poinformował Goławski - zarzuty pod adresem szefa NIK związane są "z organizacją, a przede wszystkim udziałem i wpływem na przebieg tych konkursów".
Według niego jednym z dowodów w sprawie są bezpośrednie rozmowy z kandydatami na kierownicze stanowiska NIK o tym, jak wygrać konkurs.
Jak mówił, prezes NIK unieważnił pierwszy egzamin konkursowy na dyrektora łódzkiej delegatury Izby, bo "jego kandydat źle wypadł". "Był najgorszym kandydatem - wbrew temu, co się mówi w mediach - w związku z tym konkurs ten został, niezgodnie z prawem, unieważniony i powtórzony" - powiedział rzecznik PA. "W międzyczasie przekazane zostały pytania dla tego kandydata, żeby wiedział, jak na nie ma odpowiadać, jak ma się zachowywać przed tą komisją, tak żeby ten konkurs wygrać. Przekazywane również były materiały, z których ma korzystać i przedstawić je jako swoją wizje, mimo że były to materiały pochodzące od szefa NIK" - powiedział.
Dodał, że podsłuchanych rozmów jest bardzo dużo i wskazują one, na "dużą zażyłość między tymi osobami; pokazują dokładnie, jak ten mechanizm się miał odbywać".
Prezes NIK poinformował w piątek, że wystąpił już do marszałka Sejmu "z prośbą o uchylenie mu immunitetu". Jak podkreślił, chce jak najszybszego wyjaśnienia sprawy.
Kwiatkowski nie jest posłem, ale ponieważ prezesa NIK wybiera Sejm, to wniosek o uchylenie mu immunitetu musiał tam trafić.
Szef NIK zapewnił, że "zawsze postępował uczciwie". Podkreślił też, że kierując NIK - organem podległym Sejmowi - musi rozmawiać z różnymi osobami, m.in. z szefami klubów parlamentarnych oraz członkami komisji sejmowych. Zaznaczył, że między rozmową a złamaniem prawa "jest zasadnicza różnica".
- Nie odpowiadam za nadinterpretacje moich spotkań i rozmów, odpowiadam wyłącznie za swoje zachowanie. A ono było zgodne z prawem - dodał prezes NIK.
Poinformował też, że postanowił "wyłączyć się z wszelkiej aktywności zewnętrznej, w tym także z uczestniczenia w posiedzeniach komisji sejmowych oraz z prac w Kolegium NIK, po to, aby wyjaśniana przez prokuraturę sprawa i towarzysząca jej dyskusja nie rzutowały na codzienną pracę NIK". - Szanując NIK, kierując się nadrzędnym interesem dobra publicznego, przekazałem nadzór nad wszystkimi kontrolami i jednostkami organizacyjnymi moim zastępcom - dodał.
Podkreślił, że "katowicka prokuratura od dwóch lat wyjaśnia sprawę niektórych konkursów na stanowiska dyrektorów departamentów i delegatur".
- Żaden z pracowników NIK nie ma przedstawionych zarzutów. Nikt z kontrolerów nie jest o nic podejrzany. Izba zawsze w pełni wspierała i będzie wspierać wszystkie działania prokuratur zmierzające do wyjaśnienia każdej sprawy - dodał.
Według tvn24, która jako pierwsza poinformowała o sprawie, Jan Bury miał zabiegać jeszcze u poprzedniego prezesa NIK Jacka Jezierskiego, by ówczesny wiceprezes Izby wygrał konkurs na dyrektora delegatury w Rzeszowie, jednak wybór został przeprowadzony zgodnie z przepisami. Po objęciu w NIK stanowiska przez Kwiatkowskiego w 2013 r. Bury miał próbować wpłynąć na niego, by jego człowiek znalazł się w kierownictwie rzeszowskiej delegatury. Wskazana przez Burego osoba wygrała ten konkurs.
Według portalu szefowi klubu PSL zależało na obsadzie stanowisk w rzeszowskiej delegaturze NIK w Rzeszowie, ponieważ próbował chronić swoich ludzi w podkarpackiej gminie Chmielnik. Z tego samego powodu polityk PSL miał naciskać, by Kwiatkowski zmienił wyniki kontroli NIK w tej gminie ws. nieprawidłowości w budowie farmy wiatraków w Woli Rafałowskiej i w Malawie.
W 2012 roku kontrolerzy NIK w gminie Chmielnik przeprowadzili kontrolę dotyczącą wydania warunków zabudowy na budowę czterech elektrowni wiatrakowych. Siłownie miały powstać na terenie podrzeszowskich gmin Chmielnik i Krasne; w wyniku porozumienia między gminami decyzje wydawała gmina Chmielnik.
- Kontrolerzy wskazali na pewne uchybienia. Myśmy się z nimi nie zgadzali. Od protokołu pokontrolnego odwołaliśmy się do komisji odwoławczej NIK; w części te zarzuty zostały uchylone w części zostały potrzymane - powiedział w piątek PAP wójt Chmielnika Krzysztof Grad. W ocenie NIK, obowiązujący wtedy plan zagospodarowania przestrzennego nie dawał możliwości na wydanie decyzji o warunkach zabudowy na budowę elektrowni wiatrakowej.
Przeciw budowie protestowali również mieszkańcy miejscowości w których miały powstać siłownie. W 2013 r. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie uznał, że pozwolenie na budowę wydano z naruszeniem prawa. W konsekwencji siłownie nie powstały.
Reagując na informacje prokuratury, Bury oświadczył, że zachowa się stosownie "do zaistniałej sytuacji". Zapewnił, że ma pełną świadomość niezależności Najwyższej Izby Kontroli i nigdy nie miał intencji, by w tę niezależność ingerować.
Prezes PSL, wicepremier Janusz Piechociński zapewnił, że Jan Bury wie co się robi w takich sytuacjach. Według niego najdalej w sobotę "podjęte zostaną stosowne decyzje".
Skomentuj artykuł