Młodzież w czasie marszu "Stop narkotykom"
Ok. 300 młodych bielszczan przeszło w czwartek wieczorem ulicami Bielska-Białej (Śląskie) w marszu milczenia "Stop narkotykom". Marsz poprzedziła msza święta w intencji dwóch chłopców potrąconych śmiertelnie w Kozach przez kobietę prowadzącą pod wpływem narkotyku.
Jan Zacharek z bielskiej Ligi Licealnej, która zorganizowała marsz, powiedział, że impulsem był wypadek, w którym dwa tygodnie zginęli 10- i 11-latek. "Chcieliśmy obu upamiętnić i pokazać solidarność z ich rodzinami, a jednocześnie zaapelować do parlamentu i rządu o działania, które zapobiegną w przyszłości podobnym tragediom" - powiedział.
"W moim środowisku nie zetknęłam się z narkotykami, ale wiem, że są złe. Przyszłam powiedzieć im: nie!" - powiedziała jedna z uczestniczek - Patrycja Wiśniewska z technikum hotelarskiego.
Marsz poprzedziła msza święta w intencji chłopców odprawiona w bielskim kościele Opatrzności Bożej. Ksiądz Józef Walusiak, który od wielu lat prowadzi w Bielsku-Białej ośrodek leczenia uzależnień dla młodzieży "Nadzieja", podkreślił w homilii, że śmierć niewinnych boli najbardziej.
Jak mówił, uczestnicy mszy oraz marszu chcą wyraźnie powiedzieć: stop narkotykom! "Stop ich legalizacji! Stop dzieleniu ich na twarde i miękkie, szkodliwe i nieszkodliwe! W ośrodku +Nadzieja+ jest 30 młodych ludzi, którzy chcą wyjść z uzależnienia. Kiedy ich pytałem, co sądzą o proponowanej legalizacji części narkotyków, odparli: niech ksiądz powie, że nie! Te niby lekkie narkotyki doprowadziły nas na dno życia" - mówił.
"Chciałbym, aby taki marsz coś dał. Aby ludzie, którzy są omamieni pseudoargumentami, zobaczyli, jak jest naprawdę. Jeśli to pomoże choćby jednej osobie - warto" - powiedział podczas mszy młody chłopak - Krzysztof, który miesiąc temu ukończył roczną terapię odwykową. Jak mówił, zaczynał zażywanie narkotyków od palenia marihuany.
Do wypadku doszło 10 października po południu w miejscowości Kozy. Rozpędzony peugeot, którego prowadziła 20-letnia Karolina Z., uderzył w przechodzących przez jezdnię na pasach dwóch chłopców. 11-latek zmarł na miejscu podczas próby reanimacji. Jego o rok młodszy kolega w stanie ciężkim trafił do szpitala. Lekarze nie zdołali go uratować. Zmarł późnym wieczorem.
W organizmie kobiety wykryto amfetaminę - 0,17 mikrograma/ml. Grozi jej kara do 12 lat więzienia. Trafiła już do aresztu.
Skomentuj artykuł