Mrozowski: to oznacza ręczne sterowanie mediami
Projekt ustawy medialnej autorstwa PiS oznacza ręczne sterowanie, pozbawienie mediów publicznych elementarnej niezależności i masowe zwolnienia dziennikarzy - uważa medioznawca prof. Maciej Mrozowski.
Projekt ustawy o mediach narodowych, do którego dotarła PAP, zakłada przekształcenie obecnych spółek mediów publicznych w państwowe osoby prawne kierowane jednoosobowo przez dyrektorów. Nadzór nad nimi ma sprawować nowa instytucja - pięcioosobowa Rada Mediów Narodowych, której członkowie będą wybierani przez Sejm, Senat i prezydenta na sześcioletnie kadencje. Spośród nich marszałek Sejmu powoła przewodniczącego RMN, który z kolei ma być odpowiedzialny za powoływanie i odwoływanie dyrektorów instytucji medialnych.
Ponadto RMN będzie dysponować Funduszem Mediów Narodowych, z którego finansowane będzie wykonywanie misji przez zreformowane media. RMN będzie także powoływać społeczne rady programowe (w miejsce obecnych rad programowych) spośród kandydatów zgłaszanych przez m.in. stowarzyszenia twórcze, organizacje pożytku publicznego, Kościół katolicki i inne kościoły oraz związki wyznaniowe, związki zawodowe, organizacje pracodawców, organizacje rolników, szkoły wyższe, PAN.
"Taki mechanizm wyboru władz mediów absolutnie przeczy ich elementarnej niezależności. Władze mediów mogą twórczo i swobodnie działać, jeśli mają zapewnioną stabilność i pewność nieusuwalności. Wybierany przez Radę Mediów Narodowych dyrektor będzie ciągle konsultował się ze swoimi zwierzchnikami" - uważa Mrozowski.
Skrytykował też pomysł utworzenia Rady Mediów Narodowych, która według niego będzie "klonem Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, choć bardziej nastawionym na służebność wobec rządzącej partii".
"Od KRRiT nową Radę różni tylko nowy sposób władztwa nad mediami, gdzie wzmocnieniu ulega bezpośrednie, ręczne sterowanie. Przewodniczący RMN ma być kadencyjny i powoływany przez jedną osobę - marszałka Sejmu, czyli w praktyce przez partię rządzącą. Przewodniczący ma bezpośrednio powoływać dyrektorów i ich zastępców, ale oni już nie są kadencyjni, przez co można ich usunąć w każdej chwili" - zaznaczył medioznawca.
Jego zdaniem, mediom narodowym trudno będzie stabilnie pełnić swoją misję, bo zabraknie im spokoju, który gwarantuje kadencyjność. Z kolei mianowani przez RMN dyrektorzy mediów - według Mrozowskiego - "będą usłużnymi wykonawcami woli przewodniczącego". Ekspert skrytykował też likwidację konkursów na wyższe stanowiska w mediach, których celem jest "wydłużenie i zobiektywizowanie" takiego wyboru.
Ponadto, zdaniem medioznawcy, projekt ustawy daje władzy możliwość przeprowadzenia, wbrew wcześniejszym zapowiedziom, dowolnych zmian personalnych.
"Wszystko zależy od tego, do jakiego szczebla będą chcieli wprowadzić swoich ludzi, ale myślę, że szykuje się totalna czystka personalna, totalne koszarowe zarządzanie i brak perspektyw na niezależność i obiektywną informację, która nie jest nawet zdefiniowana. To tzw. przepisy kauczukowe, w których wszystko zależy od interpretacji, a więc pozwalają na samowolę" - mówił Mrozowski.
Ocenił też, że projekt ustawy o mediach narodowych zmienia KRRiT w atrapę organu konstytucyjnego, "który w praktyce niewiele może".
"Prawdopodobnie KRRiT zostanie też pozbawiona możliwości nakładania kar finansowych na nadawców publicznych, którą teraz dysponuje. Autorzy projektu twierdzą, że nowe sklonowane ciało doprowadzi do oszczędności, ale przez to, że dubluje kompetencje KRRiT, będzie to pomysł droższy. Przecież RMN będzie musiała mieć własny budynek, biuro i aparat urzędniczy.
To krok odwrotny do praktyki w krajach Europy Zachodniej, gdzie swego czasu zniesiono odrębnych regulatorów dla mediów publicznych i prywatnych" - dodał.
Mrozowski obawia się też, że zanim PiS wdroży nowy model finansowania mediów publicznych, na skutek proponowanych zmian media utracą swój autorytet, a przez to wpływy z reklam, co doprowadzi je do finansowego upadku.
"Póki co media będą nadal finansowane z abonamentu, a media większość dochodów będą czerpać z reklam. Jak się naruszy ich wiarygodność przez nadmiar misyjności w znaczeniu +przechyłu partyjnego+, to oglądalność zacznie spadać na łeb, na szyję. System zacznie się kruszyć od dołu, nie od góry. Wielu nadawców komercyjnych tylko na to czeka" - uważa Mrozowski.
Jego zdaniem, wbrew zapowiedziom projekt nie wzmacnia pozycji reformowanych rad programowych mediów, które nadal pozostają głównie ciałami opiniotwórczymi. "Nic tutaj nie mówi się o ich decyzyjności. Dalej nie wiadomo, kto będzie odpowiadał za jakość programów emitowanych w mediach narodowych. Do tej pory rady programowe w ogóle nie istnieją w świadomości społecznej, a moim zdaniem w tym nowym kształcie mediów też nie zaistnieją" - mówił Mrozowski.
Skomentuj artykuł