Jedynie jeden fotograf i kilka ekip telewizyjnych mogło na lotnisku w Smoleńsku obejrzeć część wraku rządowego Tu-154M, informuje "Nasz Dziennik". Oczom zaskoczonych dziennikarzy ukazał się "zrewitalizowany", w miarę zadbany fragment części kadłuba.
Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie, prowadząca śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej nic nie wie na temat wymycia przez Rosjan szczątków samolotu. Prawnicy są zdumieni: wrak to dowód w sprawie i jako taki powinien być w stanie takim, jakim był w chwili zdarzenia.
- Wrak samolotu, to materiał dowodowy, który nie powinien być nikomu udostępniony, powiedział gazecie Bogdan Święczkowski, prokurator w stanie spoczynku, były szef ABW. - Jeżeli dowód nie został przebadany, nie mogą podchodzić do niego osoby postronne. Ktoś przecież mógłby coś podrzucić, lub coś zabrać. Możemy domniemywać, że chodzi tu o zdezawuowanie ewentualnych wyników badań w przyszłości. Zawsze wtedy strona rosyjska będzie mogła powiedzieć, że coś zostało podrzucone lub zabrane i że to nie była ich wina, ocenia Święczkowski.
Skomentuj artykuł