Odpowiedzialni za tragedię w kopalni Krupiński
W rejonie ściany wydobywczej kopalni Krupiński w Suszcu, gdzie w maju 2011 r. po zapaleniu metanu zginął górnik i dwaj ratownicy, było zbyt dużo tego gazu. Mogły przyczynić się do tego uchybienia, jednak trudno komukolwiek przypisać winę za tragedię.
Do takich wniosków doszła komisja Wyższego Urzędu Górniczego (WUG), od ponad ośmiu miesięcy wyjaśniająca przyczyny ubiegłorocznego wypadku. Szef komisji, wiceprezes Urzędu Wojciech Magiera, zastrzegł, że wprawdzie stwierdzone uchybienia można przepisać konkretnym osobom, nie można jednak jednoznacznie ocenić, że winę za śmierć trzech osób i poważne ranienie 11 innych ponosi człowiek, a nie natura.
Magiera zapowiedział, że w ciągu trzech miesięcy Okręgowy Urząd Górniczy w Rybniku sporządzi orzeczenie, w którym uchybienia, prowadzące do nagromadzenia się niebezpiecznej ilości metanu w rejonie ściany wydobywczej, zostaną przypisane konkretnym osobom. Muszą one liczyć się z sankcjami, wynikającymi z prawa geologicznego i górniczego. Najbardziej dotkliwa z nich to zakaz pełnienia określonych funkcji w górnictwie, maksymalnie przez dwa lata. Na razie nadzór górniczy nie chce przesądzać, czy i jakie sankcje zastosuje.
Do zapalenia metanu w kopalni Krupiński doszło 5 maja ubiegłego roku. Komisja ustaliła, że zapłon zainicjowały iskry mechaniczne, powstałe w wyniku wzajemnego tarcia metalowych elementów. Doszło do tego, gdy zablokował się przenośnik, którym transportowano materiały. Aby zlikwidować zakleszczenie, uruchomiono przenośnik do tyłu. Wtedy doszło do zapalenia nagromadzonego w okolicy urządzenia metanu. Górnicy próbowali gasić pożar, było to jednak bezskuteczne.
Podczas wtorkowej konferencji prasowej wiceprezes Magiera wyliczył okoliczności, jakie przyczyniły się do powstania niebezpiecznych stężeń metanu. Eksperci uznali, że z położonego niżej pokładu węgla metan mógł sączyć się szczelinami. Za okoliczności sprzyjające jego nagromadzeniu uznano m.in. brak przewietrzania zamkniętej przestrzeni przenośnika ścianowego, ponieważ nie uruchomiono służącej do tego instalacji sprężonego powietrza. Pod przenośnikiem z reguły nie instaluje się czujników metanu, więc trudno było wykryć wysokie stężenie.
Inne wskazane przez komisję elementy, zakłócające przepływ powietrza przez ścianę, to m.in. uruchomienie jednego z wentylatorów, pozostawienie kombajnu w górnym odcinku ściany oraz rozszczelnienie przegrody wentylacyjnej przy transporcie materiałów. Zmniejszył się też przekrój chodnika wentylacyjnego. W efekcie zakłócone było przewietrzanie tego miejsca. Komisja nie była jednak w stanie stanowczo stwierdzić, że gdyby nie było tych uchybień, metan nie zgromadziłby się pod przenośnikiem w takiej ilości. Jego wypływ miał bowiem charakter naturalny i trudno ocenić, na ile można było temu zapobiec.
Komisja uznała, że prowadzona po wypadku akcja ratownicza należała do najtrudniejszych w historii polskiego górnictwa. Ratownicy pracowali w warunkach braku widoczności, zadymienia i zagrożenia wybuchem, w wielkim stresie. Oceniono, że akcja była prowadzona prawidłowo.
Po zapaleniu metanu zginął górnik, a następnie także dwaj ratownicy idący z pomocą poszkodowanym. Ciało drugiego z nich znaleziono w zadymionym chodniku dopiero po tygodniu poszukiwań. Eksperci doszli do wniosku, że ratownicy nie popełnili błędu podczas akcji, a rozdzielenie się zastępu w skrajnie trudnych podziemnych warunkach miało swoje uzasadnienie. Dwaj ratownicy, którzy odłączyli się od zastępu, zginęli. Zabiły ich wysoka temperatura, poparzenia i brak tlenu.
Aby zapobiec podobnym tragediom w przyszłości, komisja postuluje m.in. nagrywanie rozmów z dyspozytorami oraz wyposażenie ratowników w bezprzewodową łączność i specjalną odzież schładzającą. Rekomenduje też wyposażenie zastępów ratowniczych w bezprzewodowe środki łączności, by mogli być w stałym kontakcie z bazą i ze sobą. Potrzebne są też przyrządy pomiarowe umożliwiające szybki odczyt wskazań w trudnych warunkach, np. braku widoczności. Wnioski komisji adresowane są do przedstawicieli kopalń, jednostek ratownictwa górniczego oraz placówek naukowo-badawczych.
Przedstawiciele Jastrzębskiej Spółki Węglowej (JSW), do której należy kopalnia Krupiński, czekają teraz na orzeczenie urzędu górniczego w Rybniku. Ma ono wskazać osoby odpowiedzialne za uchybienia, które mogły przyczynić się do nagromadzenia niebezpiecznej ilości metanu. Rzeczniczka JSW, Katarzyna Jabłońska-Bajer, poinformowała, że rejon wypadku został zamknięty na zawsze. Kopalnia zamierza wydobyć jeszcze ok. 340 tys. ton węgla z tego pokładu, ale od innej strony.
Skomentuj artykuł