Reforma szkolnictwa wyższego - kontrowersje
Reforma polskich uczelni - zawarta w nowelizacjach ustaw uchwalonych przez Sejm - wzbudza kontrowersje środowiska akademickiego. Reformę popierają rektorzy wraz z częścią uczonych, a sprzeciwiają się jej akademickie zw. zawodowe i część naukowców z PAN. Studenci są podzieleni.
W piątek Sejm uchwalił nowelizacje ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym oraz ustawy o stopniach naukowych i tytule naukowym. Zakładają one m.in. likwidację centralnej listy kierunków studiów i poszerzenie autonomii uczelni w kształtowaniu oferty dydaktycznej, ograniczenie wieloetatowości nauczycieli akademickich, uproszczenie procedury habilitacyjnej, opłaty za drugi kierunek studiów, wyłanianie najlepszych jednostek naukowych, jako tzw. Krajowych Naukowych Ośrodków Wiodących i lepsze ich finansowanie. W ustawach zmieniono system finansowania uczelni: najwięcej pieniędzy mają dostawać najlepsi, a środki na badania w większym stopniu będą przyznawane jako granty zwycięzcom konkursów na najlepsze projekty. Nowe przepisy mają wejść w życie 1 października 2011 r.
"Ta reforma nie zmienia całego systemu szkolnictwa w Polsce, ale wprowadza elementy, które są dla uczelni korzystne. Wśród nich wymienić można wzrost autonomii uczelni w sprawie programów kształcenia, wzmocnienie roli rektora, ograniczenie wieloetatowości, a także ułatwienie ścieżki kariery naukowej przy jednoczesnym zachowaniu wysokiej jakości prac badawczych. To są sprawy bardzo cenne, które można wykorzystać do prorozwojowej polityki kadrowej" - powiedziała PAP w piątek przewodnicząca Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich, rektor Uniwersytetu Warszawskiego, prof. Katarzyna Chałasińska-Macukow.
Jak podkreśliła, w dyskusji nad założeniami reformy, a także w pracach sejmowej komisji edukacji, środowisko rektorów reprezentowane przez KRASP brało czynny udział, co w rezultacie dało przepisy korzystniejsze od pierwotnie postulowanych przez rząd. "Korzystniejsze, bo łatwiej będzie zarządzać uczelnią. To jest ta najważniejsza korzyść. Te nowelizacje są bardzo potrzebne i generalnie rzecz biorąc pozytywne dla szkolnictwa wyższego" - dodała rektor.
Innego zdania jest przewodniczący Krajowej Sekcji Nauki NSZZ "Solidarność" Edward Malec. "Niedobre jest odebranie pewnych praw pracowniczych. Chodzi m.in. o sprawę rotacji adiunktów, która jest rozwiązana w sposób konfliktogenny, bo pozwala na dwojaką interpretację ustawy. Z całą pewnością ustawa narusza swobody akademickie. Umożliwia np. zwolnienie pracowników mianowanych po jednokrotnej ocenie negatywnej, a trzeba wiedzieć, że zgodnie z tą ustawą w długiej perspektywie czasowej będzie to dotyczyć elity akademickiej" - powiedział Malec.
Podkreślił także, że w ustawie zabrakło zapisu gwarantującego wzrost nakładów na szkolnictwo wyższe. Jego zdaniem, problem wieloetatowości na polskich uczelniach ma swoje źródło w tym, że naukowcy zbyt mało zarabiają na jednym etacie.
Zgodnie z ustawą, naukowiec, który będzie chciał podjąć drugie zatrudnienie (trzeci etat będzie zabroniony) lub prowadzić działalność gospodarczą, będzie musiał uzyskać zgodę rektora lub kierownika jednostki naukowej. Według związkowców, najlepszym sposobem wyeliminowania wieloetatowości na uczelniach będzie zwiększenie wynagrodzeń dla pracowników naukowo-dydaktycznych.
Z przepisami nowel nie zgodziła się także część badaczy Polskiej Akademii Nauk, m.in. z Rady Naukowej Instytutu Studiów Politycznych PAN. "Ustawy (...) zawierają wiele regulacji, które zwiększą skalę rozmaitych zjawisk negatywnych, zamiast je ograniczać. Burzą one dotychczasowy porządek instytucjonalny, zamiast naprawiać istniejący" - uznali naukowcy Rady, którzy w tej sprawie na początku stycznia napisali list do premiera Donalda Tuska.
W rozmowie z PAP dr hab. Michał Kokowski z Instytutu Historii Nauki PAN wyjaśnił, że niekorzystne zmiany dotyczą m.in. procedur przyznawania tytułu profesora. Według niego, dyskryminują one nauki humanistyczne. Chodzi o to, że aby móc ubiegać się o tytuł profesora, trzeba wcześniej kierować kilkoma pracami badawczymi, finansowanymi z grantów. "Tymczasem np. w naszej specjalności - historii nauki - nie ma grantów. Musimy ubiegać się o granty w tych samych konkursach, w których startują wszyscy historycy - np. badający historię polityczną czy gospodarczą. Trudno jest uzyskać grant, a co dopiero nim kierować" - podkreślił.
Ponadto naukowcy chcą też nowelizacji obowiązującej ustawy o PAN. "To krzywdzące, że w PAN nie obowiązują minimalne wynagrodzenia i reguły płacowe funkcjonujące na uczelniach. Instytuty PAN to wiodące jednostki naukowe w Polsce. 90 proc. z nich ma kategorię pierwszą w ocenie ministerstwa, a zarobki profesorów w instytutach nierzadko wynoszą tyle, co pensja adiunkta lub nawet asystenta na uczelni" - powiedział Kokowski.
Według prof. Macieja Żylicza z Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej, reforma uczelni idzie w dobrym kierunku, ale na pewnych etapach się zatrzymała, co oznacza, że w przyszłości - jego zdaniem - trzeba będzie ją znów nowelizować. "Plusem nowel jest to, że dobre uczelnie będą mogły same ustalać programy dydaktyczne, same będą mogły też decydować o kierunkach studiów. Ponadto ustawa wprowadza co dwa lata ocenę nauczycieli akademickich: dydaktyczną, merytoryczną, naukową. Większość osób będzie zatrudniana na kontraktach, a tylko profesorowie tytularni będą nominowani. Kontrakty likwidują wieloetatowość - zatrudnienie będzie tylko na jednym etacie, a dodatkowo za zgodą rektora na drugim" - wymieniał Żylicz.
Krytykowane przez innych przyśpieszenie robienia habilitacji i inne jej ocenianie - zdaniem prof. Żylicza - to kroki w dobrym kierunku. "Otwieranie korporacji profesorskich na osoby wybitne uzyskujące samodzielność naukową na zewnątrz kraju i mogą zostać profesorami bez habilitacji to krok w dobrą stronę" - przekonywał.
Za mankamenty ustaw prof. Żylicz wymienił m.in. to, że nie wymuszają mobilności kadry naukowej. "Można nadal zrobić pracę magisterską, doktorat, habilitację, profesurę na tej samej uczelni. Nadal pieniądze na dydaktykę będą dzielone według algorytmu. Algorytm nie uwzględnia jakości nauczania, w liczniku jest liczba studentów, stąd wiadomo, że uczelnia musi mieć ich dużo. To błąd systemowy" - podkreślił.
Reformę szkolnictwa wyższego poparła także Krajowa Reprezentacja Doktorantów. Wśród korzystnych zmian doktoranci wymieniają znaczny wzrost wysokości stypendiów dla 30 proc. najlepszych doktorantów danej uczelni. "Ta ustawa to dla +młodych+ duża szansa na lepszy rozwój, szybszą karierę akademicką, a także na podniesienie jakości prac doktorskich. Wśród wielu zmian warto podkreślić lepsze dostosowanie systemu finansowania i pomocy socjalnej dla doktorantów. Stypendium doktoranckie nie będzie już wliczane, jak większość innych stypendiów, do dochodu liczonego przy przydzielaniu pomocy materialnej. Istotnym novum będzie dotacja projakościowa do stypendiów dla 30 proc. najlepszych doktorantów danej uczelni" - poinformowała PAP przewodnicząca Krajowej Reprezentacji Doktorantów, Kinga Kurowska.
Jak podała, obecnie stypendium doktoranta wynosi średnio ok. 1,2 tys. zł (minimalne wynosi 1044 zł), a po uwzględnieniu dodatku projakościowego wzrośnie średnio o 800 zł, co w efekcie da najlepszym doktorantom stypendia w wysokości ok. 2 tys. zł.
"Jedną z najbardziej palących spraw wciąż pozostaje jednak brak zniżek na przejazdy PKP dla doktorantów. Jest to temat tym bardziej istotny, że ze zniżek mogą korzystać nauczyciele akademiccy, a także studenci. Ci ostatni uzyskali ostatnio nawet ich zwiększenie z 37 do 51 proc." - powiedziała Kurowska.
Nowelizacje dot. szkolnictwa wyższego cieszy się także poparciem Parlamentu Studentów RP, będącym ogólnokrajowym przedstawicielstwem wszystkich samorządów studenckich w Polsce. "Ta nowelizacja jest zdecydowanie prostudencka" - powiedziała PAP przewodnicząca tej organizacji Dominika Kita. W jej ocenie, rządowa nowela podejmuje wysiłek reformy kształcenia w Polsce w kształcie, który od wielu lat jest obecny na zachodzie Europy. Zwróciła uwagę m.in. na poprawę systemu pomocy materialnej dla studentów oraz upodmiotowienie studenta w relacji z uczelnią, poprzez wprowadzenie umów cywilno-prawnych, które po wejściu przepisów w życie będą studenci mogli zawierać z uczelniami.
Parlament Studentów RP nie sprzeciwia się także wprowadzeniu odpłatności za drugi kierunek studiów. Zgodnie z nowelizacją bezpłatnie studiować na więcej niż jednym kierunku będą mogli tylko najlepsi studenci. Według ustawy, będą to ci, którzy spełnią kryteria pozwalające na otrzymanie stypendium rektora. Zdaniem resortu stworzy to szansę dla tych kandydatów na studia, którzy tylko nieznacznie słabiej wypadli na egzaminie maturalnym.
"Parlament Studentów RP nie ma moralnego prawa rozsądzać, który student jest ważniejszy, czy ten który studiuje nieograniczoną liczbę bezpłatnych kierunków, czy jego kolega, który dziś za studia płaci, ponieważ zabrakło dla niego miejsca w publicznej uczelni. Dlatego nie sprzeciwiamy się ograniczeniu możliwości bezpłatnego studiowania do dwóch kierunków. Przy założeniu, że pula bezpłatnych miejsc zostanie ta sama, dostępność do bezpłatnego studiowania rzeczywiście się zwiększy" - uznała Kita.
Z innych powodów z reformą nie zgadza się jednak grupa studentów z uczelni niepublicznych. W liście do premiera Donalda Tuska studenci napisali, że domagają się dofinansowania studiów stacjonarnych. "W uczelniach niepublicznych kształci się zwykle kilka razy więcej młodzieży z biednych środowisk. My i nasi rodzice musimy płacić podwójnie tj. płacimy czesne za siebie, a poprzez płacone podatki, płacimy czesne za studentów uczelni publicznych, często znacznie lepiej sytuowanych od nas" - argumentują studenci. Apel do premiera poparły m.in. samorządy studenckie Collegium Civitas w Warszawie, Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie i Wyższej Szkoły Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera.
Nowelizacje ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym oraz ustawy o stopniach naukowych i tytule naukowym oraz o stopniach i tytule w zakresie sztuki będą teraz procedowane w Senacie.
Skomentuj artykuł