Ruszył proces Dariusza P. ws. zabójstwa pięciorga najbliższych
Przed Sądem Okręgowym w Gliwicach ruszył w poniedziałek proces Dariusza P., któremu prokuratura zarzuca podpalenie domu w Jastrzębiu Zdroju i zabicie w ten sposób pięciorga członków najbliższej rodziny.
Według oskarżenia motywem zbrodni była chęć uzyskania pieniędzy z ubezpieczenia.
Sprawa toczy się przed rybnickim ośrodkiem gliwickiego sądu. O godz. 10.30 prokurator Rafał Spruś rozpoczął odczytywanie aktu oskarżenia. Dokument liczy prawie 30 stron. Sąd wcześniej odrzucił wniosek o wyłączenie jawności procesu, czego domagał się pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych. Argumentował, że obecność mediów może krępować składających zeznania świadków i naruszyć ważny interes prywatny pokrzywdzonych.
Do wniosku przychylił się też sam oskarżony, wskazując, że sprawa ma skomplikowany charakter. Sąd nie podzielił tej argumentacji. Sędzia Ryszard Furman wskazał, że sprawa wzbudza uzasadnione zainteresowanie społeczne.
W pożarze, do którego doszło w maju 2013 roku, zginęła żona Dariusza P. oraz czworo ich dzieci. P. został zatrzymany i aresztowany pod koniec marca 2014 r. Gliwicka prokuratura zarzuciła mu zabójstwo pięciu osób, a także usiłowanie zabójstwa szóstej - najstarszego syna, który ocalał z pożaru. Oskarżonemu grozi dożywocie.
Dariusz P. w śledztwie nie przyznał się do winy, zmieniał wyjaśnienia. O to, czy przyznaje się do zarzutów, spyta go ponownie sąd po odczytaniu aktu oskarżenia. Prokuratura nie ma wątpliwości, że to on podłożył ogień w domu, w którym spała jego żona i dzieci. Zdaniem prokuratury ciąg poszlak zgromadzonych w sprawie tworzy zamknięty łańcuch, a pozostałe wersje, są nieprawdopodobne.
Motywem przestępstwa miała być chęć uzyskania pieniędzy z polis. Według ustaleń śledztwa Dariusz P. na krótko przed pożarem zawarł szereg umów ubezpieczeń majątkowych i osobistych - na wysokie kwoty. Z domu usunął wartościowe przedmioty. Miał poważne długi, m.in. zadłużenie w urzędzie skarbowym.
Akt oskarżenia trafił do sądu w marcu br. Prokuratura zakwalifikowała przestępstwo jako "sprowadzenie zdarzenia zagrażającego życiu i zdrowiu wielu osób w postaci pożaru, w następstwie którego sześć osób odniosło poważne obrażenia ciała, z których pięć osób zmarło oraz usiłowanie zabójstwa jednej osoby". Według śledczych dowody wskazują, że oskarżony działał "w zamiarze bezpośrednim pozbawienia życia członków swojej rodziny".
Jednym z kluczowych dowodów w sprawie jest opinia biegłego z zakresu pożarnictwa, jednoznacznie wskazująca na podpalenie. Ogień podłożono w domu w sześciu miejscach. Żaluzje były zamknięte i zablokowane w taki sposób, by nie można ich było otworzyć. Opinia z zakresu mechanoskopii potwierdziła, że w domu nie było śladów włamania.
Zdaniem prokuratury, aby upozorować przypadkowe powstanie pożaru, P. podrzucił mysz - chodziło o zasugerowanie, że gryzoń przegryzł kable, doprowadzając do zwarcia. Podczas przeprowadzonej sekcji gryzonia, okazało się, że zwierzę zdechło wcześniej, na skutek urazu mechanicznego. Niezależnie od tego, stwierdzono, że kabel został przecięty.
Z jeszcze innej opinii biegłych, którzy badali logowania telefonu podejrzanego, wynika, że P. - wbrew swym twierdzeniom - w czasie pożaru był w pobliżu domu. Inną badaną kwestią były sms-y z pogróżkami, które P. pokazywał śledczym, aby skierować śledztwo na fałszywe tory - chodziło o zasugerowanie, że podpalaczem jest inna osoba, która miała mu grozić. Podczas śledztwa znaleziono przy nim telefon, z którego wysyłano te wiadomości.
Według biegłego lingwisty, wiadomości - zarówno u odbiorcy, jak i nadawcy tekstu - zostały sporządzone przez tę samą osobę. Ich treść porównywano też m.in. z tekstem wywiadu, którego P. udzielił dziennikarzom. Ostatecznie P. przyznał w śledztwie, że sam pisał do siebie te wiadomości, wiedząc, że nie ma dostatecznego alibi.
Biegli, którzy podczas śledztwa przez kilka tygodni obserwowali Dariusza P. w Szpitalu Psychiatrycznym przy Areszcie Śledczym we Wrocławiu uznali go za poczytalnego. Stwierdzili u oskarżonego cechy osobowości psychopatycznej. Jak podawała prokuratura, P. najprawdopodobniej symulował niepoczytalność m.in. czerpiąc wiedzę ze znalezionej u niego w domu książki "Psychiatria kliniczna i pielęgniarstwo psychiatryczne". Wobec Dariusza P. prowadzone były wcześniej inne sprawy karne o charakterze gospodarczym. Podczas zleconych w ich ramach badań, przeprowadzonych w warunkach ambulatoryjnych, biegli uznali go za niepoczytalnego (teraz będą one weryfikowane).
Do tragedii doszło 10 maja 2013 r. Powierzchnia pożaru była niewielka - ok. 15 m kw. Jego ognisko znajdowało się na piętrze domu jednorodzinnego, paliła się część schodów i szafa. W wyniku pożaru zmarło pięć osób, ocalał tylko najstarszy syn. Jak wykazała sekcja zwłok, przyczyną śmierci ofiar było zatrucie tlenkiem węgla. Na miejscu zginęła 18-letnia najstarsza córka, czterolatka - w trakcie udzielania pomocy. Potem w szpitalach w Jastrzębiu Zdroju i Cieszynie zmarli kolejno: 10-letni chłopiec i 40-letnia matka dzieci oraz 13-letnia dziewczynka.
Cała piątka spoczęła w jednym grobie na cmentarzu w Jastrzębiu Zdroju. Żegnali ich członkowie rodziny, mieszkańcy miasta i metropolita katowicki abp Wiktor Skworc, który przed tragedią odwiedził rodzinę P. podczas swej wizytacji w parafii. Podczas uroczystości pogrzebowych abp Skworc wspominał zaangażowanie rodziny P. w życie Kościoła - 10-latek był ministrantem, jego starsze siostry działały w stowarzyszeniu Dzieci Maryi, a rodzice byli związani z ruchem "Światło-Życie". P. miał opinię przykładnego ojca i wzorowego męża.
Skomentuj artykuł