Ruszył proces dwóch stalinowskich śledczych
Proces dwóch stalinowskich śledczych, oskarżonych o znęcanie się w latach 50. nad rzekomymi uczestnikami "spisku w wojsku", ruszył w czwartek przed Wojskowym Sądem Garnizonowym w Warszawie. Podsądnym grozi do 5 lat więzienia; nie przyznają się do winy.
Pion śledczy IPN bada "sprawę Tatara" w wielu śledztwach; sądy III RP skazywały już śledczych z tej sprawy. Tych dwóch oskarżono w 2010 r., że w latach 1951-1952 r. znęcali się nad przesłuchiwanymi więźniami Informacji (ówczesnego kontrwywiadu wojska) płk. Józefem Jungrawem, płk. Szczepanem Ściborem, płk. Augustem Menczakiem, ppłk. Albertem Szaadem. Trzech pierwszych skazano na śmierć, a wyroki wykonano; czwarty dostał karę więzienia. W 1956 r. wyroki uchylono, bo nie popełnili oni żadnych przestępstw.
Z odczytanego przez prok. Piotra Dąbrowskiego aktu oskarżenia wynika, że podsądni znęcali się nad więźniami fizycznie i moralnie: przesłuchiwali ich wielokrotnie, przez wiele godzin, w dzień i w nocy, pozbawiając ich snu (nawet przez kilkanaście dni). Zmierzali w ten sposób do ich załamania fizycznego i psychicznego, do zmuszenia do przyznania się do udziału w dywersyjno-szpiegowskiej organizacji działającej w wojsku i do składania wyjaśnień zgodnych z koncepcją Informacji.
IPN kwalifikuje te czyny jako i zbrodnie komunistyczne, i przeciw ludzkości. W śledztwie podejrzani mówili, że takie metody zlecał im przełożony, płk Antoni Skulbaszewski - oficer sowiecki, wiceszef Informacji i główny autor koncepcji "spisku w wojsku". IPN podkreśla, że nie zwalnia to od odpowiedzialności karnej. Po 1990 r. Polska chciała ścigać Skulbaszewskiego, który żył jeszcze wtedy na Ukrainie, ale państwo to odmówiło, powołując się na przedawnienie jego czynów.
- Mnie tak długie przesłuchania nie męczyły - dodał. - To w ogóle nie powinno mieć miejsca - powiedział, pytany, jak dziś ocenia sprawę "spisku w wojsku".
Syn płk. Jungrawa, Jan, powiedział PAP, że zeznania K. to "bajdurzenia". Dodał, że ojciec w śledztwie osiwiał - widział go na ławie oskarżonych jedynie w relacji kroniki filmowej. Jako świadek mówił, że miał wtedy 14 lat i nie rozumiał, o co chodzi, a matka nic mu nie mówiła. Pamiętał zatrzymanie ojca, które odbyło się bez przemocy - wtedy ostatni raz go widział.
Drugi oskarżony, Józef K., uznał zarzuty za "karkołomne" i "rozmijające się ze stanem faktycznym". Mówił, że Skulbaszewski zakazywał mu "ludzkich odruchów wobec wroga", polecał stosowanie przymusu, zarzucając mu nieumiejętność zmuszenia aresztowanych do składania zeznań. - Wymogom Skulbaszewskiego trudno było mi sprostać; był opryskliwy; upokarzał mnie, bo byłem repatriantem z Francji - powiedział sądowi K.
Dodał, że rozchorował się nerwowo, gdy usłyszał o skazaniu na śmierć płk. Ścibora, którego - na polecenie Skulbaszewskiego - zachęcał do przyznania się, bo "sąd to weźmie pod uwagę". Podkreślał, że Skulbaszewski założył podsłuchy w pokojach przesłuchań, by kontrolować śledczych. Mówił, że do szkoły Informacji trafił na mocy rozkazu, gdy zgłosił się do wojska po powrocie z Francji. Wniósł o przesłuchanie jako świadka m.in. stalinowskiego prokuratora Zbigniewa Domino, potem znanego literata.
Proces odroczono do 18 maja.
Skomentuj artykuł