Semka: nasza demokracja jest sterowana
Los tygodnika "Uważam Rze" to kolejny dowód, że demokracja w Polsce jest sterowana - tak publicysta pisma Piotr Semka skomentował wyrzucenie jego redaktora naczelnego Pawła Lisickiego oraz odejście zespołu dziennikarzy - twórców sukcesu czasopisma.
- Teraz, gdy narzeka się na brutalizacje języka publicznej debaty, jednocześnie bez większych emocji przyjmowane jest znaczne osłabienie pisma, które o sprawach publicznych mówiło stonowanym językiem. Przez tyle lat wyśmiewano prawicę jako niezdolną do wytworzenia jakościowej, dobrze sprzedającej się gazety, a gdy taka wreszcie powstała, poucza się redaktorów "Uważam Rze", że właściciel ma prawo zrobić z gazetą, co mu się żywnie podoba. A jeśli właściciel zarzyna kurę, znoszącą złote jajka, to mamy prawo podejrzewać, że chodzi o nacisk polityczny - stwierdził publicysta.
Tytuł rozchodził się w 130 tys. egzemplarzach i przynosił właścicielowi dochody. Zdaniem dziennikarza sytuacja, w której nie wyniki finansowe, a niejawne kryteria rozstrzygają o decyzjach personalnych w mediach ujawnia, że w Polsce mamy do czynienia z fasadową demokracją.
Semka nie ma wątpliwości, że praktyczna likwidacja dotychczasowego profilu pisma zachwieje równowagą na rynku mediów - duża grupa odbiorców o prawicowych poglądach została pozbawiona swojego medium. Ale są i tacy, których ta sytuacja bardzo cieszy.
Dziennikarz nie wypowiedział się na temat przyszłości zespołu, który odszedł wraz z Pawłem Lisickim. - Na razie jesteśmy na etapie oswajania się z nową sytuacją. Powstał niebezpieczny precedens. Media prywatne są niesłychanie wrażliwe na reakcje rozdrażnienia ze strony rządu, będą unikać krytycznych publikacji - stwierdził Semka.
Jego zdaniem cała ta sytuacja jest potwierdzeniem, że na polskim rynku medialnym są ważniejsze kryteria oceny gazety niż wyniki finansowe. Nie jest to jedyny wypadek rozwalania medium, które odniosło sukces - tak było z telewizją, kierowaną przez Wiesława Walendziaka. I jest to kolejne potwierdzenie, że polska demokracja jest sterowana - zaznaczył Semka.
Skończyło się niedobrane małżeństwo, które trwało ponad rok - powiedział Semka. Przypomniał historię dziennika "Rzeczpospolita", której współwłaścicielem był Skarb Państwa i spółka brytyjska Mecom. Po objęciu rządów przez partię Donalda Tuska Mecom próbował wykupić udziały Skarbu Państwa. Byłoby naturalne, że wobec mediów przychylnych rządzącym na polskim rynku byłby także tytuł, który jest wobec niego krytyczny. Ale rząd się na propozycję Mecomu nie zgodził, zaś jego nowy szef wycofał się z rynku polskiego.
W zeszłym roku gazetę kupił Grzegorz Hajdarowicz, człowiek, który ma bardzo dużo rozmaitych biznesów, ale nie ma wyczucia do mediów i szczęśliwej do nich ręki. Zdaniem Semki od tego momentu zaczęły się problemy, choć nowy właściciel gazetę otrzymał na tacy i cieszy się dużą życzliwością rządu, przyjaźni się z jego rzecznikiem Pawłem Grasiem, czego nie ukrywa. Ale pierwszą rzecz, którą zrobił, było odsunięcie doświadczonego redaktora naczelnego Pawła Lisickiego i zastąpienie go Tomaszem Wróblewskim. To była pierwsza nienormalność i niezrozumiały krok, bo Lisicki zrobił wiele dla ratowania gazety w latach 2006-2011 - uważa Semka.
Jego zdaniem kolejnym niezrozumiałym faktem było to, że właściciel nie zorganizował żadnej kampanii reklamowej tygodnika "Uważam Rze", który osiągnął sukces wydawniczy, a o tytule wyrażał się z dystansem. Przez rok panowała więc chłodna kohabitacja zespołu z właścicielem aż doszło do kryzysu w związku z tekstem Cezarego Gmyza. Paweł Lisicki otrzymał informację, że na łamach "Uważam Rze" nie mogą się ukazywać teksty Cezarego Gmyza. W trakcie dyskusji doszło do bardzo niepokojących deklaracji Hajdarowicza: Ja daję pieniądze i mam prawo do daleko idącej ingerencji na każdym szczeblu. Lisicki spokojnie odpowiedział, że nie może być "zapisu" na osobę, a kryterium publikowania tekstów jest jedynie ich jakość.
W ocenie Semki Hajdarowicz w sposób autorytarny (do czego ma zresztą prawo) pokazał, jak kierować gazetą, wobec czego większość zespołu uznała, że nie widzi możliwości dalszej pracy w tych warunkach. - Nie można kierować redakcją jak fabryką śrubek, bo ludzie mają swoje priorytety, standardy i ideały - wskazał Semka.
Dziennikarz zwrócił uwagę na pewną sprzeczność - tygodnik przynosił dochód, ludzie chętnie go kupowali, gdyż mają zaufanie do zespołu, a takie zaufanie buduje się latami. Zaś od samego początku Hajdarowicz powtarzał pracownikom, że w tej redakcji oprócz niego nie ma ludzi niezastąpionych. Jest więc głęboko przekonany, że na każde stanowisko można znaleźć kogoś innego i tę zasadę wciela w życie. Tyle że Tomasz Wróblewski wytrwał jako redaktor naczelny "Rzeczpospolitej" tylko rok, teraz naczelnym "Uważam Rze" został Jan Piński i można się zastanawiać, ile czasu będzie sprawował swoją funkcję.
Skomentuj artykuł